To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Wojownicy? Intendenci? A może sami Jeedai? Były egzekutor rozumiał, że gdyby to mieli być ci ostatni, oznaczałoby to ostateczne biuźnier- stwo. Nie zamierzał wysłuchiwać poleceń jakiegokolwiek niewiernego, postanowił jednak wykorzy- stać ich do swojego celu. Doszedł do przekonania, że albo ujawnienie herezji pozwoli mu na nowo wkraść się w łaski Shimrry, albo sama herezja zdestabilizuje władzę najwyższego lorda. Nie istnia- ło inne wyjście. Jedno wynikało logicznie z drugiego. Co prawda, ambitni Yuuzhan Yongowie za- zwyczaj nie wspinali się w taki sposób po szczeblach kariery ani władzy, ale skoro inni wykopali spod jego nóg drabinę, po której mógłby się dostać na sam szczyt, musiał uciec się do innych me- tod. Nje był z nich szczególnie zadowolony ani dumny, ale nie miał wyboru. - Musimy wracać - odezwał się nagle Aarn, niespokojnie przestępując z nogi na nogę. Nom Anor zastanawiał się, czy to bezceremonialne wyjawienie istoty herezji przez Shoon-miego wpra- wiło jego towarzysza w paniczne przerażenie. - Rozumiem - odezwał się były egzekutor. - Mimo to bardzo chciałbym jeszcze kiedyś z wa- mi porozmawiać. Zależy mi na poznaniu całej prawdy. Chciałbym usłyszeć tyle wersji historii życia i śmierci Yui Rapuunga, ile możliwe. Jeżeli opowie ją wam ktoś jeszcze... 198 - Powiadomimy cię o tym, Amorrnie - obiecał Shoon-mi, kiwając głową. - I'pan powinien cię też zabrać na spotkanie z Hrannik. Słyszałem, że ona także poświęca czas szerzeniu tej historii. - Z pewnością to zrobię - zapewnił Zhańbiony. - Znam także kilkoro innych gorliwych głosicieli. Prawda zatacza coraz szersze kręgi. - Prawda zatacza coraz szersze kręgi - powtórzył niczym echo Shoon-mi, zupełnie jakby ktoś wyrył w jego pamięci te słowa. Obaj Zhańbieni pospiesznie się pożegnali i wyszli przez odrażająco prostokątne drzwi. W piwnicy pozostali tylko I'pan i Nom Anor. Zhańbiony dopiero teraz otworzył wręczone mu przez Shoon-miego zawiniątko i zajrzał do środka. - Co tam jest? - zainteresował się były egzekutor. - Jedzenie i stare ubrania - odparł 1'pan. - To co zwykle. Shoon-mi lubi się troszczyć o siostrę. - Dlaczego Niiriit nie chce o nim rozmawiać? - Uważa go za zdrajcę prawdy - oznajmił I'pan, jakby odpowiedź była zupełnie oczywista. - Twierdzi, że powinien opuścić swój oddział roboczy i przyłączyć się do niej, zamiast dalej oddawać hołdy starym bogom. Dopóki jej brat tego nie zrobi, Niiriit nie zamierza się do niego przyznawać. - Ale przyjmuje jego podarunki - zauważył Nom Anor, uśmiechając się z przymusem. I'pan roześmiał się głośno. - Nie jest na tyle dumna, żeby miała odrzucać jego pomoc - powiedział.-Najbardziej zależy jej na przetrwaniu, a dopiero później na nawróceniu brata. Nom Anor przypomniał sobie, że kiedy słuchali opowiadania Ppana, zobaczył w oczach Niiriit dziwne światło. Domyślił się, że przywódczyni Zhańbionych jest prawdziwą fanatyczką, bar- dziej niebezpieczną dla systemu dawnych wierzeń niż ktokolwiek inny spośród członków jej grupy. Kto mógłby stanowić większe zagrożenie niż świetnie wyszkolona wojowniczka, która po- stanowiła się zwrócić przeciwko dawnym rozkazodawcom? Uśmiechnął się do swoich myśli zadowolony, że w jego głowie zaczynają się powoli układać szczegóły dalszego postępowania. Musiał teraz tylko dotrzeć do źródła historii życia Vui Rapu- unga. - Idziesz? - zapytał I'pan. wyrywając go z zadumy. Nom Anor znów się uśmiechnął, tym razem szczerze. - Czas wracać do domu, P panie - odparł, kiwając głową. 199 Zhańbiony przecisnął się przez szczelinę w ścianie, przez którą przedtem dostali się do piwnicy. Skierował się w stronę „domu"... nie wyobrażał sobie, żeby nowy członek grupy mógł mieć na my- śli inne miejsce. Jaina oglądała zarejestrowany hologram trzeci raz, ale wciąż jeszcze nie do końca mogła uwierzyć własnym oczom... chociaż dziwny ciężar w żołądku zaczynał jej uświadamiać, że powinna. Dokument został nagrany przez służbę bezpieczeństwa miasta Arsolib'minet'ri i przekazany na mostek „Selonii" za pośrednictwem zastrzeżonego kanału łączności podprzestrzennej. Jaina przy- leciała specjalnie na pokład fregaty, żeby go obejrzeć. Życzyli sobie tego jej rodzice, którzy uważali, że powinna zobaczyć, co przydarzyło się Tahiri. Młoda Solo postanowiła skorzystać z okresu spoko- ju i poprosić kogoś o sprawdzenie podzespołów i systemów uzbrojenia swojego X-winga. Hologram zarejestrowano zaledwie dwie godziny wcześniej w ośrodku dyplomatycznym, w którym jej rodzice przebywali z Ja-giem, Tahiri i protokolarnym androidem Threepiem. Ukazywał Tahiri prowadzoną korytarzem przez nieliczną grupę fiańskich strażników. Zgodnie z przekazaną przez Leię informacją Tahiri zdołała z jej pomocą zmylić czujność opiekujących się nimi strażni- ków i wyprawiła się na krótki spacer po mieście. Wyglądało na to, że wodziła jakiś czas za nos funk- cjonariuszy miejskiej służby bezpieczeństwa, ale w końcu strażnicy zdołali ją odnaleźć w jednym z apartamentów dla dyplomatów. Młoda Jedi leżała na podłodze i sprawiała wrażenie oszołomionej. Pozwoliła się spokojnie wyprowadzić i wszystko wskazywało, że zamierza dołączyć do pozostałych uczestników wyprawy. Z niedbałego sposobu trzymania blasterów i spokojnych twarzy Fianów Jaina wywnioskowała, że strażnicy nie spodziewali się żadnych kłopotów. Dowódca jednak sprawiał wrażenie niezbyt przekonanego wyjaśnieniami, jakich udzieliła mu Tahiri. Jaina zauważyła, że w pewnej chwili młoda Jedi spojrzała na jakiś przedmiot, który ściskała w dłoni. Obiektyw holograficznej kamery nie pozwalał się zorientować, czym jest ten drobiazg, ale na jego widok Tahiri zareagowała bardzo dziwnie. Wzdrygnęła się, jakby trafiona w czoło przez blaste- rową błyskawicę, a na jej twarzy odmalowało się bezgraniczne przerażenie. W ułamku sekundy, zbyt szybko, aby kamera zdążyła to zarejestrować, młoda Jedi wysunęła jasnobłękitną 200 klingę świetlnego miecza i zatoczyła nią krąg jakby gotowa do odparcia każdego możliwego ata- ku. Nie kryjąc zaskoczenia, eskortujący ją Fianowie cofnęli się, odbezpieczyli broń i unieśli lufy jak do strzału. Ich dowódca warknął jakieś ostrzeżenie, ale Tahiri zachowywała się, jakby go nie widzia- ła ani nie słyszała. Otworzyła szeroko oczy i tylko wodziła spojrzeniem z boku na bok, jakby na- prawdę spodziewała się ataku