To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Kto nas zdradził? Nie miał czasu na dłuższe namysły. Skrył się głębiej w cieniu na widok podchodzącego łachmaniarza. Obcy taszczył w ręku niechlujny worek i klął pod nosem, że tak niewiele zdołał wygrzebać ze śmieci. Przeszedł dość blisko, lecz nie zauważył schowanego Hiragi. Do zmierzchu pozostało jakieś pół godziny. Nagle zobaczył przed sobą ciemną postać. - Myślałeś gnojku, że cie nie zauważę? Co tu kombinujesz? - ze złością wychrypiał obdartus. Hiraga wstał bez pośpiechu. Zacisnął palce na ukrytym w kieszeni pistolecie. Zobaczył nóż błyszczący w szponiastej dłoni. Włóczęga skoczył w jego stronę, lecz Hiraga był szybszy. Chwycił napastnika za przegub, wykręcił mu rękę 409 i trzasnął w gardło. Obdartus zakwiczał jak zarzynane prosię i upadł. Dwaj pozostali unieśli głowy, po czym podbiegli, by sprawdzić, co się stało. Stanęli jak wryci na widok Hiragi. Japończyk w jednej dłoni trzymał pistolet, w drugiej nóż, a u jego nóg wił się w pyle kaszlący mężczyzna. Zaskoczenie włóczęgów trwało tylko sekundę. Z wyciągniętymi nożami ruszyli do ataku. Hiraga bez wahania rzucił się w ich kierunku. Jeden dał krok w tył, bezwiednie robiąc mu przejście. Hiraga skorzystał z okazji, minął go i popędził do Miasta Pijaków. Nie chciał tracić czasu na niepotrzebną bijatykę. Po chwili dotarł do bocznej uliczki, lecz w pośpiechu zgubił kapelusz. Obdartus z głośnym okrzykiem chwycił łup. Drugi próbował mu go wyrwać i wkrótce, przy akompaniamencie przekleństw, zaczęli okładać się pięściami. Zdyszany Hiraga ani myślał wracać. Spojrzał na niebo. Cierpliwości. Kiedy odejdą, będę mógł wrócić do kanału. Nikt obcy nie może wiedzieć o ukrytym przejściu, gdyż to zniweczyłoby plan ataku. Cierpliwości. Kupisz sobie czapkę lub kapelusz. I co się właściwie stało? - Gdzie on się podziewa, u diabła? - Nie może być zbyt daleko, sir Williamie - powiedział Pallidar. - Postawiłem paru ludzi przy obu bramach i na moście do Yoshiwary. Pewnie się zaszył w którejś gospodzie. Z czasem się znajdzie. Mam go zakuć w kajdany? - Nie, tylko tutaj sprowadzić. Bez broni, pod strażą. - A co z tym drugim? Akimoto siedział oparty plecami o ścianę, pilnował go żołnierz. Przed chwilą Japończyka starannie zrewidowano. - Najpierw muszę z nim porozmawiać. Ach, jesteś Andre. Wejdź, proszę. Settry, nie ma potrzeby, byś nadal tu sterczał. Daj mi znać, gdy złapiesz Nakamę. Będę na kolacji z przedstawicielem Rosji. Pallidar zasalutował i wyszedł. - Przepraszam, że cię fatygowałem, Andre, lecz nigdzie nie możemy znaleźć Nakamy. Ponieważ Phillipa także nie ma, chciałbym skorzystać z twych usług jako tłumacza. Spytaj tego tutaj, gdzie zniknął Nakama? Ze źle skrywaną irytacją słuchał rozmowy Poncina z Japońcem. Niepotrzebnie puścił Tyrera z Babcottem. Mógł mieć tylko nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Jeśli Nakama nie zostanie wkrótce schwytany, Yoshi się wścieknie. - Twierdzi, że nic nie wie - odezwał się Andre. Nie zdjął płaszcza, gdyż w chłodne dni w biurze sir Williama panowało dotkliwe zimno. W kominku ledwie tlił się nędzny ogień. - Sprawia wrażenie przygłupa, mamrocze Nakama kto, Nakama może być wszędzie, w Yoshiwarze, a może w Kanagawie. 410 - Co takiego? - zdumiał się sir William. - Miał zakaz opuszczania Osiedla bez mojej zgody. Spytaj... spytaj, kiedy wyjechał. - Nie wie. Nie zna Nakamy, nie wie, czy jest w Osiedlu, czy wyjechał. Nic nie wie. - Może noc w pudle odświeży mu pamięć. Kapralu! - Podoficer natychmiast stanął w progu. - Wsadźcie tego człowieka do celi i trzymajcie go tam do czasu, aż wydam dalsze rozkazy. Macie traktować go dobrze, zrozumiano? - Tak jest. - Dobrze traktować! - Tak jest. Kapral skinął palcem na Akimoto, który z głębokim ukłonem wycofał się z pokoju. Areszt, przeznaczony dla pospolitych rzezimieszków oraz niezdyscyplinowanych żołnierzy, mieścił się przy końcu ulicy. Niski budynek z cegły z dwunastoma celami. Wzniesiono go zaraz po klubie, co było normalną praktyką w większości brytyjskich osiedli. - Mer ci, Andre. - De rien. - Domyślasz się, gdzie mógł zniknąć? - Nie, monsieur. Nic mi nie przychodzi do głowy. Do zobaczenia na kolacji. - Andre uśmiechnął się i opuścił gabinet. Szedł środkiem High Street w podmuchach wiatru szeleszczącego wśród zwiędłych liści, porzuconych gazet i innych śmieci. Niebo powoli ciemniało. Dobrze, że nie kazali mi go znaleźć, pomyślał. Dokąd uciekł? Jeśli miał trochę oleju w głowie, to pewnie do Kioto lub Nagasaki. Albo wkradł się na statek handlowy odpływający wczoraj do Szanghaju. Na pewno wiedział, że Yoshi go szuka. Nikt z tego nie robił tajemnicy - ani wśród członków bakufu, ani tutaj. Spotkanie było w pełni udane, nareszcie dogadaliśmy się z Yoshim, lecz ten cholerny Phillip jest już stanowczo zbyt dobry. Idę o zakład, że pacjentem Babcotta będzie Anjo. Splunął ze złością. Powinienem być teraz na miejscu Tyrera, zwłaszcza że pomysł wyszedł ode mnie. Raiko i Meikin musiały szepnąć słówko tam gdzie trzeba. Mon Dieu, mają więcej wpływów, niż się spodziewałem. Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. Raiko prosiła dziś wieczór o pilne spotkanie. Co teraz? Pewne kłopoty. - Dobry wieczór panu - pozdrowił go strażnik przed budynkiem Stru-anów. - Byłem dziś umówiony z madame Struan. - Tak