To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Dobrzy wieczór - powiedział jegomość wchodząc. . - Do diabła! ! Dobry wieczór, panie pułkowniku! - odpowiedział Ravenow. . Nowoprzybyły przyjrzał się mu dokładnie i spytał: - Pan mnie zna? ? - Naturalnie, , panie pułkowniku. - Przepraszam, , a z kim mam przyjemność? Ravenow nie wiedział co ma sądzić. - Pan mnie nie poznaje? ? - Niestety nie. . - To wprost nie do uwierzenia. . Czy naprawdę mam wymienić swoje nazwisko? - Tak, , proszę. - Czy to możliwe, , aby pańska pamięć, albo wzrok tak osłabły? Pułkownik zmarszczył czoło. 104 - Dotychczas nigdy nie miałem potrzeby żalić się na moją pamięć czy też słaby wzrok - powiedział rozdrażniony. Właśnie pociąg ruszył dalej. - W takim razie, , to chyba ja się tak zmieniłem. - Możliwe - zaśmiał się z lekka pułkownik. . - Z kim mam więc przyjemność? ? - Nazwisko moje jest tutaj zbyteczne, to raczej jest znakiem rozpoznawczy - wysunął prawe ramię, tak, że dokładnie można było rozpoznać protezę. Pułkownik stanął zaskoczony. - Czy to możliwe? ? - Co takiego? ? - Pan jesteś porucznikiem Ravenow? Nigdy bym nie przypuszczał. Człowieku, jak pan wy- gląda? - Jak ja wyglądam? ? Nie rozumiem pana. - To niech pan spojrzy w lustro, , o tam wisi. Ravenow w swojej złości nie miał nawet czasu przejrzeć się w lustrze, dopiero teraz to uczynił. - Do stu diabłów! ! - zawołał - To mam być ja? ? - A kto inny? ? - spytał pułkownik. - Ale mnie urządził. . No, poczekaj ty drabie, już ja ci pokażę. W takim stanie nikomu nie będę się mógł pokazać na oczy. - Mnie się też tak wydaje. . - Jak to się stało? ? Fatalny upadek? - Nie, , opowiem panu, ale najpierw proszę mi powiedzieć dokąd pan pułkownik jedzie? - Do Berlina. . - To się dobrze składa, , boja także, zostałem wezwany. - Ja także? ? To dobrze, że pana spotkałem - powiedział pułkownik. . - Mógłbym powiedzieć to samo. . - Porucznik Golzen zatelegrafował do mnie. . - Naprawdę? ? - zdziwił się Ravenow. - Do mnie także. . - Kiedy? ? - Wczoraj. . - Tak jak do mnie. . Wiedział gdzie ma pana szukać? - Tak. . - Myślę, , że się nie mylę, ale z pewnością rozchodzi się o tę samą sprawę. - O tego draba Helmera? ? - Tak. . - Golzen telegrafował do mnie, , że widział go wczoraj w mieście. - To samo doniósł i mnie. . - I zaraz pan wyruszył? - Tak. . - Aby dotrzymać przyrzeczenia? ? - Tak. . - Ja także. . Muszę się zemścić. Pułkownik podniósł prawe ramię, on także miał protezę. Ravenow tupnął nogą. - Ile razy wspomnę tamte czasy, to zdaje mi się, że oszaleję ze złości - zawołał zgrzytając zębami. - Byłem młody, przystojny, świetnie się zapowiadający. . . Piekło sprowadziło tego diabła. - Ja byłem w podobnej sytuacji - odrzekł pułkownik ponuro. - Byłem na dobrej drodze do awansu, a teraz żona i dzieci żyją na skraju nędzy. - Mając tyle czasu można długo nad sobą pracować. . 105 - Ja długo ćwiczyłem. . - Strzelanie? ? - Tak. . - Lewą ręką? - Naturalnie. . - I jak? - Lepiej strzelam, niż przedtem prawą. - A ja pojedynkuję się na szpady lewą, przynajmniej tak samo biegle, jak przedtem prawą. Ten Helmer musiałby mieć diabła za sprzymierzeńca, gdyby jeszcze raz wyszedł z tego cało. - Pan więc zamierza. . . . - Wyzwać go - odparł Ravenow krótko. . - A ja jadę, , by go zastrzelić jak psa - zawołał pułkownik. - Potem mogą już robić ze mną co się im będzie podobało. - Pytanie tylko, , czy znajdziemy tego łotra. - Oczywiście. . - Powinien przebywać w pałacu księcia Olsunny, , gdyż i przedtem też tam mieszkał. - To możliwe. . A wie pan, gdzie do tej pory przebywał? - Zdaje się, , że w Rosji. - Ja też tak słyszałem. . Ten żeglarski syn ma diabelne szczęście. - To mnie nie przeraża. . - Ani mnie. . - Ale będzie trudna sprawa z sekundantami. . - Dlaczego? ? - No, , wie pan, pojedynek na życie. . . - bąknął pułkownik. . - Ha! - zaśmiał się Ravenow. - Przy mnie pan pułkownik może mówić otwarcie. Ma pan na myśli to, że nasz honor ostatnio nieco ucierpiał. - Niestety - westchnął pułkownik. - To głupia tradycja! - zawołał Ravenow. - Ciekawy jestem dlaczego honor oficera ma być splamiony, bo ktoś go dotknął ręką. Pułkownik zamyślił się, spoliczkowany stawał sam w swojej obronie. Po chwili rzekł: - Policzek, , to jednak zawsze hańba. - Ale nawet najuczciwszy człowiek nie jest bezpieczny przed niespodziewanym spoliczko- waniem. - To niemożliwe, , nie pojmuję tego. - Ale ja doskonale, , bo sam to przeżyłem. - To znaczy, , że pana twarz nabrzmiał na skutek spoliczkowania. - A gdyby tak było? ? - To trzeba zbadać i osądzić. . - Dobrze, , proszę pytać. - To pan rzeczywiście otrzymałeś policzek? ? - Nie j eden, , tylko kilka - powiedział wściekły Ravenow. . - Kto to był? ? Zapewne. . . - Co zapewne? ? - Człowiek, , którego policzek nie pozostawia plamy na honorze. - Przeciwnie, , ten łotr był najzwyklejszym włóczęgą. - Poruczniku? ? - zawołał pułkownik przerażony. - Włóczęgą, , wędrującym muzykantem. - Mogę tylko panu współczuć, , pojąć jednak nie mogę. Jak to się stało? - Byłem u mego brata, komisarza policji. Sam diabeł chciał, że tego łotra przyniosło właśnie tam. Uparł się, że chce rozmawiać z moim bratem w cztery oczy. 106 - Naturalnie pański brat wyśmiał go. . - Ależ skąd, , mnie odprawił. - Nic z tego nie rozumiem. . - Ja mu tego nie zapomną. . Zaraz od niego poszedłem na dworzec. - Chciałem słyszeć o policzkach - przerwał pułkownik. . - Ale to ma związek. Wsiadam do wagonu pierwszej klasy, przed samym odejściem pociągu otwierają się drzwi i do środka pakuje się. . . - Chyba nie ten muzykant? ? - Właśnie, , że on. - Do licha, , jak to możliwe. - Tego nie wiem. . - Musiał uciec z aresztu. . - Prawdopodobnie. . - I co dalej. - Rozsiadł się ze swymi klarnetami. . - Bezczelność. . - Naturalnie. Ja myślę, że mój brat go wypuścił, a on od razu podążył na dworzec. Gdy uj- rzał mnie w przedziale pierwszej klasy, kupił sobie bilet tej samej jakości, tylko po to, aby mnie rozzłościć