To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Nawet w tej chwili, gdy próbowała go przeniknąć, on oceniał ją inteligentnym ciekawym spojrzeniem łowcy. Przypuszczała, że nie zdoła poznać go lepiej, niż on sam zechce na to pozwolić. Postanowiła więc zachowywać się tak samo. A to oznaczało równowagę sil. Spróbowała po raz ostani odsunąć od siebie to, co nieuniknione. - Tabithio,: nie spodziewasz się chyba, że będę mogła pracować w takich warunkach. - Bzdura. - Bystre oczy Tabithii płonęły teraz z pod niecenia. - Nie chcesz przeżyć prawdziwej przygody? Gdy bym ja nie miała teraz tylu obowiązków w Seatfle, chętnie pojechałabym tam zamiast ciebie. Eugenia obiecała sobie w duchu, że nie dopuści do tego. Nie zamierzała pozwolić nikomu, nawet Tabithii Leabrook, zastąpić się w podróży na Frog Cove lsland. Z drugiej jednak strony chciała mieć pełną swobodę ruchów, by wykonać własne plany, a to oznaczało, że musi kontrolować sytuację. Jednak z tego, co tu zobaczyła, wynikało, że CoIfax nie należy do ludzi, którzy dają sobą kierować. Wzięta do ręki ciężkie wieczne pióro z lat trzydziestych, którym podpisywała wszelkie ważne dokumenty, i opadła ponownie na swoje miejsce. * A co się stanie, jeśli po prostu odmówię udziału w tym beznadziejnym przedsięwzięciu? * Nic wielkiego. - Cyrus włożył ręce do kieszeni i uśmiechnął się dobrotliwie. - Powiem tym facetom z majątku Daventry, że nie chce pani pomagać mi w śledztwie. Czekała przez chwilę na drugą część tego oświadczenia. Gdy jednak Cyrus milczał uparcie, zacisnęła mocniej palce na piórze i spytała: * To wszystko? * No cóż, niezupełnie - powoli odparł Cyrus. - Kiedy powiem wykonawcom testamentu, że muzeum Leabrook nie chciało ze mną współpracować, ich prawnicy wstrzymają ruch wszelkich aktywów majątku Daventry na możliwie najdłuższy okres. Eugenia zamknęła oczy. - Przypuszczam, że dobry zespół prawników będzie w sta nie zatrzymać kolekcję szkieł z Daventry na co najmniej pięć lat - kontynuował Cyrus. - Może dłużej. Zimny dreszcz przebiegł po plecach Eugenii. Otworzyła oczy, lecz milczała. 24 25 Jayne Ann Krentz Ostre krawędzie Tabithia także przez moment nie mogła mówić ze zdumienia, - O Boże, nie możemy na to pozwolić - wykrztusiła wreszcie. - Musimy dostać te szklą. To niesamowita kolekcja. Eugenia spojrzała badawczo na Cyrusa. - On blefuje, Tabithio. Cyrus uniósł tylko brwi. Eugenia pomyślała, że to jednak nie jest blef. Jeśli nie zechce z nim współpracować, Colfax przekona egzekutorów, by zamrozili aktywa majątku. Muzeum mogło stracić całą fortunę, procesując się o zwrot należnej mu kolekcji. - To szantaż - powiedziała w końcu. * Eugenio, doprawdy, posuwasz się za daleko - zganiła ją Tabithia. - Pan Colfax nie wysuwa tutaj żadnych gróźb. Mówi nam tylko, jak zareagują egzekutorzy, jeśli nie będzie mógł prowadzić śledztwa. * Rzeczywiście, mówi o tym aż nazbyt dosadnie. Tabithio, on nam po prostu grozi. Tabithia cmoknęła z irytacją. * Przesadzasz, moja droga. Zresztą to i tak nie ma znaczenia. Już obiecałam panu Colfaxowi, że wyjedzie z tobą, i to nie tylko ze względu na wykonawców testamentu. * Wiem, wiem - odparła Eugenia ze znużeniem. - Martwisz się o mnie. * Staram się być ostrożna. - Tabithia przybrała nagle całkiem poważny wyraz twarzy. - Jeśli Adam Daventry rzeczywiście został zamordowany, motywy zabójcy mogły być związane z tą właśnie kolekcją szkieł. Nie chcę, żebyś przebywała wśród tego bogactwa tylko w towarzystwie jakiegoś lokaja. Eugenia wiedziała już, że została ostatecznie pobita. - W porządku, Tabithio, skoro nalegasz, zgodzę się na ten idiotyczny pomysł. Tabithia rozpromieniła się z radości. * Dziękuję ci, moja droga. Naprawdę spadnie mi ogromny kamień z serca, kiedy będę wiedziała, że [łan Colfax jest z tobą w Szklanym Domu. * Jest tylko jeden drobny warunek - dodała nagle Eugenia słodkim głosem. Cyrus natychmiast stał się czujny, niczym dzikie zwierzę. * Jaki? * To ja wybiorę powód, dla którego pojedziemy tam razem - odparła krótko Eugenia, - Ponieważ nie mam zbyt wielkiego wyboru, muszę zdecydować się na wersję, w której będzie pan moim asystentem. Na moment w biurze zapadła kompletna cisza. * Nie sądzę, żeby akurat ten pomysł był najlepszy - powiedział Cyrus. * Przykro mi. - Eugenia spojrzała na niego z gniewem. -Ale tylko na to gotowa jestem przystać. Colfax skinął głową. - Czy mogę zapytać, dlaczego wybrała pani właśnie ten powód, a nie chciała udawać, że jesteśmy parą? Spojrzała wymownie na jego koszulę. * Wydaje mi się, że to oczywiste. Udawanie, że jest pan moim asystentem, i tak będzie dla pana wystarczająco trudne. Mogę pana jednak zapewnić, że nikt, ale to nikt nie uwierzyłby, że my dwoje jesteśmy parą zakochanych. * Rozumiem - odparł Cyrus. - Próbuje mi pani powiedzieć, że nie jestem w pani typie. Pomyślała o ultimatum, jakim szantażował ją przed chwilą. * Nie - odrzekła. - Na pewno nie jest pan w moim typie. Chciałabym też wyjaśnić jeszcze jedną rzecz