To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Teczka przesunęła się przez fluoroskop. Rosjanka wpatrywa- ła się w ekran. Styler przeszedł pod łukiem wykrywacza. Tanner i Abrams zrobili to samo. Kobieta podeszła do końca nieruchome- go teraz transportera i obojętnie otworzyła walizkę Tannera, po czym przetrząsnęła papiery. Mężczyźni spojrzeli na siebie. Ab- rams pomyślał, że już choćby ten jeden postępek, poprzez całko- wite lekceważenie manier i obyczaju, powiedział więcej o tych ludziach niż to, co kiedykolwiek słyszał lub czytał. Bezpieczeń- stwo państwa jest najwyższym prawem. Kobieta wyciągnęła z walizki Tannera złote pióro i rzuciła je na stertę pozostałych przedmiotów. Spojrzała na nich. — Te przedmioty zostaną wam wkrótce zwrócone. Możecie za- brać swoje teczki. Abrams widział, że Tanner jest wściekły, ale nawet gdyby ko- 309 bieta to zauważyła, najprawdopodobniej nie miałaby żadnego po- jęcia o tym, co mogło być przyczyną jego złego nastroju. Wściekłość była luksusem, na który mogli sobie pozwolić tylko ludzie z Zacho- du. Przypomniał sobie radę Evansa. Rozbudź w sobie nienawiść. Odebrali walizki. Tanner uczynił to z energią większą, niż wymagała sytuacja. Abrams spojrzał w dół na elektryczny prze- wód wykrywacza metali, w miejsce, gdzie włączono go do kontak- tu, i zauważył pierwszy uziemiony przerywacz prądu. Spojrzał jeszcze raz na kobietę. Zabrała „tacę" i zniknęła w przejściu prowadzącym do pomieszczenia, które było kiedyś gabinetem, a teraz biurem służb bezpieczeństwa, gdzie każdy przedmiot miał być dokładnie sprawdzony. Miano zebrać ich odciski palców, a samochód skontrolować w warsztacie znajdującym się przy po- łudniowej części domu. Zastanawiał się, czy zobaczy jeszcze swój scyzoryk. Nikt tutaj nikomu nie ufał. I były po temu powody. Androw zbliżył się do nich. — Przejdziemy do pokoju z widokiem na stronę północną, tak żebyście mogli widzieć i słyszeć, na co pozwala sobie pan Van Dom. Galeria będzie najlepsza. Chodźcie za mną. Poprowadził ich z powrotem korytarzem do foyer i dalej aż do galerii. Abrams zdał sobie sprawę, że byłoby bliżej, gdyby prze- szli przez pokój muzyczny, którego drzwi znajdowały się niedale- ko wykrywacza metali. Ale najwidoczniej to pomieszczenie, peł- niące obecnie funkcję pokoju dla personelu, nie było dostępne. Rozejrzał się po galerii, w której Charles Pratt umieszczał kiedyś swoje trofea myśliwskie. Belkowany sufit i dębowa boazeria na- dal stwarzały nastrój pokoju myśliwskiego, choć wiszące tu kie- dyś łby upolowanych zwierząt zniknęły, a ich miejsce zajęły wiel- kie płótna sztuki socrealistycznej: postaci dobrze umięśnionych mężczyzn oraz kobiet pracujących w polu i w fabrykach. Abrams pomyślał, że pierwsi kapitaliści wieszali na ścianach wypchane zwierzęta, do których prawdopodobnie nigdy nie strzelali, a ko- muniści — wizerunki szczęśliwych robotników, których prawdo- podobnie nigdy nie widzieli. Przeznaczeniem szlachetnych stwo- rzeń tego świata było skończyć jako dekoracje ścienne dla elit. Być może w sprawiedliwym i uporządkowanym świecie przyszło- ści kapitaliści będą strzelać, preparować i wieszać komunistów i odwrotnie, przyrodę i zwyczajnych ludzi zostawią w spokoju. Androw podszedł do okna. - Widać stąd światła domu tego szaleńca. - Spojrzał na zega- rek. — Dlaczego jeszcze nie zaczyna? 310 Dlatego, pomyślał Abrams, że chce mi dać tutaj przynajmniej godzinę. Podszedł do następnego okna i spojrzał ponad zadrze- wioną doliną w stronę następnego wzgórza, na którym stał biały drewniany dom. We wszystkich oknach paliło się światło, jak przystało na wielką posiadłość, w której wydawano przyjęcie. Łagodne ogrodowe oświetlenie o różnych kolorach nadawało oto- czeniu chimeryczny wygląd. Na trawniku i tarasie dostrzegł kil- ka osób i pomyślał o Katherine. Zastanawiał się, co by pomyśla- ła, gdyby wiedziała, gdzie jest. Uderzyło go, że choć nigdy nie miał romantycznego stosunku do niebezpieczeństwa, to jego in- stynkt przetrwania został w pewien sposób osłabiony. Gdyby tak nie było, nie wykonywałby pracy, w czasie której ktoś mógłby w każdej chwili do niego strzelić. Nie byłoby go też teraz tutaj. A jednak od chwili, gdy opuścił sypialnię Katherine, zauważył subtelną, pozytywną zmianę w swoim stosunku do długowiecz- ności. Wyjrzał przez okno. Za wzgórzami zobaczył oświetlone przez księżyc wody cieśniny. Światła nawigacyjne łodzi i statków mrugały i przesuwały się po spokojnej wodzie i to przypomniało mu, że Peter Thorpe ciągle gdzieś czyha. Zdał sobie sprawę, że Thorpe mógł się w każdej chwili tutaj pojawić. Androw spojrzał na trzech mężczyzn, z których każdy stał przy innym oknie. - Może usiądziemy i porozmawiamy? Kiedy się zacznie, szyb- ko to zauważycie. Abrams przyjrzał się pokrytemu miedzią wykuszowemu oknu. Od wewnątrz zasłaniała je roleta, a jego skrzydła otwierały się na zewnątrz. Teraz było zamknięte i Abrams nie mógł zobaczyć uszczelnienia. Spojrzał w dół na taras i zapytał: - Co to takiego? - Och, to ciekawostka - powiedział Androw, stając koło To- ny'ego. - To właśnie to, na co wygląda. Swastyka osadzona W betonowej płycie. Abrams osłonił oczy przed blaskiem padającym z okna. - Mogę je otworzyć? - Oczywiście - odpowiedział Rosjanin po chwili wahania. Tony pokręcił korbą. Okno otworzyło się. -Wykonano to, jak mi mówiono - dodał Androw - około 1914 roku, przed pojawieniem się nazistów