To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Ktoś, kto jak ty nie ma innego wyjścia... - zaczęła do~na Eulalia. - Tak bardzo pragnie ciocia pozbyć się mnie z domu? - Głos Trinidad drżał. - Nikt cię przecież nie wyrzuca - usiłował złagodzić słowa żony don Ignacio. - To dla twojego dobra. Całą noc czekała ranka, pory, gdy będzie mogła wybrać się do klasztoru. Tylko ojciec Hieronim był w stanie udzielić jej właściwej rady. Tylko on zrozumie. Ojciec Hieronim zrozumiał. Od razu. Od pierwszego zdania. - Przeczytaj raz jeszcze list brata - powiedział, gdy już został o wszystkim poinformowany. - "Droga Siostro" - zamilkła, a potem rozpłakała się. Ojciec Hieronim uszanował jej wzruszenie. W ciszy bibliotecznej sali tykanie starego zegara, ustawionego na szczycie jednej z szaf, naprzeciw brązowych popiersi Herodota i Tucydydesa, wydawało się tak donośne, jak bicie dzwonu. - Przepraszam, ojcze Hieronimie - uspokajała się powoli. - To takie niespodziewane... ten... brat... - Brat... Siostra - zadumał się ojciec Hieronim. - To chyba najpiękniejsze nazwanie, jakie jeden człowiek może nadać drugiemu. Wszyscy my bracia i siostry, wyszliśmy przecież z tej samej ręki Stworzyciela. Ale jest jeszcze większa bliskość, gdy ludzie urodzili się w tym samym gnieździe, z tych samych rodziców. Ja nie miałem tego szczęścia. Byłem jedynakiem. Matkę utraciłem w dzieciństwie, ledwie ją pamiętam, ojca, będąc już wyrostkiem. I zostałem sam. Jak ty. I dopiero tu odnalazłem dom rodzinny. W tym klasztorze. I już teraz nie jestem sam. Dlatego pokochałem Hiszpanię. Może i ty pokochasz tamtą ziemię. Tu nikt cię nie kocha, nikt nie potrzebuje, a tam jest brat... - Brat - powtórzyła, a potem powiedziała powoli - powinien mnie nienawidzić. - Dlaczego? Może też jest samotny? - Jest ode mnie dużo starszy. Pewnie już żonaty i ma dzieci. - Może. Niemniej nazwał cię siostrą i tak ładnie napisał, w wyjątkowo pięknej francuszczyźnie. - Więc ojciec uważa... - Czy ci zależy na moim zdaniu? - Ojciec Hieronim odchylił się na oparcie krzesła. - O tak. Postąpię, jak mi ojciec doradzi. Sama nic nie wiem... Boję się... - Czego? - Obcej ziemi. Obcych ludzi. - Czyż oni są obcy? - Naturalnie! - A przecież, jeśli my wszyscy jesteśmy braćmi... Nie ma wówczas obcych. - Ale oni byli wrogami. - Nigdy nie byli wrogami - uniósł się ojciec Hieronim. - Taka wówczas powstała koniunktura polityczna w układzie sił europejskich. Nic więcej. Ale to dawno minęło. Polska jest w niewoli. Wyobrażasz sobie, co to znaczy? Niewola... Śmierć i zniszczenie. I żadnej nadziei. - W takim razie tam jest życie straszne. - Straszne. Ale tam czeka na ciebie dom. - Dom - powtórzyła, a potem dodała prędko: - Mój dom jest tutaj. - Czy jesteś tego pewna? - Nie, ojcze Hieronimie. Nie jestem pewna. Ale to był mój dom. Póki żyła mamusia i dziadkowie... Teraz... - Teraz - podchwycił ojciec Hieronim. - Teraz wuj i ciotka każdej chwili mogą mnie stąd usunąć. Chcą się mnie pozbyć i wcale tego nie ukrywają. Mimo testamentu dziadka. - I ty się jeszcze wahasz! - Ależ, ojcze Hieronimie... - Wiem, dziecko. Jest to tak ważna decyzja, że właściwie nikt nie powinien dawać ci żadnych rad ani w jakikolwiek sposób wpływać na twoje postanowienie. Musisz postąpić według własnego uznania. Sama wybierzesz drogę, którą pójdziesz, wybierzesz to, co w twoim mniemaniu będzie dla ciebie najbardziej korzystne. To niezwykle trudny wybór. Któż bowiem potrafi przewidzieć przyszłość, dostrzec postępki tych, od których zależysz? Jedynie Bóg zagląda w głąb ludzkiego serca. Módl się i proś o radę rodziców, nie mnie. - A jak ojciec postąpiłby na moim miejscu? - Ja, gdybym był tobą, rzuciłbym wszystko i pospieszył na wezwanie brata. Do nowego domu. Nie myśl, że tak mówię, ponieważ jestem Polakiem. Nie. Po prostu nie widzę tu dla ciebie żadnej przyszłości. A zbyt byłoby dla mnie bolesne, gdybyś się miała zmarnować