To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Musiał działać szybko. Najpierw unieszkodliwić łączność, potem dobrać się do tego wścibskiego nauczyciela i jego też unieszkodliwić, zanim zdąży wyrecytować szczegóły swojej opowieści. Bez szczegółowych współrzędnych ludzie odizolowani tutaj, w Dętej Małpie nigdy nie znajdą instalacji. Nikt nie widział, jak wślizguje się na pokład. Rozejrzał się pospiesznie i zobaczył, że wahadłowiec jest pusty. Pospieszył przejściem pomiędzy rzędami foteli. Drzwi do pomieszczenia bagażowego nie były zamknięte na klucz. Wsunął się do tej przepastnej komory, gotów rozprawić się z każdym dokerem, który mógł kręcić się jeszcze po pokładzie. Rozładunek na szczęście przeprowadzano w większości za pomocą maszyn, które nadzorowano skądinąd. Właśnie przyczepiał ładunek wybuchowy, kiedy jakiś głos powiedział: – A co pan tu robi? Jego ręka skierowała się do promiennika, który miał na szelkach pod pachą. Odprężył się, widząc intruza. Kobieta. Sądząc po ubraniu jedna z pasażerek. – Mógłbym pani zadać to samo pytanie. – Upewnił się, czy zakrywa sobą pakiet. – Co do mnie, należę do personelu. Drobne naprawy. – Kiwnął głową w kierunku drzwi, które prowadziły do przedziału pasażerskiego. – Nie powinna pani tutaj być. – Ci idioci zarzucili gdzieś jedną sztukę mojego bagażu. Pomyślałam sobie, że przyjdę i sama jej poszukam. Jak do diabła można zgubić bagaż w przestrzeni kosmicznej? – Nie wiem, ale będzie pani musiała stąd wyjść. – Nilachek zaczynał się denerwować. Lada chwila mógł się pokazać ktoś z ekipy naprawczej. Ruszył w jej kierunku. – Proszę pozwolić ze mną. Jestem pewien, że uda nam się znaleźć pani zagubiony bagaż. Może już go ktoś tymczasem odnalazł. – Wziął ją pod rękę i skierował do drzwi. Strząsnęła jego dłoń poirytowana. – Te gamonie nie potrafiłyby znaleźć własnego tyłka. Jak pan myśli, dlaczego sama przyszłam tego szukać? – Odwróciła się znowu w stronę przedziału, zmarszczyła brwi. – Co to jest, to tam? – Co jest co? – Zaczął przesuwać rękę w kierunku ukrytego promiennika, który miał przy sobie. – Ten plastycynowy pakiet tam, pomiędzy tymi dwoma przewodami? – Po prostu łata na niewielkim przecieku. Czy chciałaby pani, żebym wyjaśnił, jak ona działa? Z radością pani pokażę. – Taak, założę się, że z radością. Zwłaszcza to, dlaczego łata na przecieku musi być wyposażona w zapalnik czasowy. Zaczął wyciągać promiennik. Z nieoczekiwaną szybkością kobieta rąbnęła go skrajem lewej dłoni w łokieć, równocześnie zatoczyła prawą nogą szeroki łuk, uderzyła go potężnie na wysokości kostek i podcięła mu nogi. Nilachek wylądował twardo na metalowym pokładzie, wciąż starając się wyciągnąć promiennik. Kobieta skoczyła na niego i kompletnie pozbawiła go tchu. Gwiazdy roztańczyły mu się przed oczami, kiedy usiłował zaczerpnąć powietrza. Na opak, wszystko szło na opak. Słyszał, jak kobieta na całe gardło wrzeszczy o pomoc i rozpaczliwie usiłował się spod niej wyślizgnąć, ale ważyła więcej niż on. Dużo, dużo więcej. * * * Williams siedział cierpliwie, kiedy doktor spryskiwał mu ramię środkiem koagulacyjnym i utrwalaczem epidermicznym, a potem przykładał kwadrat szybkoprzylepnej sztucznej skóry na ranę. W pobliżu Millicent Stanhope rozmawiała ze swoimi strażnikami, a ciało jej byłego sekretarza ładowano na nosze, żeby je wynieść. Kiedy Marquel opuszczał biuro po raz ostatni, pani Komisarz odwróciła się do zajmującego jej fotel gościa. – Jak pan to zrobił? – Wskazała gestem na otwarte drzwi. – To znaczy, jak pan sobie z nim poradził? To są zawodowcy. Kim pan jest? – Nauczycielem, jak już pani mówiłem. Nigdy nie byłem nikim innym, tylko nauczycielem. Ale dobry nauczyciel nigdy nie przestaje być dobrym uczniem. Tam, na zewnątrz, wiele się można nauczyć. – Skinął głową w kierunku zamarzniętego krajobrazu widocznego przez wysokie okna. – Uratowała mnie pani kolekcja, czy może powinienem powiedzieć kolekcja Jobiusa Trella. Marquel wiedział wszystko na temat współczesnej broni, ale nie wiedział nic o Tran-ky-ky. Wiedziałem, że nie dopuści mnie do niczego tak oczywistego jak miecz czy topór bojowy. Ale ten miotacz strzałek jest mały i wygląda bardziej na jakieś narzędzie niż broń. Gdyby nie był zawodowym zabójcą, to sądzę, że nie zdołałbym tego dokonać. Nieprofesjonalista nie byłby dość odprężony czy pewny siebie. Stanhope powoli pokiwała głową. Od biurka doszedł ją odgłos brzęczyka. Pełniący chwilowo obowiązki sekretarza człowiek wydawał się lekko wstrząśnięty. – Ktoś tu chciałby się z panią zobaczyć. Ona bardzo nalega. Ona... hej, nie wolno pani tego robić. Drzwi, które przed chwilą zamknęły się za ekipą koronera, teraz rozsunęły się, żeby wpuścić do środka dwóch mężczyzn. Mieli przy boku broń i z miejsca przeszukali wzrokiem każdy centymetr biura. Jeden z nich na wpół prowadził, na wpół wlókł za sobą niewielkiego człowieczka. Prawe ramię ten osobnik miał zabandażowane, a twarz opuchniętą od siniaków. Tuż za nimi weszła swobodnym krokiem tęga, niesłychanie elegencko ubrana kobieta i zatrzymała się pomiędzy ochroniarzami. Pokazała na sponiewieranego Nilacheka pogardliwym machnięciem ręki. – Jak rozumiem, to coś należy do pani. – Wpatrywała się wprost w panią Komisarz. Kiedy drzwi się zamykały za plecami nowo przybyłej, Milliken Williams wyprostował się w fotelu z wysokim oparciem i zagapił się na nią. W tej samej chwili ona go też zauważyła. Przestała patrzeć w twarz pani Komisarz, a po jej twarzy rozlał się sardoniczny uśmiech. – Cześć, Millikenie. Kawał czasu cię nie widziałam. Czego uczysz w tym roku? ROZDZIAŁ 14 Cesarz Wszech-Tran-ky-ky wyglądał nad murami swojego zamku. Nie był zadowolony. Przyjął radę swoich człowieczych sojuszników i czekał, aż załoga wielkiego lodowego statku przyczołga się do jego stóp, błagając o jedzenie i schronienie. Minęło już wiele tygodni, za wiele, a od statku nie doszedł do nich ani jeden jęk. W końcu podjął decyzję, żeby już dłużej nie czekać, tylko atakować. Przez ostatnie kilka dni jego imperialne siły wielokrotnie napadały na tych buntowników, zamkniętych w pułapce portu