To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Co gorsza, nie mieli pojęcia, jak stąd uciec. Caramon ostrożnie spróbował poruszyć kilka kamieni nad ich głowami, lecz cała konstrukcja zaskrzypiała i jęknęła. Raistlin ostro przypomniał mu, że nie ma już sił na rzucanie następnych zaklęć i Tanis znużonym głosem kazał wielkiemu mężczyźnie zaprzestać prób. Siedzieli w wodzie, której poziom podnosił się przez cały czas. Tak jak stwierdził Riverwind, niejasną kwestią pozostawało tylko to, co przyczyni się do ich śmierci najpierw: brak powietrza, zimno, zawalenie się stropu, czy utopienie. - Moglibyśmy zawołać o pomoc - podsunęła Tika, starając się, by jej głos brzmiał śmiało. - W takim razie dodaj do tej listy smokowców - warknął Raistlin. - Są tu jedynymi istotami, które mogą cię usłyszeć. Tika zaczerwieniła się i szybko wytarła dłonią oczy. Caramon posłał bratu pełne wyrzutu spojrzenie, a potem objął Tikę ramieniem i przytulił ją. Raistlin spojrzał na nich oboje ze wstrętem. - Na górze nic nie słychać - rzekł zdumiony Tanis. - Można by pomyśleć, że smoki i wojsko... - Urwał zdanie i napotkał wzrok Caramona. Obaj żołnierze pokiwali głowami w nagłym, ponurym zrozumieniu. - Co się stało? - spytała Goldmoon, przyglądając im się. . - Jesteśmy na tyłach wroga - powiedział Caramon. - Armia smokowców okupuje miasto. Prawdopodobnie też okolice w promieniu wielu kilometrów. Nie ma stąd wyjścia, a nawet gdyby było, nie mielibyśmy gdzie pójść. Jakby dla podkreślenia jego słów w tym momencie drużyna posłyszała jakieś dźwięki dochodzące z góry. Gardłowe głosy smokowców, które znali aż za dobrze, przedostały się przez rumowisko. - Mówię ci, że to strata czasu - zaskomlał w mowie wspólnej inny głos, z brzmienia przypominający głos goblina. - W tej kupie gruzu nie ma nikogo żywego. - Powiedzcie to smoczemu władcy, wy żałosne pożeracze psów - warknął smokowiec. - Jestem pewien, że jego majestat zainteresuje się waszym zdaniem. Albo raczej zainteresuje się tym jego smok. Dostaliście rozkazy. A teraz, wszyscy kopać! Rozległy się zgrzyty i odgłosy odciągania kamieni na bok. Przez szpary zaczęły się sypać strużki kurzu i ziemi. Wielka belka zadrżała lekko, lecz wytrzymała. Przyjaciele spojrzeli na siebie, niemal przestając oddychać, a w pamięci wszystkich stanęli dziwni smokowcy, którzy napadli na gospodę. "Ktoś nas ściga" - powiedział wtedy Raistlin. - Czego szukamy w tych gruzach? - zaskrzeczał goblin w swoim języku. - Srebra? Klejnotów? Tanis i Caramon, którzy nieco znali mowę goblinów, nadstawili ucha. - Ee tam - powiedział pierwszy goblin, który narzekał na rozkazy. - Szpiegów, czy kogoś takiego, których smoczy władca chce przesłuchać osobiście. - Tutaj? - zapytał zdumiony drugi goblin. - To samo powiedziałem - burknął jego towarzysz. - Widziałeś, co mi z tego przyszło. Jaszczuroludzie mówią, że osaczyli ich w gospodzie, kiedy smok zaatakował. Powiedzieli, że nikt z nich nie uciekł, więc smoczy władca twierdzi, że wciąż muszą być tutaj. Jeśli chcesz znać moje zdanie - jaszczurki spaprały robotę, a my musimy teraz płacić za ich błędy. Odgłosy kopania i poruszania skał były coraz głośniejsze, podobnie jak głosy goblinów, co jakiś czas przerywane ostrym rozkazem wydawanym gardłowym głosem smokowców. Musi ich być tam z pięćdziesięciu! - pomyślał oszołomiony Tanis. Riverwind szybko podniósł swój miecz z wody i zaczął go wycierać do sucha. Pogodny zazwyczaj Caramon sposępniał, wypuścił Tikę i znalazł swoją broń. Tanis nie miał miecza, więc Riverwind rzucił mu sztylet. Tika zaczęła wyciągać miecz, lecz Tanis pokręcił głową. Będą walczyć w bliskiej odległości od siebie, a Tika potrzebowała dużo przestrzeni. Półelf spojrzał pytająco na Raistlina. Czarodziej potrząsnął głową. - Spróbuję, Tanisie - szepnął. - Jednak jestem bardzo zmęczony. Bardzo zmęczony. Nie mogę myśleć, nie mogę się skupić. - Spuścił głowę, trzęsąc się gwałtownie w swych mokrych szatach. Wysiłkiem woli powstrzymywał się od kaszlu, żeby ich nie zdradzić i rękawem tłumił rzężenie. Tanis uświadomił sobie, że jedno zaklęcie dobije go, nawet jeśli mu się uda. Mimo to, może i tak będzie miał więcej szczęścia od nich. Przynajmniej nie wezmą go żywcem. Dochodziło ich coraz głośniejsze stukanie. Gobliny są silnymi, niestrudzonymi robotnikami. Chciały szybko skończyć pracę i wrócić do plądrowania Tarsis. Drużyna czekała na dole w ponurym milczeniu. Wraz z świeżą deszczówką spadał na nich niemal stały deszcz ziemi i drobnych kamyków. Przyjaciele zacisnęli broń w dłoniach. Nim upłynie kilka minut, zostaną odkryci. Wtem niespodziewanie rozległy się nowe dźwięki. Przyjaciele posłyszeli przerażone wrzaski goblinów i krzyczących na nich smokowców, którzy rozkazywali im wrócić do pracy. Doszły ich jednak odgłosy rzucanych na kamienie łopat i kilofów, a potem przekleństwa smokowców, którzy usiłowali powstrzymać ten najwyraźniej zakrojony na pełną skalę bunt goblinów. A ponad tumultem czynionym przez rozwrzeszczane gobliny rozległ się głośny, czysty i przenikliwy okrzyk, któremu odpowiedział z oddali następny. Przypominał on krzyk orła szybującego nad stepem o zachodzie słońca. Jednak ten głos słychać było tuż nad nimi. Wtem rozległ się wrzask - krzyk smokowca. A potem odgłos rozszarpywania, jakby rozdzierania ciała tego stwora. Następne wrzaski, brzęk wyciąganego oręża, kolejny okrzyk i kolejna odpowiedź - tym razem dużo bliżej. - Co to? - spytał Caramon, wybałuszając oczy. - To nie smok. Brzmi jak... jak jakiś olbrzymi drapieżny ptak! - Cokolwiek to jest, rozdziera smokowców na strzępy! - powiedziała zalękniona Goldmoon po chwili przysłuchiwania się. Krzyki ucichły, zostawiając po sobie ciszę, która była chyba jeszcze gorsza. Cóż to za nowe zło zastąpiło stare? Wtem posłyszeli łoskot podnoszonych i zrzucanych z hukiem na ulicę głazów, kamieni, tynku i drewnianych bali. Cokolwiek było tam na górze, zamierzało dotrzeć do nich! - Zżarło wszystkich smokowców - mruknął Caramon - a teraz chce zjeść nas! Tika pobladła śmiertelnie i ścisnęła Caramona za ramię