To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Skąd pani wie, co ja czuję wobec tego dziecka? - spytała, gdy mowa jej powróciła. - Nie wiem, co pani czuje - odparła Scarlett. - Ale wiem, że gdyby pani nie powstrzymała tej strasznej kobiety, nie miałabym córeczki. Cokolwiek jeszcze pamiętam. Gdy ceremonia dobiegła końca, Colum wziął Kasię od ojca Flynna i podał ją w wyciągnięte ramiona Scarlett. Następnie nalał po kapeczce whisky duchownemu oraz rodzicom chrzestnym i wzniósł toast: - Zdrowia i pomyślności dla matki i dziecka. Za Tę O'harę i najmłodszą z rodu. Po czym odprowadził trzęsącego się świątobliwego staruszka do "pubu" Kennedy'ego, gdzie zamówił parę kolejek, by dodać splendoru skądinąd cichej ceremonii. Wbrew nadziei ufał, że w paru kropelkach czegoś mocniejszego utopią się niesłychane plotki, które obiegły cały Powiat Meath. Józef O'neil - kowal - przeczekał zaszywszy się w najciemniejszym kącie kuchni aż do świtu, po czym czmychnął do kuźni i upił się, by dodać sobie odwagi. - Bądź co bądź, nawet sam święty Patryk potrzebowałby czegoś mocniejszego niż modlitwy, by ostać się sam jeden przeciwko diabelskim mocom tej strasznej nocy w Dworze - mówił do wszystkich, którzy dawali mu posłuch, a tych było niemało. - Jużem był gotów ocalić życie pani, gdy wiedźma przeniknęła przez ścianę i z mocą wielką ciepnęła mnie na ziemię. A potem jeszcze mnie kopnęła, a zaś czułem w nodze, że to nie ludzka stopa w ciało mi się wraziła, ale kopyto. A potem rzuciła czary na O'harę i wyrwała jej dziecię z łona. Całe krwawe było to dziecko, krew sikała na podłogę, ściany, krew była w powietrzu. Człek pośledniejszej odwagi zamknąłby oczy, żeby nie patrzeć na straszne widowisko, powiadam wam, ale nie Józef O'neil. Dziecię więc ujrzałem pod krwi powłoką, a rzekę wam, chłopak to był, męskość miał na wierzchu... "Zmyję z bachora krew", powiedział demon, kiedy zaś wrócił, pokazał ojcu O'harze wątłe, niemal bez życia stworzenie... płci niewieściej, brunatne, niczym ziemia na grobie. No i kto zgadnie teraz? Jak inaczej nazwać to, com widział owej straszliwej nocy, jeśli nie czarcią podmianą? Nic z tego dobrego nie wyniknie, ani dla Tej O'hary, ani dla nikogo, na kim cień swój położy piekielny pomiot, który zajął miejsce wykradzionego chłopaka. ** ** ** Opowieść z Dunshauglin dotarła do Ballyhara po upływie tygodnia. O'hara umierała - mówiła akuszerka - i można było ją uratować jedynie z poświęceniem życia dziecka. Któż mógłby lepiej znać się na tych, jakże współczucia godnych sprawach niż akuszerka, która rozumie się na wszystkim, co jest do rozumienia przy porodzie? Wtem cierpiąca matka podniosła się na swym łożu boleści. "Widzę ją!" - jęknęła. "Widzę "banshee"! Smukła, cała w bieli, z czerwonym piętnem na twarzy" (Banshee ang. - w Irlandii zjawa zwiastująca śmierć. Przyp. tłum.). A wtedy diabeł rzucił włócznią z samego serca piekieł, zbił szybę i "banshee" uciekła, by płaczem zwiastować śmierć. Opłakiwała tak duszę zmarłego dziecka, lecz piekło przywróciło je życiu, wykradając duszę poczciwej staruszce, która była babką Tej O'hary. Diabelska to robota, a córeczka pani z Ballyhara niczym jest niż tylko upiorem. ** ** ** - Chyba powinienem ostrzec Scarlett - powiedział Colum do Rosaleen Fitzpatrick. - Tylko co mam jej rzec? Że ludzie są przesądni? Że wigilia Wszystkich Świętych to niebezpieczna pora na odbywanie porodu? Nie wiem, jaką mógłbym dać jej radę. Nie ma sposobu, by uchronić Kasię przed ludzkim gadaniem. - Ja znam taki sposób - odezwała się Mrs. Fitzpatrick. - Nikt nie będzie miał prawa wejść do tego domu bez mojej zgody. Ludzie z czasem zapomną te bujdy, wiesz dobrze, Colum, jak to jest. Znajdą sobie kogoś innego do obgadywania, poza tym przekonają się, że Kasia jest dziewczynką jak wszystkie inne. ** ** ** Gdy tydzień później Mrs. Fitzpatrick zaniosła Scarlett tacę z kanapkami i herbatą, już w progu została zasypana gradem skarg i narzekań - tych samych, których cierpliwie wysłuchiwała od paru dni. - Nie pojmuję, dlaczego mam tu tkwić niczym kłoda, chyba na zawsze. Czuję się na tyle dobrze, bym mogła wstać i pokrzątać się trochę po domu. Spójrz tylko, jak słoneczny mamy dzień dzisiaj! Najchętniej siadłabym z Kasią do wózka i gdzieś pojechała, ale jeśli to niemożliwe, chciałabym usiąść przy oknie i patrzeć, jak liście spadają. Jestem przekonana, że Kasia pilnie baczy na wszystko. O, spójrz tylko! Zobacz! Spójrz na jej oczka tu, w świetle... tęczówki wyraźnie zmieniają barwę z błękitnej. Tak sobie myślałam, że zmienią się na orzechowe, bo takie ma Rett, a Kasia i Rett to jak dwie krople wody. Ale widzę pierwsze plamki zieleni... najwyraźniej będzie miała oczy po mnie. Scarlett potarła nosem szyję dziewczynki. - Jesteś mamina, słyszysz, Kasiu O'haro? Nie, nie Kasiu. Każda dziewczynka może tak się nazywać. Ja będę mówić do ciebie "Kicia", no bo, gdy spojrzeć na te zielone oczy... Uroczyście podniosła dziewczynkę, żeby gospodyni mogła lepiej jej się przyjrzeć. - Mrs. Fitzpatrick, chciałabym pani przedstawić Kicię O'harę - uśmiechnęła się promiennie. Rosaleen Fitzpatrick jeszcze nigdy w życiu nie była tak przerażona. 64. Wymuszona bezczynność okresu połogu stworzyła Scarlett świetną okazję do przemyślenia wielu spraw, dziecko bowiem spędzało większą część dnia i nocy śpiąc, jak inne dzieci. Początkowo Scarlett usiłowała zabijać nudę czytaniem książek, ale ponieważ nigdy jej to nie interesowało, także teraz szybko przestała. Zmianie uległy tylko jej myśli. Przede wszystkim więc, wiele czasu poświęciła myślom o miłości do Kici. Wprawdzie nie odwzajemnionej, bowiem siedmiodniowe niemowlę było zbyt małe, by odwzajemniać jakiekolwiek uczucia, zdolne było jedynie zaspokajać głód, w czym ciepła pierś i mleko Scarlett okazywały się zupełnie wystarczające. Jednak nawet w tym zaspokajaniu najpierwotniejszych potrzeb tak było urocze, że potrafiło uczynić Scarlett szczęśliwą, choć sama zdawała sobie sprawę, że z miłością niewiele to ma wspólnego. Chętnie wyobrażam sobie, że Kicia mnie kocha - myślała. Ale w gruncie rzeczy nie mnie kocha, lecz kocha jeść. Dowcipkując tak sama z siebie, zdołała nawet zdobyć się na uśmiech. Oto bowiem Scarlett O'hara - ta, która dla sportu rozkochiwała w sobie mężczyzn - była teraz dla osoby, którą pokochała jak nikogo innego, niczym więcej niż tylko źródłem pokarmu. Tak, jej miłość do Ashleya była udawana, nie kochała go naprawdę, od dawna o tym wiedziała. Chciała mieć Ashleya, bowiem zawsze pragnęła zdobywać to, czego posiąść nie mogła, i nazwała to miłością