To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Przypomniała sobie, że z powodzeniem mogła wezwać jednego z lammergeierów i często, szczególnie późnymi popołudniami, nachodziła ją pokusa, by w ten sposób zaznaczyć pilny charakter swej misji. Sądziła jednak, że wylądowanie na dziedzińcu domostwa swej ileś razy „pra” siostrzenicy postawiłoby całą Ruwendę na nogi. Dałoby też owej dziewczynce oraz jej rodzicom mylne pojęcie o obowiązkach i trudach bycia Arcymaginią, a także kompletnie wypaczony obraz właściwego wykorzystywania magicznych sił. Froniale nie miały najmniejszego związku z magią; Orogastus trzymał je kiedyś w stajni (nie potrafił wzywać lammergeierów, więc froniale stanowiły jego jedyny środek transportu), a Haramis po prostu zaopiekowała się stadem. Orogastus, zawsze dbający o splendor, niewątpliwie wyruszyłby z podobną misją na grzbiecie lammergeiera, jeśli tylko by mógł. Haramis miała inną naturę. Kontynuowała podróż sama, bez niczyjej pomocy, często prowadząc froniale, kiedy nisko zwisająca się roślinność uniemożliwiała jazdę. W wyglądzie zewnętrznym i sposobie zachowania się kobiety nie było nic magicznego, z wyjątkiem białej peleryny i laski. Jej Talizman, Trójskrzydły Krąg, który nosiła na łańcuszku na szyi, skrywały zgrzebne szaty. Na nogach miała wysokie, ocieplane buty; odpowiednie zaklęcie chroniło je przed deszczem i mgłami, pozwalając właścicielce nieomylnie poruszać się w labiryncie niewidocznych ścieżek. Arcymagini nie było to potrzebne, lecz parała się zaklinaniem od wczesnego dzieciństwa i nie chciała wyjść z wprawy. Podróż sprzyjała odświeżeniu wspomnień o drogach i ścieżkach Ruwendy, jako że ostatni raz wędrowała po nich wiele lat temu. Mogła wybrać sobie towarzystwo, jakie tylko chciała, mogła posłużyć się magią i błyskawicznie dotrzeć do celu. Poruszała się jednak na własnych nogach albo na fronialu. Miała nadzieję, że mimo to jej krewna wyczuje magię. Gdyby okazało się, że dziewczynka posiada naturalne zdolności magiczne, stanowiłoby to dobry początek nauki. Podczas krótkich chwil, kiedy Haramis ją widziała, zrozumiała, że Mikayla raczej będzie próbowała dociekać przyczyn działania zaklęcia, niż nauczy się je czuć. Bez wątpienia jednak to właśnie ona pojawiła się w wizji jako następczyni Haramis, a więc takie było przeznaczenie. Arcymagini nawet nie brała pod uwagę możliwości, że Fiolon, będąc chłopcem i pochodząc z Varu, miałby zostać jej następcą. Spokojna podróż przez bagna zabrała jej kolejne cztery dni i noce. Przypominała sobie znajome niegdyś obszary Ruwendy, w większości błota porośnięte gęstą roślinnością. Tak długo zamieszkiwała wśród zaśnieżonych gór, że wspomnienie moczarów zatarło się w jej pamięci. Śnieg mogła zawsze strzepnąć z ubrania, a bardziej natrętne płatki topniały, kiedy weszła do wnętrza budowli. Błoto przyklejało się, wysychało, powodowało swędzenie skóry. Odczuła ulgę, gdy ścieżka doprowadziła ją wreszcie do Wielkiej Grobli i błotniste szlaki zamieniły się w brukowaną drogę. Teraz nie musiała uważać na każdy krok i mogła spokojnie rozglądać się dokoła. Chociaż w okolicach Cytadeli zima zawsze kojarzyła się z deszczem i pluchą, tym razem trafił się jeden z rzadkich, słonecznych dni. Chłód przestał dawać się we znaki, co stanowiło przyjemną odmianę w tej ponurej porze roku. Ptaki szczebiotały w wierzchołkach drzew wyrastających po obu stronach Grobli. Kiedy dotarła do łąki jaśniejącej na Wzgórzu Cytadeli, zauważyła, że nawet w środku zimy kwitły wszędzie czarne kwiaty trillium. Zakaszlała głośno. W czasach jej dzieciństwa Czarne Trillium należało do rzadkich, przesyconych magią zjawisk; w rzeczywistości istniała tylko jedna taka roślina i opiekę nad nią roztaczała Arcymagini. Po zwycięstwie nad Orogastusem kwiaty rozkwitły, pokrywając ciemnym kobiercem niemalże cały pagórek. Z czasem stały się równie powszechne jak chwasty i prawdopodobnie, pomyślała Haramis uśmiechając się kwaśno, traktowano je na równi z nimi