To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Wtedy nabierze pani sił." — Ile razy trzeba będzie\ powtórzyć seans? — zapytał .Zygmunt. — Sądzę, że zajmie nam to tydzień. — Bernheim wyliczył wszystkie obja- y i wyjaśnił: — Uważam, że każda operacja (tak właśn i nazwał James Braid seans hipnotyczny) powinna likwidować jeden symptom. A propos, czy pan wie, że Braid wymyślił słowo „hipnoza", by nie używać terminu „mesmeryzm", który zdobył sobie taką złą sławę. Wydzielając poszczególne symptomy, uzyskujemy większą spójność i skuteczność kuracji. — Ależ oczywiście — zawołał Zygmunt podniecony — sam się o tym przekonałem. Wypróbowałem tę metodę na pięćdziesięcioletnim mężczyźnie z paraliżem nogi, stopy i palców u nóg. Przywracałem mu czucie w poszczególnych częściach kończyny w takiej samej kolejności, jak je tracił. Pielęgniarka wprowadziła teraz dwudziestoletniego mężczyznę, który zranił sobie rękę. Nie mógł wyprostować palców ani zamknąć dłoni. Bernheim uśpił go i powtarzał, że może poruszać palcami. Przez dziesięć minut masował mu palce i dłoń. Przed obudzeniem pacjenta powiedział szeptem do Zygmunta: — Zastosowałem nie tyle sugestię, co kontrsugestię. Chory wmówił sobie, że stracił władzę w ręce. "Wystarczyło, że go uwolniłem od tej autosugestii. — Zbudził pacjenta, który ze zdumieniem stwierdził, że swobodnie porusza palcami i dłonią. — Zetknąłem się z podobnymi urazami powypadkowymi w Salpetriere — relacjonował Zygmunt. — Tam ograniczają się do zademonstrowania, że pod hipnozą chory potrafi wykonywać czynności, do których nie jest zdolny na jawie, ale oni nie zajmują się leczeniem. Jestem pewny, że w Aligemeines Krankenhaus także zdarzają się takie przypadki, tyle tylko, że my ich nie przyjmujemy do 340 wiadomości. Ale mnie interesuje co innego: jak to się dzieje, że setki ludzi na całym świecie spokojnie wracają do pracy, nawet po cięższych okaleczeniach, już następnego dnia, a ten właśnie młodzieniec zachowuje się inaczej? __ Gdybym próbował odpowiedzieć na to pytanie, musiałbym wkroczyć w sferę domysłów. A my, żeby nie narażać reputacji naszej kliniki, zajmujemy się wyłącznie faktami. Moim zadaniem jest leczenie chorób. Dzięki zebranemu materiałowi dowodowemu uczynimy z hipnozy naukową metodę medyczną. Szli przez skwarne ulice. Bernheimowie mieszkali w centrum miasta, przy Rue Stanislas, w pobliżu Biblioteki Miejskiej, mieszczącej się w dawnym gmachu uniwersytetu. Dom stał w cienistym, pięknie utrzymanym ogrodzie. Pani Sara Bernheim okazała się postawną, energiczną kobietą po czterdziestce. Nie miała dzieci; swe instynkty macierzyńskie wyładowywała na mężu, przy którym krzątała się nieustannie. Zygmunt natychmiast zauważył, że Bernheim jest tym zachwycony. O zamożności domu świadczyło dwoje służących. Ale przygotowaniem obiadu zajmowała się osobiście pani domu. „Tylko ja potrafię tak przyrządzić obiad, by smakował panu doktorowi" — mawiała. Całe szczęście, że w domu panował chłód. Pani Bern-heimowa bowiem w swych kulinarnych popisach nie brała wcale pod uwagę upałów panujących w Nancy. Zygmunt, przyzwyczajony do skromnych obiadów z trzech dań, musiał teraz skonsumować kolejno gęstą zupę cebulową, antrykot z jarzynami i kruchymi frytkami oraz faszerowane pomidory z zieloną sałatą i suflet pomarańczowy. Do tego podano butelkę wina mozelskiego. Nie omieszkał powiedzieć pani Bernheim, że tak dobrze jeszcze we Francji nie jadł. — Mój mąż tak ciężko pracuje, że uważam za swój główny obowiązek dbać o jego siły. — Dbasz, kochana — roześmiał się Bernheim gładząc się po brzuchu — o moją linię. — Potem zwrócił się do Zygmunta: — Czy pamięta pan tego młodego szwedzkiego lekarza, który pracował z panem w Salpetriere i został usunięty ze szpitala rzekomo za próbę uwiedzenia młodej „pacjentki"? 341 — Oczywiście. Mówił zawsze o panu z wielkim uznaniem. — Pozwoli więc pan, że oczyszczę jego imię. Spotkał rodziców tej dziewczyny w ogrodzie w Salpetriere. Przyjechali ze wsi odwiedzić"Xórkę. Myśleli, że ona pracuje w kuchni szpitalnej. Szwed zainteresował się sprawą i dowiedział się, że kiedy asystenci Charcota stwierdzili, że jest podatna na hipnozę, kupili jej piękne stroje, kosmetyki i zrobili z niej „hipnotyczną aktorkę". Bardzo jej to odpowiadało, ale nasz znajomy uważał, że to może się odbić na zdrowiu psychicznym dziewczyny. Kupił jej bilet powrotny do domu, zahipnotyzował, zabrał do siebie do domu, po czym wsadził do pociągu. Zygmunt rozmyślał przez chwilę. — Wie pan, już wtedy cała ta sprawa wydawała mi się dziwna. — W Salpetriere jest więcej takich „spraw". Ale zbliża się pora przyjęć u doktora Liebeaulta. Przedstawię pana i wrócę do gabinetu. Głównym źródłem moich zarobków, podobnie jak pańskich, jest nadal praktyka neurologiczna. Po drodze do Liebeaulta, który mieszkał w skromnej dzielnicy miasta, doktor Bernheim opowiadał o nim Zygmuntowi. Rodzice jego, zamożni chłopi, posłali go do seminarium duchownego. Chcieli, by został księdzem. Piętnastoletni chłopiec doszedł jednak do wniosku, że nie ma talentów teologicznyCyh, i udało mu się o tym przekonać swych wychowawców. W dwudziestym pierwszym roku życia zaczął studia medyczne w Strasburgu — na czternaście lat przed Bernheimem — i ukończył je w roku 1850 pisząc pracę o przemieszczeniu udowo-piszczelowym. Jeden z profesorów zainteresował go hipnozą, dowodząc, że w uśpieniu hipnotycznym można wywołać sztucznie krwotok z nosa. Po zrobieniu dyplomu Liebeault osiadł w małej wiosce, kilka kilometrów od Nancy