To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Mógłbym odpowiedzieć na to tak: Przy moich doświadczeniach i przy mojej bezdennej ignorancji, przy mojej czarnej ślepocie kierowałbym światem inaczej. To jasne, że inaczej. Któż mógłby kierować nim tak jak Najwyższy. Upił znów głęboki łyk i przyglądał jej się nad brzegiem pucharu. - Było mi u ciebie dobrze. Znalazłem u ciebie spokój. I dałaś mi dużo miłości. Chciałbym być podwójny: połowa zostałaby tutaj. Jeśli mam w sobie ducha, w mojej piersi, tchnienie ducha, opar, który żyje wokół serca, to część jego zostanie tutaj. Jako wspomnienie: moje i twoje. I chciałbym mieć dwa ciała, i to, które byłoby lepiej wyposażone w męskie dolne atrybuty, cielesną chęć zapładniania, w instrument, którym my, mężczyźni, szukamy miłości i ją nim znajdujemy - wówczas chciałbym, żeby to lepsze moje ciało zostało u ciebie. - Chciałabym mieć o wiele młodszego mężczyznę - powiedziała i napiła się wraz z nim. - Powinien mieć twoje instrumenty i twój ciężar i twoją nocną gwałtowność, dobrze wyważoną, tak, dobrze wyważoną i biegłą, i twoje doświadczenie, i twój rytm, kiedy poruszasz się lub mówisz, albo śpisz, lub czuwasz i leżysz ze mną. Ale jak powiedziałam, powinien być o wiele młodszy. - Ty sama się nie starzejesz - rzekł. - To twoja siła kobiety i twoja słabość boskiej istoty, podobnej bogom, potomkini bogów. Dojrzewasz, ale nie starzejesz się więcej niż do granicy, którą wyznaczyli ci oni: zatrzymałaś się teraz przy niej. Tak, ty starzejesz się, ale twoje starzenie się jest powolne, wewnętrzne, jest to zdążanie ku mądrości, starzenie się bez końca. Będziesz żyła długo, dopóki istnieć będą bogowie; może zawsze. Gdy już umrę i spalą mnie, i stanę się popiołem albo stosem kości w grobowej komorze, ty będziesz siedzieć tutaj dalej i będziesz taką, jaką jesteś teraz, albo prawie taką, lecz jeszcze mądrzejszą, i tęsknić będziesz za swoją młodością. Wówczas może to ja będę twoją młodością. I pragniesz młodych mężczyzn. Masz ich, jeśli chcesz, przychodzą, sprowadza ich tu los, ale nie mają dla ciebie żadnej wartości, dlatego że jesteś dojrzała i doświadczona. Dojrzałość i doświadczenie są goryczą w twoim napoju. Masz pragnienie i dają ci pić, ale smak tego, co dostajesz, jest dla ciebie mdły. - To może prawda - przyznała. - Kiedyś wiedziałam mniej. Miałam to, co ludzie nazywają szczęściem. Ale jeszcze wciąż żyję bardzo podobnie do ludzi. Potrafię opłakiwać. Potrafię narzekać. Właśnie kiedy to robię, lub w chwilę potem, na granicy między tym uczuciem, które jest samoistne (tak, które jest samoistne! - powtórzyła dwukrotnie), i tą myślą, tym natchnieniem ducha, które przychodzi za uczuciem, wtedy czuję radość z powodu tego, że potrafię odczuwać smutek. Lecz niegdyś odczuwałam radość w inny sposób, w młody, młodzieńczy, ludzki sposób. To było, zanim oni mnie tu przywiedli i uczynili mnie boską albo niemal boską wdową-dziedziczką. - A przecież żyjesz ludzkim życiem - rzekł. - Tak, ludzkim życiem z dzieciństwem i młodością, i starzeniem się, ale bez końca, poza ludzkim czasem - ciągnęła. - To życie ludzkie w bezkresnym czasie Najwyższego, w czasie bogów, który jest tak długi, że jest bezczasowy. - Kalipso - powiedział i znów podniósł puchar, i spojrzał mrużąc oczy nad jego brzegiem, ciekawy, może przestraszony, może porwany: - Dlaczego nie dajesz za wygraną? Dlaczego upierasz się, by utrzymać coś z twego ludzkiego życia w bezczasowości Najwyższego? Dlaczego nie włączasz się w boskość, szukasz krótkiej ludzkiej radości i krótkiego ludzkiego smutku, nigdy nie możesz przeżyć ich w pełni, do głębi. - Czego szukasz ty sam w takim razie? - zapytała bełkotliwie, trunek uderzył jej trochę do głowy, była, jak to mówią ludzie, na wpół pijana. - Czy nie szukasz boskiego szczęścia, boskiego życia, boskiego spokoju? - Ludzkiego spokoju - odparł. - Ale trzeba może starać się wyścielić swoje wnętrze tak, by wyglądało jak wewnętrzna strona piersi boga. Nie wiem, czego szukani. Czego będę szuka!. Tu było mi dobrze. Przechyliła głowę na bok gestem dziewczynki, mimo średniego wieku, oparła się łokciami na stole, usiłowała bystro się w niego wpatrywać: - Źle się czułeś czasem? Hę? Uważałeś mnie za zbyt natrętną? Hę? Szybko się męczyłeś? Hę? Nie dawałam ci spokoju, nie czekałam, aż znowu wygłodniejesz i nabierzesz pragnienia. Nie podawałam ci miłości łyżką, lecz warząchwią. Uważałeś pewnie, że oblewam cię miłością jak z cebrzyka? Hę? Uważałeś pewnie, że zepchnęłam cię do miłosnego dołka samotnej ludzkiej kobiety w średnim wieku? Byłam zanadto ludzkopodobna dla mego pana? Hę? - Kalipso - powiedział czule wymawiając jej imię - Kalipso, tak oto zaczyna się ludzka kłótnia, kłótnia wśród ludzi. Ty... - O - rzekła drwiąco - boisz się ludzkiej kłótni? Chcesz prowadzić ze mną boskie rozmowy? Między innymi. Wzniosłe rozmowy o nieruchomości czasu, o spoczynku w Nicości, o plusku fal, boskie, obojętne rozmowy o tym, że po lecie przychodzi jesień, że przez jakiś czas pada na ludzi deszcz, a potem robi się wiosna z nowym zieleniącym się życiem i nadziejami u ludzi, tak że nabierają ochoty, by zabijać się nawzajem, ale że to wszystko w gruncie - rzeczy nie obchodzi wysoko postawionych istot. I tak dalej. Hę? - Kalipso, ja... - Ja chcę ludzkiej kłótni, i posłuchaj! - krzyknęła przejmująco, histerycznie nakazując i płaczliwie apelując. - To mnie powinni pozwolić jechać do ludzi, mnie, która chcę! Czego chcesz ty? Siedzieć tutaj i uważać, że jesteś więźniem, ale gdy tylko ktoś przyjdzie i szepnie ci do ucha, że możesz wyjechać, kiedy ci się spodoba, wejdź tylko na statek i płyń, wtedy ty chcesz dalej tu siedzieć i czuć, że jesteś kimś, którego wbrew jego woli wyrzucają do ludzi. Ba, niebiosa tylko wiedzą, czego ty w głębi ducha pragniesz! Czy możesz mi to powiedzieć? Czy też ja mam to powiedzieć? Jesteś przerażony. Nie byłeś nim, kiedy tu przyszedłeś przed siedmiu lat, ale teraz jesteś przerażony