To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Daj mi nadzieję. Naprzeciwko siedzi osoba w białym fartuchu, któryjuż w samej swojej symbolice odgradza dwie strony dialogu. Pacjent bardzo często boisię zapytaćo coś,czego nierozumie. Często też i lekarz jest niedoświadczony i mówido niego tylko językiem fachowym. Powstaje ztego sprzężenie zwrotne, bariera, 31. której żaden z nich nie potrafi przeskoczyć. Człowiekpo drugiejstronie mówi, że jest szansa, jakieś prawdopodobieństwo zwycięstwa, po czym - jeśli jestuczciwy - dodaje zastrzeżenia związane z ryzykiempowikłań. Pacjent staje przed alternatywą: albo przyjmie tę prawdę, albo ją odrzuci. Odrzucenie oznaczaczęsto wybór medycyny niekonwencjonalnej, któramówi bez wahań: Ja panawyleczę. Mówi to bez wahań, ale ibez odpowiedzialności. W onkologii związekchorego zlekarzem ma w sobie element jakiejś metafizyki. Z jednej strony chorychciałby w naswidzieć partnera, osobę, która jest pojego stronie - rozumie, współczuje, jestgodna zaufania. Lekarz wtakiej sytuacji jest osobą, którejmożepowiedzieć wszystko, czasem nawet więcej niż w konfesjonale. A z drugiej strony chory chciałby wnas widzieć - i widzi- zimnego,otulonego białym płaszczemarbitra, który feruje wyroki. Imy, lekarze, niemamy możliwości ucieczki od tego dyktatu. Dlategoukład sił w tej parze jest nierówny Chory jest podrzędnyw stosunku do tego,któremu - z drugiej strony - takbardzo chce zaufać, przeciągnąć na swoją stronę. Jednak onkolog, który zbytniowczuwa się w położenie pacjenta, chce maksymalnie złagodzić przebieg leczenia, może jednocześnie zrobić mu krzywdę. Łagodne leczenie jest bowiem słabym leczeniem- na tym polegaproblem. żeby gozażegnać,trzebaprzejść długądrogę: obserwować ludzi, uczyć się ichzachowań, być wrażliwymna to, co mówiąich twarze, gesty, zachowania. Z tego możemy dowiedzieć 32 się rzeczy niemniej dla leczenia istotnychniż to, comożna wyczytaćz kartek papieru zapisanych wynikami badań diagnostycznych. Wtedy możemy dopieroznaleźć sposób, by pacjenta zmotywować do przejścia przez golgotę, zachęcić do walki, pokazać wartość szansy,czasem bardzo nikłej, niestety. Jak wytrzebićprzekonanie, żerak jestnieuleczalny? Oto nasz największy problem. Przecieżto nie lekarze odnosząsukces wyleczenia, tylko pacjent i jego organizm. Pacjent myśli, że onkolog to człowiek, który podaje termin śmierci. Mówi: Panu zostały dwa latażycia, panu trzy, a ty poźyjesz miesiąc. Tymczasem nikttegonie wie. W najbardziej beznadziejnych przypadkach zdarzająsię - choć rzadko -przykłady samowyleczenia graniczące zcudem. Czasem szacujemy szansę wyleczenia pacjentaw procentach: dziewięćdziesiąt procent, pięćdziesiątprocent, pięć procent. Te liczby powinny jednak funkcjonować tylkow zamkniętych pokojach specjalistów,którzy dyskutują międzysobą o "przypadkach". I niepowinny wychodzić na zewnątrz. Podobnie nikt niepowinienmówić do pacjenta: Pan jest przypadkiem,który. Choć w walce z nowotworem nie można sięwyrzekaćchłodnej kalkulacji, to jednocześnie wpostępowaniu z pacjentem subiektywizm i uczucie odgrywająistotną rolę. To są dwa przeciwstawne bieguny Jakprzekonać pacjenta, który ma w ustach jednąpłomienną ranę, niemoże połykać, nie może jeść, żemusijeszcze tydzień wytrzymać? Wiem przecież, że 33. wprowadzam go w kolejną odsłonę cierpienia. Pogłębiamje. Nie mogę mu oferować wzamian liczb określających prawdopodobieństwo. Pięć procent szansznaczy przecież,że pięciu pacjentów na stu zostałoby w tym przypadku wyleczonych. Nie mamy pojęcia, czy ten człowiek znajdziesię wśród tejpiątki, alemówimy w ten sposóbnie o liczbach, lecz o konkretnym życiu, przeciwstawiając je śmierci i rezygnacji. Nawet jeden procent szans oznacza konkretne życie. Dlatego ostrożnie zliczbami. Wolę powiedzieć poludzku: Jest nadzieja. Czy profesor powiedział ci, że miałeś'szczęście, bo przypadkiem wykryto u ciebienowotwór we wczesnym stadium? Taką świadomość już miałem,nikt nie musiał mi tegomówić. Kontuzja, która misię przydarzyła podczasrajdu, była rzeczywiście łutem szczęścia. Dzięki temuprzypadkiem odkryto nowotwór. Tempo jego przyrostu jest bardzo szybkie, więc wygrałem los na loteriiżycia. Gdybygo zdiagnozowano pięć miesięcy później, pewnie byśmy dziśze sobą nie rozmawiali. Profesornalegał, by jak najszybciej przeprowadzićoperację. Zaczęła się teżradioterapia. Jeszczeprzedsylwestrem wykonano "maskę", czyli rodzaj odlewumojego ciała. Ponieważ wiązki naświetlania dawkowane są bardzo precyzyjnie, ciało usztywnia się tak,by je całkowicie unieruchomić. Wykonanodwie maski, ponieważnaświetlano mnie w dwóch pozycjach: przedoperacyjnej i pooperacyjnej. Przykrywają ciętaką maską i przykręcająją dostołu. Wjeżdżasz podaparati zaczyna się napromienianie. 35. Myślałeś, co dalej z praca w Wiadomościach"? Pojechałem na dwa dni do Warszawy, żeby powiedzieć, co się ze mną dzieje. PowiedziałemSławomirowiZielińskiemu i Robertowi Kwiatkowskiemu, comi jest. Obydwaj zachowali się rewelacyjnie. Nie protestowali,kiedy oznajmiłem, żechcę dalejpracować. Kwiatkowski stwierdził,że sam zdecyduję o tym, czybędę się pokazywał na wizji, czy nie. Wiedział sporoo raku i tylkouprzedził mnie, że prędzej czy później będę miał dosyć swojego widoku, ale jeżeli starczy mi sił - mogę dalej pracować. To było bardzokrzepiące