To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Prawdę mówiąc odniosłem wrażenie, że alkohol mu służy. Jest teraz o wiele swobodniejszy i bardziej zajmujący. - Rozumiem. Cóż, widocznie odzyskał pełną kontrolę nad swoim życiem po tym przejściowym zaćmieniu. Wspaniale. Zazdroszczę mu. Czy mogłabym prosić o martini? - Vicky - odezwał się ojciec - uważam, że już najwyższy czas, abyś znalazła sobie coś do roboty poza piciem martini i graniem ze mną w szachy. Może byś tak... - Przestań mi rozkazywać, bo ręczę, że tym razem ci to nie przejdzie! - Rusz tyłek, zainteresuj się czymś, znajdź sobie pracę albo kogoś do łóżka... - Tato! - byłam głęboko wstrząśnięta. - ...wydobądź się z tego marazmu, na litość boską! Cierpiałaś przez pół roku, nie myśl, że tego nie zauważyłem, ale teraz musisz się pozbierać... nie, nie, niczego ci nie dyktuję! I nie próbuję cię znowu wcisnąć w cudzą skórę. Po prostu chcę ci pomóc, żebyś była trochę szczęśliwsza. A teraz po- słuchaj. Dowiadywałem się tu i ówdzie i odkryłem dobry letni kurs ekonomii w New School... - Nawet o tym nie myśl. - Dobrze, a co powiesz na kurs filozofii? - Jeśli to letni kurs, i tak prawdopodobnie większość materiału już znam. - Wobec tego zapisz się na uczelnię. - Tatusiu, to piękne marzenie, ale nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak dalece niewykonalne. To kwestia energii psychicznej. Wątpię, czy zdołałabym ukończyć letni kurs. Możliwe, że nie stać mnie nawet na dwudniowe seminarium. Jestem za stara, za bardzo znużona, przybita. Mam wszystkiego dość. Pogodziłam się z faktem, że nie mam szans na to, by ukończyć studia, więc po co mam się drę- czyć, uczęszczając na kurs, który mi tylko przypomni, co straciłam? - Nie popadasz czasem w zbyt wielki pesymizm? - Nie. Jestem po prostu realistką. Myślę, że lepiej zrobiłaby mi praca niż udawanie studentki, ale jaką ja mogę dostać pracę? Nie mam zawodu, a nawet gdybym miała, i tak nie dałabym sobie rady. Trzeba samemu mieć pięcioro dzieci, żeby zrozumieć. - Przecież do dzieci masz pomoc! Nie każdy ma tyle szczęścia! Co byś zrobiła, gdybyś była jed- ną z tych matek, które nie mają wyboru - muszą pracować, żeby utrzymać rodzinę! - To nie wchodzi w rachubę. Nieraz myślę, jak inne byłoby moje życie, gdybym była biedna. - Musiałabyś jakoś dać sobie radę! - Nie jestem tego pewna. Wiem tylko, że w przeciwieństwie do Lori nie potrafię jedną ręką ra- dzić sobie z domem, mężem, dziećmi i jeszcze Bóg wie czym. Ilekroć usiłuję stać się superkobietą, kończy się to jedną wielką klapą. - Może uda mi się znaleźć ci jakąś posadkę w Fundacji Sztuk Pięknych, niezbyt absorbującą, ale taką, która pozwoli ci przestać myśleć o sobie i wydobyć się z tej depresji. - Tak, chyba jakaś skromna synekura byłaby lepsza niż nic, ale jeszcze nie teraz, tatusiu. Później. Nie mogę tak po prostu wyłączyć sprawy Scotta i błyskawicznie przestawić się na nową drogę życia. Musisz mi dać jeszcze jedną szansę na samodzielne wydostanie się z tego bagna. Potrzebuję trochę więcej czasu... 10 Mój księgowy przysłał mi list z informacją o nowych akcjach, które kupił dla mnie zatrudniony przez niego makler. Cisnęłam list do kosza na śmieci. Po chwili, nie mając nic lepszego do roboty, wy- jęłam go z powrotem i przeczytałam uważnie. Księgowy znał mnie od dziecka i pozwalał sobie na lekko mentorski ton. Wcale mi się to nie podobało. Pomyślałam: Cholerni mężczyźni, przesuwają mnie z kąta w kąt, mają się za Bóg wie kogo, a mnie za idiotkę. Jak im pokażę. Przeczytałam list jeszcze raz. Potem wyszłam z domu, kupiłam "Wall Street Journal" i posta- nowiłam zapisać się na kurs operacji giełdowych. 11 "Czas teraźniejszy i ten, który minął Istnieją chyba razem w czasie przyszłym, a przyszły czas zawiera się w minionym. Jeśli zaś społem trwają całą wieczność, Żadnego czasu nie sposób odzyskać". (Przeł. A. Piotrowski). Natychmiast przyszedł mi na myśl Scott, opętany obsesją czasu i naginający przeszłość tak, by objęła przyszłość. Przerwał mi dzwonek telefonu. - Witaj, kochanie! No i jak ci się podobały zajęcia? Jak to wyglądało? Było dużo ludzi? - Nie poszłam. Niania jest chora, Nora uparła się, że chce mieć wychodne, a doktor mówi, że Kristin ma wietrzną ospę. Tatusiu, czy mogę zadzwonić do ciebie później? "To, co być mogło, jest tylko abstrakcją I pozostaje w świecie rozważania Jako nieustająca możliwość jedynie. To, co mogło być, i to co już było, Ma cel jedyny - wiecznie teraźniejszy". (Przeł. A. Piotrowski) Drzwi się otwarły. - Mamusiu, a Samantha mnie uderzyła i chyba mam rękę złamaną w trzech miejscach, i jeszcze mam wielkiego siniaka na nodze, a z kolana to mi krew sika strumieniem. - Mhm. Momencik. - Mamusiu! - Cicho, Ben! Mówisz o tym zadrapaniu, którego nawet dokładnie nie widać bez lupy? Zmykaj stąd i przeproś Samanthę. Na pewno coś spsociłeś, skoro chciała cię zbić. - No, właściwie tak jakby niechcący siadłem na jej najlepszym zdjęciu Beatlesów... "Jeszcze w pamięci dudni echo kroków W korytarzu, który nas nie poprowadził, Ku drzwiom, których nie dane nam było otworzyć, Do różanego ogrodu..." Zatrzymałam się i przeczytałam ten ustęp jeszcze raz. Potem zrobiłam to po raz trzeci i czwarty