To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

PatrzyB pan w tym momencie na niego i potrzsnB gBow. My[laBam, |e pan wie.  Mo|e my[laBem akurat o czym innym.  ZwróciB si do Williego i powiedziaB gniewnie:  Nawet nie zdoBaBem ci powiedzie, po co tu przyszedBem. Nie prosi, |eby[ zrobiB co[. ChciaBbym jedynie, by[ razem z tamtymi chBopcami stwierdziB, co si staBo, a ja wyja[niBbym, dlaczego tak si staBo. Dlaczego  to jest tylko wa|ne, nie co. WoziBbym was na wózku i opowiadaliby[cie swoj histori, a ja tBumaczyBbym, dlaczego si to wydarzyBo. I to mo|e miaBoby jakie[ znaczenie. Mo|e... CzuB, |e si z niego [miej. Z zakBopotania zapomniaB, co chciaB powiedzie. Kuchnia peBna byBa ciemnych obcych twarzy, a powietrze tak gste, |e z trudem oddychaB. ZobaczyB jakie[ drzwi i zataczajc si ruszyB w t stron. ZnalazB si w ciemnym pokoju pachncym lekarstwami. NacisnB rk nastpn klamk. StanB na progu niewielkiego pokoju o biaBych [cianach, którego jedyne umeblowanie stanowiBy: |elazne Bó|ko, szafka i dwa krzesBa. Na Bó|ku le|aB ten straszny Murzyn, którego spotkaB na schodach domu Singera. Twarz jego wydawaBa si bardzo czarna na tle biaBych twardych poduszek. Ciemne oczy pBonBy nienawi[ci, ale ci|kie, sine wargi byBy spokojne. Nieruchoma twarz wygldaBa jak maska, tylko nozdrza drgaBy i rozszerzaBy si przy ka|dym oddechu.  Prosz wyj[!  powiedziaB Murzyn.  Zaraz...  zaczB bezradnie Jake.  Dlaczego pan tak mówi?  To jest mój dom. Jake nie mógB oderwa oczu od strasznej twarzy Murzyna.  Ale dlaczego...?  Jest pan biaBy i obcy tutaj. Jake nie wyszedB z pokoju. Z niezgrabn ostro|no[ci pod- 284 szedB do jednego z biaBych krzeseB i usiadB na nim. Murzyn poruszaB rkami na koBdrze, jego czarne oczy bByszczaBy od gorczki. Jake przygldaB mu si. Czekali. W pokoju panowaBo napicie jak w czasie jakich[ knowaD albo [miertelnej ciszy przed eksplozj. Dawno minBa póBnoc. BBkitnawe smugi dymu snuBy si po pokoju, poruszane ciepBym tchnieniem wiosennego ranka. Na podBodze walaBy si kulki zgniecionego papieru i niedopita butelka d|inu. Na koBdrze rozsypany byB szary popióB. Doktor Copeland wcisnB mocno gBow w poduszk. ZdjB szlafrok i zawinB po Bokcie rkawy baweBnianej nocnej koszuli. Jake siedziaB pochylony na krze[le. Krawat miaB rozwizany, a koBnierzyk koszuli wymity i przepocony