To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Gdyby użyła liści lub kwiatów słodkiego korzenia, oznaczałoby to, iż jej charakter jest słodki. Poranna łza oznaczałaby, że będzie uległa, a... Jest tego zbyt dużo, by wymienić wszystkie. Potrzebowałbyś wielu dni na nauczenie się wszelkich kombinacji, a przecież ta wiedza wcale nie jest ci potrzebna. Nie będziesz miał żony z Aielów. Należysz do Elayne. Omal nie spojrzał na nią, kiedy użyła słowa "uległa". Nie umiał wyobrazić sobie kobiety Aielów, którą dałoby się określić tym mianem. "Przypuszczalnie oznacza to, że możesz się spodziewać ostrzeżenia, zanim ugodzi cię nożem”. Słowa, które kończyły ostatnie zdanie, były nieco przytłumione. Zrozumiał, że Aviendha ściąga właśnie bluzkę przez głowę. Żałował, że lampy wciąż się palą. Nie, wtedy byłoby jeszcze gorzej. Ale mimo to każdej nocy, odkąd opuścili Rhuidean, musiał przechodzić przez to samo i przeżywać podobne katusze. Trzeba położyć temu kres. Od tej chwili ta kobieta będzie spała z Mądrymi, tam gdzie jest jej miejsce, a uczyć się od niej może przy innych okazjach. Dokładnie to samo myślał już od piętnastu nocy. Próbując wygnać obrazy nachodzące jego myśli, powiedział: - Ten fragment na końcu. Po tym, jak już wypowiedziano przysięgi. Sześć Mądrych wyrzekło swe błogosławieństwa dopiero wtedy, gdy stu krewnych Melaine otoczyło ją z włóczniami w dłoniach; to samo spotkało Baela, musiał wywalczyć sobie do niej dostęp. Nikt oczywiście nie miał na twarzy zasłony wszystko stanowiło część obyczaju - ale po obu stronach polała się krew. - Kilka minut wcześniej Melaine przysięgała, że go kocha, ale kiedy chciał ją objąć, walczyła niczym przyparty do ściany górski kot. - Gdyby Dorindha nie biła jej po żebrach, być może Baelowi w ogóle nie udałoby się przerzucić jej przez ramię i unieść z miejsca, gdzie odbywała się ceremonia. Wciąż jeszcze kuleje i ma podbite oko. - Czy miała zachowywać się jak słabeuszka? - zapytała, na wpół już śpiąc, Aviendha. - Powinien znać jej wartość. Nie jest żadnym świecidełkiem, które mógłby schować sobie do kieszeni. Ziewnęła głośno, on zaś usłyszał, jak głębiej zagrzebuje się pod koce. - Co oznacza "uczenie mężczyzny śpiewu"? Mężczyźni Aielów śpiewali dopiero wtedy, gdy byli już za starzy, by wziąć włócznię do ręki, wyjątek stanowiły pieśni bojowe i lamentacje po zmarłych. - Myślisz o Macie Cauthonie? - Naprawdę zachichotała. - Czasami mężczyzna porzuca włócznię dla Panny. - Coś chyba zmyślasz. Nigdy o czymś takim nie słyszałem. - Cóż, nie polega to na prawdziwym porzuceniu włóczni. - W jej głosie brzmiało już otępiałe zmęczenie. - Czasami mężczyzna pragnie Panny, która nie zechce dla niego porzucić włóczni, wtedy aranżuje sytuację tak, by zostać jej gai'shain. Oczywiście jest to głupota. Żadna Panna nie spojrzy na gai'shain w taki sposób, jak tamten by tego pragnął. Pracuje potem ciężko i trzymany jest krótko, pierwszą zaś rzeczą, jaka go czeka, to nauka śpiewu, by zabawiał siostry włóczni podczas jedzenia. "Ona będzie go uczyć śpiewu". Tak mówią Panny, kiedy mężczyzna traci głowę dla jednej z sióstr włóczni. Bardzo dziwni ludzie. - Aviendha? - Obiecał, że już nigdy nie zapyta o to ponownie. Lan powiedział, iż jest to robota Kandori, wzór zwany śnieżnymi płatkami. Prawdopodobnie łup z jakiegoś rajdu na północ. - Kto dał ci ten naszyjnik? - Przyjaciel, Randzie al'Thor. Przebyliśmy dzisiaj długą drogę i kazałeś nam wstać wcześnie. Śpij, abyś mógł się przebudzić, Randzie al'Thor. - Tylko Aielowie życzyli sobie dobrej nocy, wyrażając jednocześnie nadzieję, że nie umrzesz we śnie. Nałożył znacznie mniejsze, ale też bardziej złożone zabezpieczenia na swoje sny, po czym przeniósł strumyk Mocy, by zgasić lampy i spróbował zasnąć. Przyjaciel. Reyn nadeszli z północy. Ale ten naszyjnik miała już w Rhuidean. Dlaczego w ogóle go to interesuje? Wolny oddech Aviendhy rozbrzmiewał głośno w jego uszach, dopóki wreszcie nie zapadł w sen, a potem śniło mu się, jak Min i Elayne pomagają mu przerzucić Aviendhę, ubraną jedynie w naszyjnik, przez ramię, ona zaś bije go po głowie wiązką kwiecia segade. ROZDZIAŁ 22 OKRZYK PTAKA WŚRÓD NOCY Mat leżał z zamkniętymi oczami i rozkoszował się dotykiem kciuków Melindhry wędrujących w dół po jego kręgosłupie. Nic nie było równie przyjemne jak masaż po długim dniu spędzonym w siodle. Cóż, po prawdzie to istniały rzeczy przyjemniejsze, ale w tej chwili miał ochotę poprzestać wyłącznie na jej dłoniach. - Jesteś dobrze umięśniony jak na tak niskiego mężczyznę, Macie Cauthon. Otworzył jedno oko i spojrzał na nią; siedziała na nim okrakiem. Rozpaliła ogień dwukrotnie większy, niźli to było konieczne i teraz pot ściekał po jej ciele. Jej piękne złote włosy były krótko przycięte, wyjąwszy charakterystyczny dla Aielów kosmyk u nasady karku, i przylegały ściśle do czaszki. - Jeżeli jestem dla ciebie za niski, zawsze możesz poszukać kogoś innego. - Mnie się taki podobasz - zaśmiała się, czochrając mu włosy. Były dłuższe niż jej. - I jesteś milutki. Rozluźnij się. Na nic się to nie zda, jeśli będziesz się napinał. Jęknął i na powrót zamknął oczy. Milutki? "Światłości!" I niski. Tylko w oczach Aielów mógł uchodzić za niskiego. W każdym innym kraju, we wszystkich, jakie dotąd odwiedził, był wyższy od większości mężczyzn, choć czasem tylko nieznacznie. Pamiętał czasy, kiedy był wysoki. Wyższy od Randa, gdy wyruszał przeciwko Arturowi Hawkwingowi. I jak był o dłoń niższy niż teraz. gdy walczył u boku Maecine przeciwko Aelgari. Rozmawiał na ten temat z Lanem, twierdząc, że imiona te gdzieś przypadkowo wpadły mu w ucho; Strażnik poinformował go, że Maecine był królem Eharon, jednego z Dziesięciu Narodów - tyle Mat już sam wiedział - jakieś czterysta lub pięćset lat przed Wojnami z Trollokami. Lan wątpił, by nawet Brązowe Ajah wiedziały więcej; tyle zostało zatracone podczas Wojen z Trollokami, jeszcze więcej podczas Wojny Stu Lat. Takie były najwcześniejsze i najmłodsze wspomnienia, jakie zostały mu wtłoczone do głowy. Nic z czasów po Arturze Paendragu Tanreallu i nic sprzed Maecine z Eharon. - Zimno ci? - zapytała z niedowierzaniem Melindhra. - Drżysz