To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Teraz jednak odwiedziny stały się znacznie rzadsze, Jubal zaś wcale nie był zachwycony rozwojem wydarzeń. Nie przejął się specjalnie, kiedy Mike'a wyrzucono z seminarium teologicznego, a rozwścieczeni wykładowcy obrzucili go najstraszliwszymi obelgami; niektórzy uczynili to dlatego, że wierzyli w Boga, a inni dlatego, że n i e wierzyli, lecz połączyła ich wspólna nienawiść do Człowieka z Marsa. Jubal wyznawał zasadę, że każdy teolog powinien być zachwycony, jeśli spotka go coś choćby odrobinę lepszego od łamania kołem, a poza tym chłopcu przyda się takie doświadczenie. Następnym razem na pewno będzie ostrożniejszy. Nie przejął się również zbytnio, kiedy Mike (przy znacznej pomocy Douglasa) zaciągnął się pod przybranym nazwiskiem do sił zbrojnych Federacji. Był pewien, że żaden sierżant nie zdoła wpędzić chłopaka w nerwicę, a w najmniejszym stopniu nie obchodziło go, co stanie się z wojskiem Federacji - jako niepoprawny stary reakcjonista Jubal spalił pochwalny list, z jakim zwolniono go z armii i wszystkie inne dokumenty, w chwili kiedy Stany Zjednoczone zrezygnowały z utrzymywania własnych sił zbrojnych. Zdziwiło go nieco, jak niewiele zniszczeń poczynił Mike jako "szeregowiec Jones" i że długo udało mu się pozostać niezauważonym - prawie trzy tygodnie. Zakończył swoją wojskową karierę podczas wolnych pytań po jakimś wykładzie, kiedy to wygłosił przemowę na temat bezsensu używania siły w stosunkach międzyludzkich, okraszając ją uwagami na temat pożytków płynących z redukowania nadmiaru populacji poprzez powszechny kanibalizm, a następnie zgłosił gotowość posłużenia jako świnka morska w testach mających na celu udowodnienie, że wszelka przemoc nie ma najmniejszego zastosowania, jeśli przeciwstawi się jej n a p r a w d ę samozdyscyplinowana osoba. Zamiast skorzystać z propozycji wyrzucono go z wojska. Douglas pokazał Harshawowi ściśle tajny raport, przeznaczony do natychmiastowego zniszczenia po przeczytaniu, ostrzegłszy go uprzednio, że nikt, nie wyłączając samego szefa sztabu, nie wie o tym, iż "szeregowiec Jones" jest w rzeczywistości Człowiekiem z Marsa. Raport zawierał kilka sprzecznych ze sobą relacji osób będących świadkami ćwiczeń "Jonesa" z bronią palną; Jubal zdziwił się, że znaleźli się ludzie mający dość odwagi, by stwierdzić pod przysięgą, że widzieli, jak broń po prostu rozpłynęła się bez śladu. Ostatni akapit przeczytał ze szczególną uwagą: "Wnioski: rzeczony osobnik posiada wrodzone zdolności hipnotyzerskie i ewentualnie mógłby być przydatny w wywiadzie, lecz nie posiada żadnej wartości bojowej. Co więcej, jego niski poziom inteligencji (kretyn), ogólnie niski poziom rozwoju oraz skłonności paranoidalne (mania wielkości), praktycznie uniemożliwiają wykorzystanie tego samorodnego talentu. Zalecenie: zwolnić z powodu niezdolności do służby." Mimo to Mike zdołał się trochę zabawić. Podczas parady, jaka odbywała się w dniu jego odejścia z wojska, kiedy pluton Mike'a maszerował przed generałem i jego sztabem, wszyscy oficerowie odbierający defiladę znaleźli się nagle po pas w kojarzącym się natychmiast ze wsią produktem stanowiącym końcowy efekt przemiany materii, znanym wszystkim żołnierzom, lecz ostatnio dość rzadko spotykanym na placach ćwiczeń. Produkt ów natychmiast zniknął, pozostawiając przykry zapach i przeświadczenie o zbiorowej halucynacji. Jubal doszedł do wniosku, że Mike ma dość swoisty gust, jeśli chodzi o dowcipy, ale zaraz potem przypomniał sobie wydarzenie z akademii medycznej, w którym brali udział dziekan i pewne anonimowe zwłoki; na całe szczęście, on sam miał wtedy na dłoniach gumowe rękawiczki. Harshaw był nawet zadowolony z niechlubnej kariery wojskowej Mike'a, gdyż cały ten czas Jill spędziła w domu. Kiedy Człowiek z Marsa wrócił do cywila, nie wydawał się zbytnio zrozpaczony - chwalił się nawet przed Jubalem, że spełnił życzenie Jill i nie usunął nikogo żywego, tylko kilka martwych przedmiotów, choć chwilami był bliski przekonania, że Ziemia stałaby się znacznie przyjemniejszym miejscem, gdyby nie ta właśnie słabość Jill. Harshaw nie zaprzeczył, gdyż sam był w stanie podać dość długą listę ludzi, których najchętniej widziałby na tamtym świecie. Nie budziły jego sprzeciwu niezwykłe sposoby, jakich imał się Mike podczas swego dorastania, bo Człowiek z Marsa był przecież niezwykłą istotą. Jednak ta ostatnia sprawa... "Wielebny doktor Valentine M. Smith, doc. dr hab., założyciel i pastor Kościoła Wszystkich Planet, sp. akc." - tego było już za wiele! Wystarczyło, że chłopak postanowił zostać Świętym Jasiem zamiast zostawić dusze innych ludzi w spokoju, jak uczyniłby na jego miejscu każdy dżentelmen. Ale te tytuły naukowe... Jubal miał ochotę zwymiotować. Najgorsze w tym wszystkim było to, że według Mike'a u podstaw przedsięwzięcia legła jakaś wypowiedź Jubala na temat, czym jest kościół i co mógłby osiągnąć, gdyby chciał