To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
30 całe pranie zawisło na sznurach, Elsie wysłała Normę Jeane do szkoły, dając jej pisemne usprawiedliwienie spóźnienia. Proszę usprawiedliwić moją córkę Normę Jeane. Była potrzebna matce na czas wizyty u Lekarza. Nie czułam się wystarczająco silna, aby samodzielnie odbyć podróż w obie strony. Było to nowe, całkiem oryginalne usprawiedliwienie, z którego Elsie jeszcze nigdy nie skorzystała. Nie chciała zwracać uwagi na problemy zdrowotne Normy Jeane; ktoś w szkole mógłby się okazać wścibski, gdyby Norma Jeane często nie przychodziła do szkoły z powodu dolegliwości, które Elsie opisywała jako "silny ból głowy" czy "dokuczliwe skurcze". (Ból głowy i skurcze były zazwyczaj uzasadnione. Biedna Norma Jeane cierpiała podczas miesiączek znacznie bardziej niż Elsie w jej wieku - zresztą w każdym wieku. Należało pójść z nią do lekarza. Gdyby się zgodziła. Leżała na łóżku w pokoju na poddaszu albo na wyplatanej sofie obok Elsie, stękała i jęczała, czasem nawet cicho płakała, biedactwo, z butelką gorącej wody na brzuchu - na co najwidoczniej Christian Science zezwalała - ale w tajemnicy przed podopieczną Elsie kruszyła aspirynę i dodawała do jej soku pomarańczowego, tyle aspiryny, ile się tylko dało bez wzbudzania podejrzeń; biednemu, głupiutkiemu i skołowanemu dziecku wmówiono, że medycyna jest "nienaturalna" i że Chrystus "wyleczyłby" ją, gdyby miała w sobie dość wiary. Pewnie, tak jak Chrystus wyleczyłby raka albo sprawił, że wyrośnie ci nowa noga, gdyby urwało starą, albo przywrócił zdolność widzenia oku z uszkodzoną siatkówką, takiemu jak ma Warren. Jakby uleczył okaleczone dzieci z "Life", ofiary hitlerowskiej Luftwaffe! ) Zatem Norma Jeane wróciła do szkoły, a bielizna suszyła się na sznurze. Wprawdzie nie było wiatru, ale wystarczały gorące promienie słońca. Nigdy nie przestawało dziwić Elsie, że ledwo Norma Jeane kończyła domowe obowiązki, natychmiast pojawiał się przy krawężniku w samochodzie jeden z jej chłopców, naciskał klakson, a dziewczyna wychodziła do niego cała w uśmiechach i lokach. Skąd ten chłopak w rzężącym gruchocie (chyba zbyt stary jak na szkołę średnią, zastanawiała się Elsie, patrząc przez żaluzje) wiedział, że tego ranka Norma Jeane została w domu, zamiast pójść do szkoły? Czy dziewczyna wysyłała sygnały telepatyczne? Czy to było coś w rodzaju seksualnego radaru? Czy może (Elsie wolała tak nie myśleć) był to jakiś rzeczywisty zapach, jak u psów, jak u mającej cieczkę suki, kiedy każdy pieprzony pies w sąsiedztwie dyszy i kopie ziemię pod płotem? Mężczyźni potykają się nieświadomie. Czy można ich za to winić? Czasem więcej niż jeden chłopak przyjeżdżał po Normę Jeane, aby podwieźć ją do szkoły. Ona śmiała się jak mała dziewczynka i rzucała monetę, aby zobaczyć, czyj samochód, którego faceta wybrać. Tajemnica dziennika Normy Jeane polegała na tym, że nie było w nim wzmianki o jakimkolwiek chłopcu. W ogóle nie było w nim żadnych imion poza "Elsie" i "Warren", i co to wszystko miało znaczyć? Wiersze, modlitwy. Bzdury, których nie można było złożyć w sensowną całość. To chyba nie było normalne w wypadku piętnastoletniej dziewczyny? Tak, teraz będą się musiały rozmówić. Nie sposób dłużej tego unikać. Elsie Pirig na zawsze zapamięta tę rozmowę. Do licha, poczuła odrazę do Warrena; cóż w tym męskim świecie może zrobić kobieta, która jest realistką? Norma Jeane powiedziała nieśmiało, w sposób, który pozwalał przy puszczać, że myślała o tym od tamtego ranka: - Żartowałaś z tym moim zamążpójściem, ciociu Elsie... prawda? A na to Elsie, zdejmując z języka drobinkę tytoniu: - Nigdy nie żartuję, gdy chodzi o takie sprawy. Norma Jeane odezwała się zakłopotana: - Bałabym się poślubić kogokolwiek, ciociu Elsie. Trzeba naprawdę kogoś kochać, aby to zrobić. Elsie zachowała beztroski ton: - Na pewno znajdzie się jakiś chłopiec, którego mogłabyś pokochać, chyba nie zaprzeczysz? Słyszałam już co nieco o tobie, moja droga. - Masz na myśli pana Haringa? - zapytała szybko Norma Jeane, a ponieważ Elsie nie zareagowała, dodała: - Ach, chodzi o pana Widdoesa? - Elsie wciąż patrzyła na nią obojętnie. Norma Jeane zaczerwieniła się. - Już się z nimi nie spotykam! Nie wiedziałam, że są żonaci, ciociu Elsie, przy sięgam. Elsie paliła papierosa i musiała się uśmiechnąć, słysząc te rewelacje. Wystarczy dostatecznie długo trzymać język za zębami, a Norma Jeane opowie jej wszystko ze szczegółami. Patrzyła na nią tymi swoimi słodkimi oczami małej dziewczynki, ciemnoniebieskimi, wilgotnymi oczami, głos miała drżący, jakby próbowała się nie jąkać. "Ciociu Elsie" - jakże miło to brzmiało w wykonaniu Normy Jeane. Elsie prosiła wszystkie dzieci pozostające pod jej opieką, aby zwracały się do niej "ciociu Elsie", co większość z nich robiła, ale Norma Jeane zdobyła się na to niemal po roku; bardzo się starała, ale ciągle się jąkała i jakoś nie mogła wykrztusić tych słów. Nic dziwnego, że dziewczyny nie obsadzono w szkolnym przedstawieniu, pomyślała Elsie. Była taka prostoduszna - ni cholery nie umiała grać! Ale od Bożego Narodzenia, kiedy Elsie podarowała jej kilka sympatycznych prezentów, w tym lusterko z plastikową rączką i z profilem jakiejś kobiety na odwrocie, Norma Jeane nareszcie zaczęła zwracać się do niej "ciociu Elsie", jak gdyby byli rzeczywiście rodziną. I dlatego to, co się działo teraz, było tym bardziej bolesne. I dlatego Elsie była teraz jeszcze bardziej zła na Warrena. - To się stanie wcześniej lub później - powiedziała ostrożnie. - Więc im wcześniej, tym lepiej. Jest wojna, młodzi chłopcy wstępują do wojska, więc lepiej szybko łap męża, póki chłopaki są tutaj, i to w jednym kawałku. Norma zaprotestowała: - Mówisz poważnie, ciociu Elsie? Nie żartujesz? Elsie straciła cierpliwość. - Czy ja wyglądam na kogoś, kto żartuje, panienko? Czy żartuje Hitler? Tojo? Norma Jeane powiedziała, potrząsając głową, jakby chciała pozbierać myśli: - Po prostu tego nie rozumiem, ciociu Elsie