To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Opowiada, jak si pociB ze strachu:  Szed|aBem jak zajc w kapuszczie!  Mogliby[my co dzieD robi takie skoki!  [mieje si Zysiek.  Takie co?  Nic. Tego si nie ucz. Janosz wydyma policzki. Po du|ym napiciu nastpuje ulga, zupeBne odpr|enie. Wgropolacy ukradkiem spogldaj na siebie. Ciesz si. Uratowali przecie| swoj mam. I bd j mie znów wyBcznie dla siebie! Opony szumi, chBodny wiaterek muska spocone czoBa. Tymczasem w Balatonboglar dziaBy si przedziwne rzeczy. ZaBadowana po brzegi Florentyna staBa przy kraw|niku ju| wcze[niej wyprowadzona z prowizorycznej gara|o-szopy przez uczynnego wsacza, ale... na tym si jej rola skoDczyBa. I nic w tym dziwnego. Nikt bowiem nie mógB zasi[ za kierownic, gdy| rodzice... wyparowali! ZdarzaBo im si to w Warszawie, prawda, zdarzaBo si przecie| i tu, nad Balatonem. Ale |eby tak caBkiem wyparowa bez sBowa, kartki pozostawionej na stole... nie, to si nie zdarzyBo nigdy. Niespokojny Pietrek biegaB tam i na powrót pomidzy staBym ich miejscem na pla|y, domem, ka- 219 Feri kurczy si w ramionach. GBosem, w którym brzmi strach i histeryczna ch ucieczki, mamrocze niewyraznie:  DaB... mi go... syn... pana Supniewskiego.  I chBopiec nagle czuje, |e wielki kamieD spada mu z serca. Ju| ostro i bardzo wyraznie widzi drog, sBoneczniki, wysokie topole... opadBa, zniknBa mgBa. I sByszy wszystko! Nawet szum wiatru w gaBziach. WykonaB zadanie. I nawet nie skBamaB! Przecie| ten list daB mu Janosz. A czy| Janosz nie jest synem pana Supniewskiego ? Szpakowaty obraca kartk w rku.  Istotnie dziwne. O której godzinie dano ci ten list? Feri zastanawia si przez moment.  O... o jedenastej. Trójka puBkowników spojrzaBa na siebie z lekka zbaraniaBym wzrokiem.  Czy oni tam wszyscy kompletnie powariowali? mruknB jeden z pasa|erów z tBumion zBo[ci.  No, wszystko jedno  przerwaB towarzyszowi szpakowaty  jedzmy do Revftilóp! Ale naba-Baganili setnie!  Porsche" bezszelestnie rusza z miejsca. Kierowca Francuz ma mocno niezadowolon min. Pasa|erowie nerwowo krc si na skórzanych poduszkach. Czterech zdezorientowanych pocc si z gorca i ze zBo[ci rusza w dalsz drog. Feri otarB pot z czoBa. A wic chyba pierwszy etap byB wygrany. Teraz tylko odstawi Zyska na  punkt przeBadunkowy" i... sprawa zakoDczona. Czerwony wóz stra|acki odblokowaB szos