To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Reb Löwe odparł: „Jeśli przyjdziecie do mnie z dwiema połówkami, wydam wam woreczek z klejnotami. Jeśli żyć nie będę, przyjdźcie po klejnoty do mojego grobu”. Tak odrzekł reb magom i ta odpowiedź przypadła im do gustu. Była w stylu tamtych lat, pełna tajemniczości i zagadkowości. Legenda ta jest przytaczana jako przykład mądrości rabina Löwe. Żaden z magów nie mógł bowiem sam odebrać klejnotów, potrzebny był wspólnik z drugą połówką przedmiotu. Klejnoty więc zostały znakomicie zabezpieczone. — I pan sądzi, że ta legenda ma coś wspólnego z naszą połówką talizmanu? — Ileż tu zbieżności! Przede wszystkim chodzi o czarnoksiężników, a Kelley był magiem. Po drugie: jednego z magów oczekiwała daleka podróż albo jakieś kłopoty. Właśnie Kelley obawiał się aresztowania i chciał zabezpieczyć swój udział w woreczku z klejnotami. Po trzecie: obydwaj magowie nie mieli do siebie zaufania. A któż mógł mieć zaufanie do takiego szarlatana, jakim był Kelley? Po czwarte: na naszym talizmanie jest przez kogoś innego niż Kelley wyryta data według kalendarza hebrajskiego. Czy nie jest prawdopodobne, że na talizmanie Kelleya reb Löwe wyrył datę, zrobił jakiś tajemniczy rysunek, rozłamał talizman i dwie połówki wręczył magom? — Zgadzam się z panem! — zawołałem radośnie. — Mało tego. Jestem zdania, że właśnie ten rysunek stanowi klucz do całej sprawy. Bo dlaczego reb Löwe dał do zrozumienia, że nawet jeśli nie będzie żył, magowie swoje klejnoty odnajdą? Zapewne miał na myśli, że gdy przyjdą obydwaj do jego grobu i zestawią razem dwie połówki talizmanu, jasnym się dla nich stanie, gdzie są klejnoty, prawda? — Ja też tak sądzę — zgodził się pan Dohnal. — Magowie klejnotów nie odebrali, gdyż jak wiemy, Kelley został aresztowany, a potem umarł. — W świetle tych faktów — kontynuowałem dalej rozważania — oczywistym jest, dlaczego tajemniczy Robert kazał Zdenkowi Blasze ukraść połówkę talizmanu. Powiedział, że gdy zdobędzie jedną połówkę, zacznie szukać drugiej. Potem zestawi je ze sobą przy grobie Löwego i odnajdzie klejnoty. Jest to możliwe, bo przecież grób Löwego do dziś dnia znajduje się na żydowskim cmentarzu. — Owszem — przytaknął pan Dohnal. — I moglibyśmy tam zaraz pojechać. — Tak. Ale nie mamy dwóch połówek — zauważyła bystro Ludmiła. — No, jedną ma Helenka. Jedźmy zatem na Złotą Uliczkę — proponował pan Dohnal. — Niestety, jedna połówka chyba nie wyjaśni tajemnicy — stwierdziłem. Ludmiła przypomniała mi to, co opowiadałem o rozmowie ze Zdenkiem Blachą. — Tajemniczy Robert powiedział Zdenkowi, że na jednej blaszce można zarobić. Jak rozumieć te słowa, skoro dla odnalezienia klejnotów potrzebne są aż dwie połówki? — Nie wiem — westchnąłem. I znowu długą chwilę w milczeniu patrzyłem na Dom Fausta. „A jednak po latach można niekiedy rozszyfrować zagadkę — pomyślałem. — Ściany tego domu nie umieją mówić. Ale wiedza ludzka, wzbogacona przez wyobraźnię, potrafi zmusić do mówienia nawet mury.” — O czym pan myśli? — zapytała ciekawie Ludmiła. — O Kelleyu — odpowiedziałem. — Bo musisz wiedzieć, Ludmiło, że przy rozwiązywaniu zagadek z dalekiej przeszłości mam swoją metodę. Staram się wyobrazić sobie tamte epokę, ludzi, ich sposób bycia i myślenia. Zastanówmy się nad sylwetką Kelleya, wyobraźmy go sobie. Tradycja pozostawiła o nim niezbyt pochlebną opinię. O ile John Dee, przy całej swej wierze w cudowne zjawy, uważany jest za człowieka uczciwego, to o Kelleyu sądzi się, że był szarlatanem zaprawionym w sztuce wywoływania złudzeń optycznych, co wykorzystywał dla zdobycia pieniędzy. Ukończył Kelley studia prawnicze i zajmował się adwokaturą. Ale podobno pewnego dnia, podczas jednej ze swych podróży po Anglii, zawitał do oberży, gdzie, jak sam opowiadał, okazano mu przedmiot dziwny i rzadki, stary rękopis obejmujący zasady transmutacji metali, czyli przemieniania dowolnego metalu w złoto. Manuskrypt ten ponoć znaleziono w grobie pewnego świątobliwego mnicha. Kelley kupił rękopis od oberżysty i odtąd postanowił poświecić się próbom zdobycia kamienia filozoficznego. A ponieważ tajemniczy rękopis nie był zbyt dokładny, Kelley zwrócił się do Johna Dee, aby ten przy pomocy swej „kryształowej tarczy” i zjaw dopomógł w rozwikłaniu zagadki. I tak oto zaczęła się przyjaźń tych dwu ludzi. Kelley zresztą okazał się niezwykle przydatny do wywoływania duchów na „kryształowej tarczy”, czym zaskarbił sobie sympatię Johna Dee. Obydwaj przewędrowali kawał świata, aż wreszcie znaleźli się w Pradze, która za czasów Rudolfa II była prawdziwym rajem dla alchemików i czarnoksiężników. Kelley więc, przedstawiony cesarzowi Rudolfowi II, zademonstrował mu produkcję złota