To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

No, a potem poszliśmy 88 Artur Baniewic z w pochód. Wiesz, jakie jest sovf ojsbif pogranicze: błota, lasy, latem komarów tyle, że ślepy, mieczem tnąc, ze dwa ubije. Żadna strona przewagi nie miała, no to manewrowaliśmy tak, że się buty i podkopy sypały. Trzy niedziele marszów, kontrmarszów, pogoda gówniana, żarcie gówniane, nastroje gówniane i jeszcze ciężka, ogólna sraczka. - Dyzenteria. Powinnaś popracować nad językiem, księżniczko. Mądra jesteś, a wysławiasz się jak... - Negatywny wpływ środowiska. Nie przerywaj. Więc, krótko mówiąc, dostaliśmy w rzyć. Najpierw, pamiętam, mój książę w lśniącej zbroi strzemię * strzemię jechał, a gęba mu się nie zamykała. Jak kwietną łąkę zobaczył, to buch z kulbaki, kwiecie rwać. Kostkę nadwerężył, tak się spieszył ze spieszaniem. Cały wór teg° zielska dostałam, bo na jednym razie nie poprzestał- Ale, co charakterystyczne, potem już giermka słał, a sam jeno wręczał. Szóstego dnia tak się już miłowaliśmy, żem tan o swoim dupnia-ku opowiedziała. - Lenda, wiem, czym jest trudne dzieciństwo i wpływ środowiska. Ale miarkuj słowa, proszę- Wystarczy: pas. - Dudkaj się. I nie przerywaj, bo to opowieść z morałem; wysłuchać warto. No więc jakoś *fc z szoku pozbierał w głupie dwa dni. Rankiem ósmego jeszcze mnie unikał, ale w południe weszliśmy w kontakt bojowy, trupów padło sporo, naszych głównie, bo z księcia był taktyk jak ze mnie hafciarka. Aha, i koń pod nim legł- To ważne. Pół klepsydry pod martwą szkapą przeleżał, jucha tak mu zbroję zalała, że aż chlupało. Szok beZpałowy, krótko mówiąc. Więc jak go w końcu wyjęli, w pierwszym odruchu do mnie, na kolana pada i miłość wyznaje. „Lenduś - jęczy - żyć mi bez ciebie nijak, durny byłem, żem tego nie dostrzegł, daruj, cudna ty moja!" To niby jak miałam nie darować? Boćkać się poczęliśmy. 1 nawet mu zbroję pomagałam ściągać. Pod koniec to w tak gorączkowym pośpiechu, że pasek główny osłony pachwiny zerwałam. I po- tem... - Daruj sobie szczegóły - rzucił Debren, siląc się na beznamiętny ton. - Z grubsza się domyślam. GDZIE KSIĘŻNICZEK BRAK CNOTLIWYCH 89 - Ale nie tego, co trzeba. Bo się w mym lubym właśnie w takim momencie jedna z pierwszych ofiar owej ciężkiej... no, niech ci tam... dyzenterii. Więc się ofiara odezwała. Zbroję zdążyliśmy zdjąć, ale odbiec w krzaki już nie. Tom chwyciła pawęż, stanęła obok, majestat osłoniła... - To będzie historia z morałem? - upewnił się. - Będzie. Tak więc zaliczyliśmy i bitwę wspólną, i to. Miłowałam go dalej, nie powiem. Może i bardziej, bo strach doszedł o lubego, bom sobie uświadomiła, że zwyczajny jest, ludzki, i mogę go stracić. Ale... księcia z bajki, takiego na białym koniu, tom już w nim nie widziała. Coś łupnęło o ścianę. Kamień był mały, ale nie był sam. Debren słyszał wyraźnie, jak te inne dudnią o zamarzniętą ziemię, ścianę oberży, jak triumfalnymi trzaskami potwierdzają trafienia w gonty. Gryf uzbierał z półtora tuzina okruchów skalnych i zrzucił je równocześnie. Pewnie wysypując z sieci. Do polowań na latające potwory nagminnie używano siatek, miał prawo posiadać odpowiedni kawałek w swym zbiorze łupów. - Zbrhl przez dziury w dachu szyje - wyjaśniła Lenda. - Na niego pewnie ta drobnica. Widzisz, co miałam na myśli. Taką salwą pewnie by nas trafił. A wracając do mej miłości... Świadomość, że każda klepsydra może być ostatnią, natchnęła księcia do pomysłu nocy przedślubnej. Bo o ślubie, nie powiem, dalej mówił. Ale też, przyznaję, nie bardzo wiedział, co mu na przeszkodzie do małżeń skiego szczęścia stoi. Nie, żebym go świadomie oszukiwa ła... po prostu sama wierzyłam, że się paskudztwa pozbę dę. Że to jeno kwestia zebrania funduszy. - Przerwała. Debren leżał, cieszył się i martwił zarazem dotykiem jej nagiej skóry. Westchnęła. - No dobrze, jak już ma być szczerze i z życiowym morałem... Na jego sakiewkę też le ciałam. Takie już baby są, Debren. Świadomie, mniej świadomie czy całkiem podświadomie, ale lecą. Ja chociaż umiem to logicznie wytłumaczyć. W moim przypadku mi łość równa się brak dupniaka, a brak dupniaka równa się kuferek złota na kurację. To wielce wygodny układ. Nie muszę się silić na kulturalne spławianie chudopachołków. Mogę prosto z mostu powiedzieć: „Nie stać cię na mnie, 90 Artur Baniewic z nie zawracaj głowy i nie rób tłoku, bo poważnych konku- rentów odstraszasz". Prawda, że to wygodne? - Debren za dobrze odczytywał jej ton, by kusić się o odpowiedź. -Taaak- No więc pod wieczór uspokoiło się, rozbiliśmy nawet jedyny namiot, co go nam sovrojscy partyzanci razem z taborem nie spalili. Rannych mieliśmy sporo, deszcz siąpił, ale że i księcia, i mnie potrzeba okrutna przyparła, tośmy namiot dla siebie zarezerwowali. Niby na krótko, ale tak tylko gadaliśmy, by sumienia uspokoić. Mój luby w końcu nie wytrzymał i wyznał, że tak mnie miłuje, że calutką noc będzie ostro... _ Lenda... proszę. - Ostro miłował. - Chyba się uśmiechnęła. - A ja wie- działam, że owszem, całą, ale piłował. Cicho - klepnęła go po łopatce. - W sensie dosłownym mówię. Ale łajno z tego wyszło. Książę miał pilnik do cięcia zbroi, jak to dobrze wyposażony rycerz współczesny, któremu zdarza się, że po bitwie, mocno wymłócony albo kopytem nadepnięty, nie może z odkształconego pancerza wyleźć. Miał także miłość w najlepszym gatunku, znaczy się czystą, romantyczną i ku małżeństwu zmierzającą. Młodzi byliśmy, więc nam się zdawało, że to starczy. A, bom zapomniała rzec, że mi jeden guślarz przepowiedział, że miłowanie szczere to najlepszy lek na takowe jak mój problemy. Nie śmiej się. Młoda byłam, durna. No i chciałam wierzyć w takie pier... - Lenda... - Wybacz: w takie nieracjonalne... _ Ja nie o tym. Chciałem powiedzieć, że twój pas białą magią trąci. Więc wcale bym się nie zdziwił, gdyby pierdoły wiejskiego guślarza okazały się nie takimi znowu pierdołami. - Czym trąci mój pas, tom właśnie miała powiedzieć. Ale po kolei. Piłowanie całkiem nam nie wyszło. Naj pierw, jak zdjęłam spódnicę... zaznaczam: góry nie rusza jąc, i to tak dalece, żem w półpancerzu siedziała... no więc jak błysnęłam księciu bielą ud, to... Nie chcesz, bym języka obozowego nadużywała, więc oględnie powiem, że książę o okrutnym ciężarze zaczął mamrotać, co to go GDZIE KSIĘŻNICZEK BRAK CNOTLIWYCH 91 dłużej nie udźwignie i że gdybym go mogła, ciężar znaczy, jakoś z... hmm... barków mu usunąć... - Wiem, o czym mówisz - zapewnił szybko i cicho. - I dobrze. Dorośli jesteśmy, a ty w dodatku poważny mistrz magii. Tej czarnej, mocno po ziemi stąpającej, więc bardziej wyrozumiałej dla przyziemności. Także w miło- waniu. - Westchnęła