To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

.." Głosy oddaliły się, umilkły. Byłem zły na siebie, że uległem Szpikulcowi. Właśnie dziś. Błagał jednak, wszystko było już przygotowane; tego ranka, pożyczając od pani Ratajczyk maszynkę do mięsa, nieznacznie upuścił pod fotel klucze od mieszkania. Siostra wyjechała do Olsztyna, matkę znowu wezwano na długie przesłuchanie i Szpikulec nie mógł dostać się do domu. Na szóstą miał ugotować obiad. Drugi raz może się nie udać. Ustąpiłem. Czekałem już dobre pół godziny, a Szpikulec nie nadchodził. Czyżby ekspedientka odmówiła? Jeśli się nie zgodziła, aby Szpikulec sam wszedł do jej mieszkania... Pojawił się w furtce. Ruszył prosto do bocznych drzwiczek, wsadził klucz do yalowskiego zamka. Pchnął drzwi. Gdy je uchylił, spojrzał w stronę komórki i poruszył głową, a ja po sekundzie byłem już w mrocznym korytarzyku. Szpikulec zaryglował drzwi od wewnątrz. — Musiałem zaczekać — szepnął — w sklepie byli klienci. — Bez komplikacji? — spytałem. — Dała natychmiast. Z korytarzyka weszliśmy do skąpo umeblowanego pokoju: stół z wyleniała politurą, cztery różne krzesła, zdezelowany fotel bez lewej poręczy, komoda pod ścianą, lampa stojąca z nadpalonym żółtym abażurem. Nad fotelem obrazek przedstawiający myśliwego w kapeluszu z piórkiem, któremu wyżeł serwuje ustrzeloną kaczkę. Podeszliśmy do komody, składała się z trzech szuflad, wysunąłem górną. Bielizna. W środkowej jakieś obrusy, gruby zielony sweter, kilka par dziurawych rękawiczek, czapka królicza. Dolna zawierała pozłacany serwis do kawy, kryształową cukiernicę i owinięty w celofan bukiet zasuszonych róż. 91 Zajrzałem pod stół. Odwróciłem fotel. Odsunęliśmy nawet komodę, ale niczego nie znaleźliśmy. — Jest jeszcze sypialnia — powiedział Szpikulec. — Nigdy tam nie byłem. Weszliśmy do małej alkówki, Szpikulec zapalił światło. Zobaczyłem łóżko przykryte koronkową kapą, telewizor na niskim stoliczku, toaletkę z pękniętym lustrem i półkę, na której stało kilka książek. Nad łóżkiem, w posrebrzanej ramce, wisiała rodzinna fotografia: wąsaty mężczyzna w spodniach do konnej jazdy, kobieta o włosach upiętych w kok, wystraszona dziewczynka z lalką w ręku i ptasionosy chłopiec, dziesięciolatek, trzymający się matczynej spódnicy. - — To jest chyba ona — odezwał się Szpikulec, wskazując na dziewczynkę. — Podobna. — A to jej brat — powiedziałem. — Wykapany tatuś, zwłaszcza ten nos krogulczy. Na toaletce stały jakieś wody kwiatowe, maści i kremy. Zająłem się szufladkami. Kosmetyki, przybory do szycia, kolekcja guzików, wstążki, chusteczki, sztuczna biżuteria. — Jest coś! — szepnął Szpikulec. W dolnej szufladce znalazł plik papierów, kopert i widokówek. Rozłożyliśmy je na łóżku i zaczęliśmy uważnie przeglądać. Były tam rachunki za mieszkanie i światło, jakieś stare kwity, zaświadczenia. Serdeczne pozdrowienia z Bydgoszczy zasyła Wacław, Najlepsze życzenia z okazji Imienin od Kazika i Myszki, Koleżance z kursu zdrowia i pomyślności życzy Elżbieta, Zdzicha i Ryśka. W grubej szarej kopercie leżał odpis metryki urodzenia i kilka świadectw z ukończenia kursów. Nic więcej. Szpikulec wlazł pod łóżko, a ja zacząłem przeglądać książki na półce. Był tam zbiorek wierszy Mickiewicza, „Dewajtis" Rodziewiczówny, „Kawaler Złotej Gwiazdy" nie znanego mi autora, tomik Leśmiana i „Odpoczynek w wysokiej trawie" Kabatca. Przekartkowałem je. W Mickiewiczu znalazłem zasuszony bratek, w „Kawalerze" ceratową zakładkę na piętnastej stronie, zapewne pani Ratajczyk nie doczytała; odstawiałem właśnie Kabatca, gdy spomiędzy kartek wysunęły się dwie niebieskie koperty. Spadły na podłogę. Podniosłem je. Obie były zaadresowane do pani Zofii Ratajczyk, tym samym kulfonowatym pismem. Na odwrocie przeczytałem: A. R. Olsztyn, ul. Karowa 4. Schowałem listy do kiesze- 92 ni i uporządkowaliśmy alkowę, a później pokój, żeby pani Ratajczyk nie spostrzegła śladów szperania. Szpikulec wyszedł pierwszy, dał mi znak, że nikogo nie ma w pobliżu