To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Poluzowała ogierowi popręg i poklepała go z czułością po szyi, zanim zostawiła go przywiązanego do jednej z wierzb płaczących. Zeszła nad sam brzeg rzeki i usiadła na swoim ulubionym klocu drzewa nad wodą. Otworzyła kopertę. Gdyby Sean mógł wiedzieć, że wykresy temperatury, dane o stanie zdrowia, zalecenia lekarza i poziom cukru w moczu są czytane z taką pasją, na pewno dodałby do innych swoich chorób naruszenie śledziony. W końcu złożyła kartki i schowała je do kieszeni. Musi teraz wyglądać zupełnie inaczej, kiedy zgolono mu brodę. Patrzyła na płynącą rzekę i miała wrażenie, że jego twarz formuje się w zielonej toni, żeby na nią spojrzeć. Dotknęła powierzchni wody czubkiem buta i zmarszczki zniszczyły obraz. Poczuła przygniatającą samotność. - Nie wolno mi pójść do niego - szepnęła, utwierdzając się w postanowieniu, które trzymało ją z dala od niego przez ostatnie tygodnie, odkąd dowiedziała się o pobycie Seana w szpitalu. Tak blisko - tak bardzo blisko. Spojrzała zdecydowanym wzrokiem na wodę, usiłując przypomnieć sobie twarz męża. Zobaczyła jedynie żółtą rybę, której łuska pokryta zębatym wzorem błyszczała na tle piaszczystego dna. Rzuciła kamyk do wody i ryba uciekła. Saul. Zawsze wesoły, mały Saul z twarzą małpki, który potrafił skłonić ją do nieopanowanego śmiechu, jakby była dzieckiem śmiejącym się do matki. Kocham go, pomyślała. Była to prawda, kochała męża. Jednak miłość przyjmuje różne kształty, niektóre z nich przypominają górę - wysoką i poszarpaną. Miłość może też być niczym chmura - bezkształtna i pozbawiona wyraźnych konturów. Miłość niczym miękka chmura napływa nad górę i rozpływa się w powietrzu. Góra jednak stoi nieporuszona pośród otaczających ją chmur. Góry są niezmienne. - Moja góra - wyszeptała i zobaczyła go wyraźnie, jak stoi nad nią potężny w szalejącej burzy. - Storm - szepnęła i położyła dłoń na brzuchu, który był nadal płaski i twardy. - Storm - powtórzyła i poczuła ciepło w środku. Fala gorąca promieniowała z jej łona, rozpościerając się i przemieniając w palące pożądanie, którego nie mogła opanować. Podbiegła co sił w nogach do ogiera, ze spódnicą plączącą się pomiędzy nogami i drżącymi rękoma zacisnęła popręg. - Tylko raz - obiecała sobie. - Tylko ten jeden raz. - Rozpaczliwie wdrapała się na siodło. - Przysięgam, tylko ten jeden raz! - Głos się jej załamał. - Nie mam siły. Próbowałam, Bóg mi świadkiem, że próbowałam! Ruth szła przez werandę wywołując poruszenie i podniecone szepty na ustawionych przy ścianie łóżkach. Sposób, w jaki trzymała ręką spódnicę, stukot jej długich butów na podłodze i delikatne falowanie bioder znamionowały niecierpliwość. W oczach błyszczało pożądanie, które kryło się także w nabrzmiałych piersiach pod żakietem koloru czerwonego wina. Szaleńcza jazda zaróżowiła jej policzki i rozrzuciła na czole czarne włosy. Chorzy i samotni mężczyźni odnosili wrażenie, jakby między nich zstąpiła bogini, oszołomieni jej urodą, a jednocześnie smutni, że kobieta ta jest dla nich nierealna jak senne marzenie. Ruth nie widziała ich, nie czuła dotykających jej ciała spragnionych spojrzeń i nie słyszała żałosnych szeptów. Widziała tylko Seana. Szedł wolno po trawniku w stronę werandy, posługując się laską przy każdym niepewnym kroku. Szedł ze spuszczonymi oczami, zatopiony w myślach. Coś ścisnęło ją za gardło, gdy zobaczyła, jak bardzo wyniszczone jest jego ciało. Nie pamiętała go aż tak wysokim, z wychudzonymi, szerokimi ramionami. Nigdy nie widziała ostrego zarysu szczęki, bladej skóry, lekko niebieskiej po niedawnym goleniu. Pamiętała jednak ocienione gęstymi brwiami oczy i wielki nos nad zmysłowymi ustami. Sean zatrzymał się na brzegu trawnika na rozstawionych szeroko nogach, oparł laskę o ziemię i wspierając się na niej obiema rękami podniósł na nią oczy. Przez długie sekundy żadne z nich się nie poruszyło. Sean stał z pochylonymi ramionami i podniesioną głową utrzymując równowagę dzięki lasce i patrzył na nią. Ruth stała w cieniu werandy ze spódnicą zebraną w jednej ręce i z drugą ręką podniesioną do gardła, żeby powstrzymać dławiące ją łkanie. Z wolna rozprostował ramiona. Odrzucił laskę i wyciągnął do niej ręce. Ruth rzuciła się ku niemu przez nienagannie ostrzyżony zielony trawnik. Wpadła w rozwarte ramiona i zadrżała w jego uścisku. Obiema rękami oplotła jego pas, a twarz ukryła na piersiach. Czuła męski zapach i silne mięśnie trzymających ją ramion. Wiedziała teraz, że jest bezpieczna. Tak długo jak znajdowała się w jego objęciach, nikt i nic nie mogło jej dotknąć. 24. Na zboczu góry, która wyrasta nad Pietermaritzburgiem, znajduje się polana ukryta pomiędzy akacjami