To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

– Czy epidemie w Iowie i Tennessee nie sprowokowały pana do takich przypuszczeń? Dyrektor zastanawiał się przez chwilę. – Sprowokowałyby, gdyby te historie można było połączyć z jakąkolwiek znaną toksyną czy czynnikiem chorobotwórczym. – A nie można? – Nie, nie można. – Twierdzi pan, że w obu wypadkach jest to ta sama choroba? – Nie, nie twierdzę – odparł z pewną irytacją dyrektor. – Relacjonuję tylko to, co przekazały mi władze publicznej służby zdrowia. – Twierdzi więc pan, że żadna z tych chorób nie wykazuje objawów charakterystycznych dla znanego czynnika patogennego albo toksyny? – O ile wiem, żadna. Zgadza się. – A jeśli jednak użyto jakiegoś czynnika toksycznego czy chorobotwórczego, jak dotąd nieznanego władzom? Dyrektor zbył te słowa wzruszeniem ramion. – Stawia pani hipotezę, która nie znajduje potwierdzenia w faktach. Trudno mi komentować te sprawy. Przez następne kilka minut starał się odpowiadać na pytania innych dziennikarzy. Karen się nie odzywała, przekonana, że prędzej czy później spojrzy w jej stronę. Jej uroda nie uszła jego uwagi. Kiedy zerknął na nią, od razu to wykorzystała. – Jest pan świadomy, panie dyrektorze, że choroba wiceprezydenta Everhardta stanowi zagadkę dla lekarzy ze szpitala Waltera Reeda – powiedziała. – Nie niepokoi pana fakt, że tak ważny człowiek jest chory, a nikt nie wie dlaczego? Dyrektor był wyraźnie zbity z tropu. – Nie wiem, czy to prawda – oświadczył. – Lekarze badają wiceprezydenta i zapewniają mu możliwie najlepszą opiekę. Nie wiem, czy jest to dla nich zagadka, jak się pani wyraziła. – Ale nikt ze szpitala ani z Białego Domu nie chce komentować tej sytuacji – zauważyła Karen. – Nie sądzi pan, że opinia publiczna ma prawo wiedzieć, co dolega wiceprezydentowi? Dyrektor zmarszczył brwi. – Naprawdę trudno mi odpowiadać na takie pytania. Nie jestem lekarzem i nie zajmuję się bezpośrednio tą sprawą. Proponuję, by pomówiła pani ze specjalistami. – Nie chcą rozmawiać. Indagacje Karen doprowadzały dyrektora do szału. Już dawno nie maglował go tak bezlitośnie żaden dziennikarz. Czuł się tym bardziej zdenerwowany, że nie potrafił na jej pytania wyczerpująco odpowiedzieć. – Wiem z pewnych źródeł, że choroba wiceprezydenta jest trochę podobna do epidemii w Iowie i Tennessee – nie dawała za wygraną. – Czy to prawda? – Nie, o ile mi wiadomo – odparł dyrektor. – Nie chcę pani obrazić, panno Embry, ale powinniśmy chyba skupić się na właściwym temacie tej konferencji. – Tematem, jak rozumiem, jest terroryzm – zareplikowała Karen. – Wydaje się jasne, że terroryzm i publiczna służba zdrowia to dwa zagadnienia, których nie da się łatwo rozdzielić. – Ani też ze sobą połączyć – zauważył dyrektor. – Chyba że ma się niepodważalne dowody. Nie prosił już Karen o żadne pytania. Konferencja dobiegała powoli końca, poruszano takie tematy jak powstanie czeczeńskie w Rosji czy konflikt między Indiami i Pakistanem. Kiedy dziennikarze pakowali swój sprzęt, u boku Karen pojawił się sekretarz prasowy dyrektora. Wysoki, przystojny mężczyzna, który wyglądał jak model, ale nie rzucał się w oczy podczas konferencji. – Jestem Mitch Fallon – przedstawił się, wyciągając dłoń. – Dlaczego się wcześniej nie spotkaliśmy? – Przeprowadziłam się tu zeszłej wiosny z Bostonu – wyjaśniła. – Pracuję nad serią artykułów o polityce i zagadnieniach publicznej służby zdrowia. – No cóż, dobrze, że mamy tu panią. – Uśmiechnął się. – Muszę jednakże zauważyć, że wykazuje pani pewne skłonności do wysuwania hipotez. Odpowiedziała mu uśmiechem. – Kto w latach osiemdziesiątych przypuszczałby, że pieniądze dla contras w Nikaragui pochodziły od Ronalda Reagana i były przekazywane za pośrednictwem ajatollaha Chomeiniego? Czasem najbardziej szalona hipoteza jest mniej dziwna od prawdy. – Tu muszę się z panią zgodzić. Przyglądał się badawczo młodej reporterce. Wydawało się, że wyraz sceptycyzmu na jej twarzy może w sprzyjających okolicznościach ujawnić coś zupełnie innego. Coś miękkiego i nawet dziewczęcego, czego już dawno temu się wyrzekła. – Ma pani jakieś dowody na poparcie swej teorii na temat Crescent Queen? – spytał. – To znaczy, jeśli chodzi o terrorystów dysponujących możliwością wyprodukowania i dostarczenia broni nuklearnej? Znów ta wymowa – „nuklarny”