To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Komentarze i sądy nie zawsze wydawały się sensowne, napis: TEŻ COŚ odnosił się do momentu, kiedy trzecią część moich poborów przeznaczyłem na cel dobroczynny; słowa: To MI SIĘ PODOBA – kiedy przez zapomnienie zostawiłem w pociągu rękopis rozprawy, która mnie kosztowała całe lata badań; a mój słynny wykład inauguracyjny na uniwersytecie w Getyndze doczekał się komentarza: UWAGA NA PRZECIĄGI. W pewnym sensie mogłem być spokojny, nic z tego, co robiłem, dobrego czy złego, nie ginęło bez śladu. Zawsze pozostawało jakieś echo, a nawet wiele różnych ech, zmieniających się w wędrówce z jednego końca wszechświata w drugi, poprzez strefę, która rozszerzała się, rodząc inne z kolei strefy, ale wszystko to były wiadomości nieciągłe, niezharmonizowane, nieistotne; nie wynikało z nich żadne logiczne powiązanie moich uczynków i żaden uczynek późniejszy nie tłumaczył ani nie korygował wcześniejszego, tak że można je było jedynie dodawać do siebie ze znakiem dodatnim, w postaci niezmiernie długiego wielomianu, którego nie da się zredukować do wyrażenia prostszego. Cóż mogłem w tej sytuacji zrobić? Zajmować się nadal przeszłością nie miałoby sensu. Jak było, tak było – teraz należało się postarać, żeby na przyszłość poszło lepiej. Ważne było zwłaszcza, ażeby we wszystkim, co robię, uwypuklić istotę rzeczy, aby nie było wątpliwości, na co powinien być położony akcent, co należy zapamiętać, a czego nie. Zaopatrzyłem się w ogromny plakat z rysunkiem oznaczającym kierunek, w rodzaju tych, na których widnieje ręka z wyciągniętym palcem wskazującym. Kiedy robiłem coś, na co pragnąłem skierować uwagę, wystarczyło mi unieść plakat do góry w ten sposób, aby wyciągnięty palec wskazywał to, co mi się wydawało w tym fakcie najważniejsze. Natomiast na te chwile, kiedy wolałbym pozostać niezauważony, przygotowałem sobie inny plakat, z ręką, której palec wskazujący wyciągnięty był w kierunku odwrotnym do tego, w którym ja się udawałem, aby w ten sposób odwrócić od siebie uwagę. Postanowiłem nosić z sobą stale oba te plakaty i podnosić jeden lub dragi zależnie od okoliczności. Było to działanie długodystansowe, rzecz jasna; obserwatorzy, oddaleni o setki tysięcy tysiącleci świetlnych, mieli dopiero po upływie setek tysięcy tysiącleci ujrzeć to, co właśnie robiłem, a ja poznałbym ich reakcje po dalszych setkach tysięcy tysiącleci. Ale to było opóźnienie nieuniknione, a prócz tego był jeszcze pewien szkopuł, którego nie przewidziałem zawczasu: co powinienem był uczynić w wypadku, gdybym spostrzegł się, że podniosłem nie ten plakat, co trzeba? Na przykład w pewnej chwili wydało mi się, że to, co mam właśnie zrobić, przysporzy mi godności i prestiżu: czym prędzej więc wystawiam plakat, na którym widnieje palec wycelowany we mnie, i w tej samej chwili pogrążam się w jakąś niefortunną sytuację, popełniam jakąś niewybaczalną gafę, objawiam samo dno ludzkiej nędzy, takiej, że chciałoby się pod ziemię schować ze wstydu. Ale jest już za późno, obraz mojego uczynku, wraz z ręką na plakacie wskazującą na mnie, płynie już w przestworzu, nikt go nie może powstrzymać, pochłania lata świetlne, mknie od galaktyki do galaktyki, wznieca przez miliony przyszłych stuleci komentarze, śmiechy albo marszczenie nosów, które z głębi tysiącleci miały powrócić kiedyś do mnie, zmuszając do jeszcze bardziej niezręcznych usprawiedliwień, do nieśmiałych prób wyjaśnień... Innym znów razem musiałem stawić czoło jakiejś niemiłej sytuacji – był to jeden z takich życiowych wypadków, przez które musi się przebrnąć, wiedząc z góry, że tak czy siak dobrze to nie wyjdzie. Osłoniłem się jak tarczą owym plakatem, na którym palec wskazujący wyciągnięty był w kierunku przeciwnym, i przystąpiłem do akcji. Wbrew przewidywaniom, w tej sytuacji tak delikatnej i drażliwej dałem dowody przytomności umysłu, zrównoważenia, grzeczności i zdecydowania zarazem, jakich nikt – nie wyłączając mnie samego – nigdy by u mnie nie podejrzewał. Ujawniłem nieoczekiwanie zasoby duchowe, które pozwalały wierzyć w długotrwałe i pomyślne dojrzewanie mojego charakteru, a tymczasem plakat odwracał wzrok obserwatorów, kierując go na przykład na stojący w pobliżu wazon z bukietem peonii. Tego rodzaju wypadki, które początkowo uważałem za wyjątkowe, wynikłe po prostu z braku doświadczenia, zdarzały mi się coraz to częściej