To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Przy środkowym punkcie, centrum tej mapy, był napis Starówka. Ksiądz powiedział: "Proszę pokazać, gdzie go pani widziała ostatni raz". Położyłam palec na tym najstraszniejszym, najbliższym śmierci punkcie wykresu. Stefan został uznany za zmarłego bez dalszego odkładania. Było już gorące lato, kiedy przyszło nam do głowy, żeby jechać do Sopotu nie koleją ani autobusem, ale statkiem, Wisłą. Jechała Marysia, Jaś, Bohdan, Piesia i ja. Droga była piękna i koszmarna, bo Marysię w ciąży mdliły fale Wisły, Jaś był nieznośny, Piesia, tak dobrze wychowana, nie chciała siusiać na pokładzie, więc wszędzie, gdzie się statek zatrzymywał, w dzień czy w nocy wyskakiwałam z nią na brzeg, zachęcając i namawiając, ale ona z nerwów nie mogła. Wody w Wiśle było mało, powyłaziły na niej długie złote łachy, na które statek władowywał się co chwila. Trwało to bardzo długo. W domu w Sopocie byłyśmy oczekiwane przez panią Halę Skoczylasową i ciotkę Anielę. Mogłyśmy były przewidzieć, że usposobienia, charaktery i metody postępowania obu pań nie wróżą nic dobrego. Marysia przysięgała się, że widziała ogniste pioruny w postaci kul, przelatujące między tymi dwiema najmilszymi osobami. Było to dość koszmarne lato, deszcz lał przez czterdzieści dni i nocy, trudno było nawet wyjść z domu po zakupy, żywiliśmy się wyłącznie kukurydzą. Znów przyjechał F.X. i zamieszkał tuż obok, całymi dniami opowiadał mi treść starych filmów. Ciotka Aniela uciekła wreszcie do Krakowa. Ja pojechałam za nią, żeby trochę zadać szyku nowymi kilkoma sukniami new-look, które w Krakowie na Plantach wzbudzały zgrozę i obrzydzenie, kiedy spacerowałyśmy tam z Basią, obie w fałdzistych, szerokich i długich spódnicach i obcisłych w biuście staniczkach. Spotkałam tam Przypkowskiego na Krupniczej w Domu Literatów, gdzie mieszkałam u pani Mortkowiczowej. Pani Janina powiedziała mi z łagodnym wyrzutem, że ma do mnie żal za odsuwanie od niej podczas wojny jej przyjaciół i życzliwych ludzi. Powtarzali jej po wojnie, że kiedy pytali mnie o nią dyskretnie, ja zawsze odpowiadałam sztywno, że nie wiem, gdzie pani Janina może być. Przez to uniemożliwiłam jej podczas wojny prowadzenie towarzyskiego życia. I okazuje się, że można było przeżyć te straszne lata, będąc naprawdę w oku cyklonu i nie wiedzieć o tym, odbyć to jakoś bokiem i bez wiedzy o ogromie niebezpieczeństwa. Tym lepiej, nawet się nie starałam tłumaczyć czegokolwiek. Były zresztą obie z Hanką miłe i serdeczne dla mnie. Chroniły mnie przed Przypkowskim, który znowu zaczął pić, zrobił się z powrotem gruby i nieprzyjemny, awanturował się i wygadywał głupstwa w stołówce Domu Literatów, a nawet przeszedł kiedyś przez zamknięte szklane drzwi, wywalając je doszczętnie. Dosyć przeraziła mnie wiadomość, że Mieczyś miał jakiś wypadek, chyba samochodowy, gdzieś znów w Kieleckiem. Dlaczego on do mnie nie pisze, dlaczego dowiaduję się od osób trzecich jakichś niepewnych wiadomości, może to prawda, a może nie. Przypkowski powiedział mi to, dowiedział się podobno od Pniewskich, ale ich nie ma w Warszawie. Mama pojechała do Wrocławia razem z panią Heleną Zielińską