To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Teraz wiem, że to były uniki. Tematy zastępcze. Tu, u nas, kuchnia jest domowym spoiwem. Tu się je, gada i śmieje. Tu dowiadujemy się o sobie najciekawszych rzeczy. Dziewczynki też polubiły kuchenne życie i w ogóle odstały od telewizji. Mama drepcze po kuchni, jako jej niewątpliwa królowa, i zawsze jak przechodzi obok, to nas dotknie, pogładzi, cmoknie w czubek głowy... Janne nadstawia się, ciągnąc szyję jak żyrafa. Śmieszny jest. Maile od Kuby już nie zawierają doniesień o wspaniałej Amerykance - Maszy. Widocznie zrozumiał. Maile Marysi są wesołe i pozbawione tęsknicy, co niepokoi go w widoczny sposób. Paula uśmiecha się i mówi: - Rura mu zmiękła. A nie mówiłam? Mania jakoś nie popłakuje za Kubą i widać dobrze jej w tym ich trójkąciku z Jannem. Doskonale się bawią, choć wiem, że każde ma „skrwawnięte serce”. Najmniej wiem o Pauli. Tomasz poszedł pomieszkać do siebie. Jego pies natęsknił się w święta, bo pan częściej był u nas niż w domu. Dojadaliśmy poświąteczne rarytasy - odsmażane pierogi, szczątki gęsi pieczonej z pysznym nadzieniem w środku, barszcz grzybowy, ciasta... Gadaliśmy o lesie, o rodzinie Karolaków, o tym, że dzieciaki zostają do drugiego stycznia i co sobie wymyślą na sylwestra. Chwilę siedzieliśmy w ciszy. - Mamo, coś mówiłaś o Oli Karolakównie? - A co? - No mówiłaś, że byłaś z nią blisko, zwierzała ci się, a potem zwiała na emigrację wewnętrzną. - Ja wiem? To może nie być ciekawe, taka historyjka egzaltowanej panny. - Babciu, opowiedz, ładnie to robisz. Janne się nie znudzi. Prawda, Janne? - Tak, ja nie nudzę się zawsze, bo moja babcia też pięknie opowiada i jak jestem w doma u siebie, to niektóre opowie...dania ja słyszam, słucham po kilka razy i też lubię jak babcia znów je opowie... - To, co z tą Olą, babciu? - Ola była straszną romantyczką. Tam, pod lasem, gdzie się paliło, mieszkała babcia Bujnowska z wnukiem Jankiem. Okropny był. Patrzył spode łba, był dziki, kochał tylko las. Olka zakochała się bez pamięci i tak długo łaziła za nim, omotywała go swoim gadaniem, że przestał się oganiać i tolerował ją. Olka chodziła do nich do domu, czytała babci i Jankowi na głos, i na wyrzekania rodziców pozostawała głucha. - Karolaków? - No przecież! Tak się uparła, że wyszła za niego. Jankowi w to i graj! Babka stara, zaraz umrze - kto mu ugotuje, upierze i jeszcze w łóżku dogodzi? Ola szalała ze szczęścia. Do czasu. Był listopad. Ona w wysokiej ciąży, a on z kolegami pił gdzieś na przystani w barakach. Babka nieprzytomna dogorywała w łóżku, a Ola myła ją, oporządzała i wylewała wiadra z odchodami. Wzięły ją bóle. Rodziła sama kilka godzin. Kiedy Janek wrócił, spała w gorączce z dzieckiem pod kołdrą. W piecu wygasło, a na żelaznym łóżku leżała martwa babka. Był pijany, jak podjechał do Karolaków, a potem nikt go nie widział przez tydzień. - Bydlę! - powiedziała Marysia z wypiekami. - Olkę odratowano w Szczytnie, dziecku nic nie było, ale pękło jej serce i wyprowadziła się do Białegostoku. - A on? - Rok później powiesił się w lesie. W domu zostawił list: „Olka. Nie umie bez ciebie żyć. Jan”. - Ty, babciu, powinnaś pisać nowele - stwierdziła Mania. - Zupełnie tak pani opowiada, jak moja babcia. Ona też zna wszystkie ludzi ze swojej wsi. Wszystki historie. Smutna historia o tej Oli - powiedział Janne. - Przyszła tu do mnie, jak Karolakowa zmarła. Was nie było. Ale nie było dawnego ciepła. Była bardzo oficjalna. Strasznie mi jej żal. Myślę, że ona nie odpłakała tego wszystkiego. Ciąży jej ta historia jak kamień. No, chodźcie spać. Trzeba się wyspać przed sylwestrem. Kiedy zmywałyśmy filiżanki po herbacie, spytałam mamę: - To prawda z tą Olą? - Tak. Byłam jej powiernicą. Wysłuchiwałam jej dobre kilka lat. Strasznie idealizowała tego łajzę. - Ona cię nie słuchała? - Ona słuchała tylko siebie. - Może ja też idealizuję Janusza ponad miarę? - Może... - Mamo, ale ja poważnie!! - Nie znam go, Gosiaczku, więc trudno mi zabierać głos. Sama przejrzysz na oczy. A może on przejrzy? Nie jesteś Olą. Poradzisz sobie. Dobranoc, kochanie. Trzydziestego pierwszego dzieci rozpaliły ognisko nad jeziorem, koło ósmej. Z dużej ilości chrustu. Potem zarzuciły to pniakami i przyszły do domu na gorącą zupę. Z okien widać było łunę na rozlewisku. Ale pięknie! Janne z Tomaszem przygotowali „latarenki drwala” - pieńki z zagłębieniem, w które wstawia się świeczkę. Ona się pali, a potem wypala powoli środek, dając światło i ciepło. Rozstawili te latarenki wzdłuż drogi na rozlewisko, gdzie obok kładki płonęło ognisko, stały ławeczki z pni i mroził się szampan. Trójnóg czekał na kocioł z bigosem, ugotowanym w leśniczówce przez Jannego i Tomasza. To nie była dyskotekowa zabawa, więc mieli przyjść mimo żałoby: Stefan, Krzysiu, Bartek i Monika z Ewą od Karolaków. Obiecał też przyjść Sławek Maj. - Zapraszałaś Janusza? - Nie. Nie chciałam odmowy, bo z pewnością jest na jakimś ubawie z lalą. - Jaką lalą? - Jakąś... - Może masz rację... Mama strzepywała ze stołu niewidzialne pyłki. Pogładziła mnie po włosach i zrobiła coś, co lubię, podrapała pazurkami po skórze