To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Przynajmniej swoim wyglądem musiał wzbudzać wrażenie, że jest twardzielem. Pod kanciastym nosem rysowały się wąskie usta, oczy bezustannie poruszały się, a czarne, krzaczaste brwi stykały się, kiedy je marszczył. Kąciki ust opadały mu na dół. Nie należało się temu dziwić, gdyż był w sytuacji człowieka, który otrzymywał głównie złe wieści. Uczestnicy zebrania odczuwali pewną dozę satysfakcji, zauważając nie najlepsze samopoczucie Turczina. Zek Föener zauważyła oczywiście te odczucia i pomyślała: Niemcy określają to słowem „Schadenfreude”. - No dobra - odezwał się Turczin po chwili ciszy, która trwała przez jakiś czas. - Uważam, że miałem rację stosując łagodną taktykę w stosunku do Turkura Tzonova. Jak zapewne wiecie, już go namierzyłem i zgarnięcie go było jedynie kwestią czasu. Przyspieszyłem działania pod naciskiem z waszej strony. Wysyłając moich ludzi do Perchorska, spłoszyłem Tzonova i udało mu się uciec. Z jednej strony to niedobrze, ale z drugiej strony...? - Wzruszył ramionami i spojrzał na innych, czekając na ich zdanie. - Ma pan na myśli to, że jest teraz wyeliminowany i przepadł w równoległym świecie? - Ze skwaszoną miną powiedział Goodly. - Nie chciałbym panu przypominać o tym, że istnieje koszmarny scenariusz wydarzeń: Tzonov lub ktoś podobny przechodzi przez Bramę w Perchorsku do Krainy Gwiazd. Wspaniale by było, gdybyśmy mieli pewność, że on lub oni zostaną tam na zawsze, ale przeraża mnie myśl, że mogliby powrócić... i to w zmienionej formie! - Panie premierze - przerwał mu minister. - Wiem, że już się pan nasłuchał podobnych opowieści, ale czy wie pan, o co nam naprawdę chodzi? Pan Goodly, ja i wszyscy ludzie z Wydziału E mieliśmy już z czymś takim do czynienia. Wiemy, o czym mówimy. Dowiedział się pan o wszystkim stosunkowo niedawno, podczas gdy my mamy z tym do czynienia od samego początku, od wielu lat. Nie wolno panu zapomnieć, że do równoległego świata prowadzą dwie drogi. I tak samo jest w drugą stronę. Wypuścił pan Tzonova z plutonem wyszkolonych ludzi i... - Tak jak pan „pozwolił” pójść swojemu Paxtonowi - tym razem wtrącił się Turczin - i to z taką samą, o ile nie większą liczbą wyszkolonych ludzi! Co więcej, wygląda na to, że Paxton zamknął za sobą przejście, wysadzając sklepienie jaskini! Ponadto na nic nie „pozwalałem” Tzonovowi! - Nie oskarżam pana. - Minister podniósł ręce w uspokajającym geście. - Zauważam po prostu fakty. Pomiędzy światami mamy teraz Bena Traska, Davida Chunga, Annę Marię English, grotołazów, najemników i pół kompanii żołnierzy. To już za dużo. Zbyt dużo ludzi, którzy mogą powrócić jako Wampyry. A co z Tzonovem? Co z jego możliwościami oraz ambicją? - A jeśli to będzie Trask, Chung lub English? - Wyliczał Turczin. - Albo ten Nathan, ten... ten Nekroskop? Odezwała się Zek Föener: - To nas donikąd nie doprowadzi. Chodzi nam o to, że dobrzy ludzie i źli ludzie przeszli tam. Nie chcemy, żeby źli powrócili. A jeśli wrócą, to chcemy wiedzieć, że możemy ich zatrzymać, kiedy tu się pojawią. Mam rację? No i chcemy wydostać stamtąd naszych przyjaciół, o ile jest to możliwe. To znaczy w niezmienionej formie. W ludzkiej postaci. - Zek powiedziała praktycznie wszystko - odezwał się Goodly, któremu zapiszczał glos. - Wiemy, co pan ma na myśli i zgadzamy się z panem. Bramy muszą zostać zamknięte i to na stałe. Ale wcześniej musimy wydostać stamtąd naszych przyjaciół. Co stanie się z Tzonovem, Paxtonem oraz ich ludźmi... to nas nie obchodzi. Zależy nam na naszych przyjaciołach. Turczin pokiwał głową. - A więc pomimo tego, że jak powiedzieliście przed chwilą, znajduje się tam zbyt wielu ludzi, zamierzacie wysłać kolejnych. Dobrze zrozumiałem? - Tak - przytaknął minister. - Będzie to jednak wspólne działanie. A jeśli się nie uda... to wystarczy nam czasu, żeby zamknąć Bramy na zawsze. - Ha! - Kąciki ust opadły Turczinowi jeszcze bardziej. -Pięknie - wspólne działanie - jedynie dlatego, że mam dostęp do Bramy, prawda? Ponieważ wasz przyjaciel Paxton zablokował Bramę w Rumunii? - Spojrzał wyczekująco na ministra