To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

I nagle ponad okrzyki walczących wzniósł się ten jeden głos, lament, a może płacz, a potem przerażający ryk bólu, który jednych ogłuszył innym zaś odebrał wolę walki. Miecz rozpłatał bijące już serce, czekające tylko na krew niemowlęcia, która miała tchnąć życie w ciało. A potem, na kolejną chwilę, wszyscy zamarli w bezruchu, a Perun zanurzył dłonie w potężnym ciele wężowej istoty i wydarł jej serce z okrzykiem triumfu. Wydawało się, że pozostali przy życiu dhugowie rzucą się nań w ostatnim odruchu wściekłości i rozpaczy, ale oni znieruchomieli, jak i ciało ich zbezczeszczonego boga i w milczeniu poddali się nieuchronnym ciosom przeznaczenia. A wtedy wilki zaintonowały pieśń zwycięstwa i doskoczyły do stojących nieruchomo dhugów, rozdzierając wszystkich na strzępy. Tylko Perunowi zdało się, że pośród chwili ciszy, która pewnie była krótsza od mgnienia oka, usłyszał czyjś głos. - Przeklęty będziesz na wieki! - Głos napełnił go przerażeniem. Myślał, że ten dzień przyniesie mu wyzwolenie, ale głos... dawał do zrozumienia coś całkiem przeciwnego. Perun odrzucił ze wstrętem dziwny ochłap, który jeszcze przed chwilę był bijącym sercem i niepotrzebny już miecz, a potem pochylił się, by wziąć na ręce nagie niemowlę. - To dziewczynka?! - Perun ze zdumieniem spojrzał na niemowlę natychmiast zapominając o przepowiedni. W tej samej chwili na górze pojawiły się pierwsze, przerażone twarze łowców, pośród których mignęła Perunowi twarz Jarowita. Twarz przepełniona nienawiścią. - Na ciebie przyjdzie czas później - szepnął Perun, Jarowit tego nie mógł usłyszeć, ale ostatnie słowa Peruna miał zapamiętać do końca życia. - Spalcie wszystko! Na popiół! Niech nie pozostanie po nim nawet ślad - Perun wskazał palcem na poszatkowane zwłoki dhugońskiego boga i jego serce, a potem zwrócił się do Welesa, który ze zdumieniem wpatrywał się w ludzkie szczenię na rękach Peruna. - To dziewczynka?! - Po raz kolejny powtórzył, zaczynając zastanawiać się, jakie w zasadzie może to mieć znaczenie i chyba nawet roześmiał się, ale tego Jarowit już nie mógł widzieć, bo właśnie stracił przytomność. Odór krwi i widok rzezi, której dokonały wilki pozbawił go zmysłów, choć wcale nie powiedziane, że nie wywołało tego przerażenie i widok przedziwnych szczątków, które zbezczeszczono. Szczątków jego Boga. - Nasza przyszłość! - Wrzasnął ostatkiem sił i z ulgą pogrążył się w mroku. To wszystko było ponad jego siły. Ocknął się dopiero w swej chacie. Nie pamiętał, jak do niej trafił, ale od razu zrozumiał, że jest już po wszystkim. W świątyni zbudowano olbrzymi stos i zgodnie z poleceniami Peruna spalono na nim ciało dhugońskiego stwórcy wraz z ciałami zabitych kapłanów. Perun osobiście dopilnował, by na stosie znalazło się także serce. Historia nie mogła się już nigdy powtórzyć. Ten jeden błąd przodków kosztował przecież całą ludzkość tak wiele... A on sam? Jaką cenę zapłacił on sam i komu miał wystawić za swe życie rachunek? Nie wiedział tego, a nawet gdyby... Patrząc na płomienie trawiące całą jego przeszłość nie potrafił odpowiedzieć, co by zrobił? Jak by postąpił, gdyby wiedział, co ma nastąpić potem? Gdy już popioły rozwiano na wietrze Perun zabrał niemowlę i poszedł poszukać Perepłuta, o którym jakoś wszyscy zapomnieli. Na chwilę jeszcze odwrócił się do Welesa i coś powiedział. Wilczy Pasterz nie miał zbyt mądrej miny. Nie bardzo rozumiał, co Perun miał na myśli? A Perun ruszył w dół wzgórza, w kierunku rzeki, by po chwili zniknąć Welesowi z oczu. Weles nie podejrzewał nawet, że już na zawsze. Od tamtej bowiem pory już nikt nigdy Peruna nie miał widzieć. No prawie nikt. Rozdział 24 UCIECZKA Od tamtej pory rzeczywiście już nikt nigdy Peruna nie widział, z jednym wyjątkiem. Jedynym, który najwyraźniej wiedział, gdzie Perun się podział był Perepłut. Jarowit bardzo szybko domyślił się, kto może udzielić mu prawidłowej odpowiedzi, ale na zemstę już i tak było za późno. Tam, gdzie poszedł Perun nie było już życia. Osady również nie było, a łowcom, po spaleniu zwłok dhugońskiego bóstwa pozostało niewiele czasu, by wynieść się w bezpieczniejsze miejsce. Wysłuchali Peruna, ale chyba byli zbyt wygłupieni, by myśleć i wyciągnąć z jego przestróg właściwe wnioski, a może, jak zwykle, myśleli, że jakoś to będzie. Nie było. Ziemia zaczęła drżeć dosłownie w chwili, gdy wystygły popioły ogniska. Nie było to nic niezwykłego, ziemia czasem odzywała się i w tym spokojnym miejscu, ale przestrogi Peruna zasiały w ich mózgach ziarno niepewności i cień niepokoju, zaś ziemia drżała mocniej i mocniej, jakby zbliżało się do nich stado oszalałych słoni śnieżnych. Wtedy też z lękiem zaczęli oglądać się na północ, w stronę lodowca, który najwyraźniej ruszył z miejsca i z dnia na dzień kroczył coraz szybciej i szybciej w ich stronę. Wtedy dopiero łowcy zawyli z przerażenia, głośniej niż całe stado wilków, które wykazały więcej rozsądku niż ludzie i niemal natychmiast wyniosły się z zapowietrzonego terenu. - Jesteś wolny - szepnął Perun do Welesa, by po chwili zniknąć w mroku nocy. Cokolwiek to mogło znaczyć, Weles nie miał ani siły, ani ochoty załatwiać porachunków z Perunem w tej właśnie chwili, a potem, gdy już zrozumiał, co Perun miał na myśli, było za późno. Nawet na zemstę. Dokładnie tak samo, jak i dla Jarowita. Weles wycofał się do swej twierdzy, akurat w chwili, gdy pojawili się Wendecjanie. Może to resztki nienawiści do ludzi i chęć wyrównania rachunków ze światem popchnęły go do wydania rozkazu, by zaatakować ten niewielki oddziałek, a może zamęt w głowie, który Perun jeszcze pogłębił, bo przecież powinno mu być już wszystko jedno. On był wolny. Cokolwiek to mogło znaczyć? Weles miał sporo czasu, by się nad tym zastanowić, ale zrozumienie przyszło za późno. W każdym razie dla Wendecjan i Dakikiego, który i tak był kiepskim poetą i pewnie niczego wartościowego nigdy by nie stworzył, choć trzeba przyznać, że temat miał znakomity. Nie miał za to ani czasu ani najmniejszych szans. Dakiki ocalał z rzezi tylko przez przypadek. Nie brał udziału w walce i od razu skrył się za leżącym w kałuży krwi koniem, skąd obserwował z przerażeniem i podziwem dokonania walczących stron. Obraz zaiste był godny uwiecznienia