To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Nicht tam nie zawołany wnijść się nie poważy - Dawny wrócił obyczaj, wspaniała ochota, Długie się stoły śklniły od srebra i złota; I loch pański jak serce zdawał się otwarty - A stary węgrzyn płodził nie bez duszy żarty; I godząc huczne tony z wesołym hałasem, Muzyka z swą melodią przebiła się czasem. Do późnej nocy twarze - ostre - malowane - Przodków, w długim szeregu zebranych na ścianę, Zdały się iskrzyć nieraz martwymi oczami I śmiać się do pijących, i ruszać wąsami. VI W ustach mieszka wesołość - w oczach myśl zgadnienia - W głębi to, w głębi serca, robak przewinienia; A gdy jaka uciecha razem ludzi zbierze, I Pycha, i Pochlebstwo śmieją się - nieszczerze. 8 Może tak w dawnym zamku, bo w rznięte podwoje Już Noc zaprowadziła ciemne rządy swoje; Już ucichli surmacze , Sen Szczęście osłania I puszczyk z wieży zaczął grobowe wołania; A jeszcze - w bocznym skrzydle obszernej budowy, Gdzie dzielny Wojewoda wzrok orli, surowy Pomarszczoną powieką w ustroniu przyciska, Jak w jaszczur kryją kamień , którym duma błyska - Tam jego myśl ukryta samotnie się żarzy - Tam może brnąć już w rozpacz, w niezwykłej niemocy, Depce burzliwym krokiem po ciemnościach nocy, Jak by w jej czarnym tchnieniu chciał gdzieś znaleźć rękę Krwawej, zgubnej przyjaźni - lub zgasić swą mękę! I gdy z gorących oczu Sen trwożny odlata, I gdy mu duszną była wysoka komnata, Otworzył wąskie okno - patrzał czas niejaki Na swoje liczne hufce, rozwinięte znaki, Co się do nakazanej zbierały wyprawy; Słuchał budzącej trąby i wojennej wrzawy: Prychają rącze konie, brzęczą w ruchu zbroje, Szumią skrzydła husarzy, chcą lecieć na boje. Dla nich wstające słońce w różowej pościeli Blaskiem złotych warkoczy widokres weseli I wznosząc świetne czoło, najpierwszym spojrzeniem W lśniącej stali swe wdzięki postrzega z zdziwieniem; Dla nich pachnący wietrzyk, co swój oddech świeży Dmucha na włosy dziewic i pióra rycerzy; Dla nich gwar małych ptasząt, w żywej słodkiej nucie, Co z mokrych rosą dziobków wyrywa uczucie: 9 Nie dla niego - on nie chciał na widoku zostać - W niknących cieniach zamku zanurzył swą postać, Jak te straszące mary, które bojaźń nasza Widzi w bezsennej nocy - poranek rozprasza. VII Dano znak - wrzasły trąby - szczęknęły podkowy - Mężnego towarzysza wierny szeregowy Jak cień nie odstępuje; i szybkim obrotem W ciasną gotycką bramę suną się z łoskotem. Zagrzmiała długim echem do sklepienia drząca - Aż łagodniejszą ziemię lżej kopyto trąca; I ciszej, ciszej brzęcząc - już słabo - z daleka - Głuchy dochodzi odgłos i coraz ucieka. Dopiero to na polu - gdzie ogromne koło Wytoczyło już słońce - bujają wesoło; I pstrym swoim proporcem, nim sławy dostąpią, W żywych strumieniach światła jak orły się kąpią; Tysiące piór, kamieni, w blask, w farby się stroi; Tysiące drobnych tęczy odbija się w zbroi; A na ich bystrych oczach siedziało Zwycięstwo, A na ich serc opoce kwitły wierność, męstwo, A na czele tych szyków wyniosły młodzieniec. Lecz ktoż on? Jakiż chwały czy szczęścia rumieniec Lniane chcą cienić włosy? Oh! milszy sto razy Niż różowe porankiem natury obrazy I słodszy, i jaśniejszy od chwały połysku Ten blask - co w jego serca żywi się ognisku - Ten uśmiech- w którym może choć część zachwycenia, 10 Z jakim wybrani słyszą Cherubinów pienia. Na lotnym jeciał koniu -i nad jarów brzegi Poprowadził w porządku milczące szeregi; Znikli w zarosłą przepaść - aż krążąc parowy, Jeszcze raz świetne z krzaków ukazali głowy; Jakiś na wzgórku rozkaz młodzieniec dał znakiem - I poszli, poszli drogą za żwawym kozakiem, Którego lekkie ślady od kopyt bez stali Wietrzyk z Rosą, jak dzieci, piaskiem przysypali. VIII I ciche, puste pola - znikli już rycerze, A jak by sercu brakli, żal za nimi bierze. Włóczy się wzrok w przestrzeni, lecz gdzie tylko zajdzie, Ni ruchu nie napotka, ni spocząć nie znajdzie. Na rozciągnięte niwy słońce z kosa świeci - Czasem kracząc i wrona, i cień jej przeleci, Czasem w bliskich burianach świerszcz polny zacwierka, I głucho - tylko jakaś w powietrzu rozterka. To jakże? Myśl przeszłości w tej całej krainie Na żaden pomnik ojców łagodnie nie spłynie, Gdzie by tęsknych uniesień złożyć mogła brzemię? Nie - chyba lot zwinąwszy, zanurzy się w ziemię: Tam znajdzie zbroje dawne, co zardzałe leżą, I koście, co nie wiedzieć do kogo należą; Tam znajdzie pełne ziarno w rodzajnym popiele Lub robactwo rozlęgłe w świeżym jeszcze ciele; Ale po polach błądzi nie sparłszy się na nic - Jak Rozpacz - bez przytułku - bez celu - bez granic. 11 IX Pod starymi lipami Miecznik dumał stary I dźwigał w zwiędłej głowie utrapień ciężary: Chociaż ten czarny żupan smutny przy siwiźnie, Nosił i jasne barwy, gdy służył ojczyźnie. Ojczyźnie! której imię wśrzód boju i rady, I spornego wyboru, i hucznej biesiady Czystym gorzało ogniem - a serce, jak w wiośnie Ptak do słońca, do niego skakało radośnie! Ale czas świetnych uczuć już sciemniał - ej! minął I boli tylko życie, a kwiat jego zginął