To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Staję przed jej bramą. Azor, jej uroczy rottweiler, biega wzdłuż siatki. I nie szczeka. Dzwonię. Renka w zielonej sukience biegnie do furtki. - Judyta, tak się cieszę, że wpadłaś! - Zamknij psa. - Stoję przed furtką i się nie ruszam. - Ja po te róże, co mówiłaś... - Róże czekają, a z Azorem daj spokój, on jeszcze nigdy nic nikomu nie zrobił! Ale mi argument. Mój Eksio do pewnego momentu też mi nigdy nic nie zrobił. Renka zamyka Azora w dużym boksie w kącie ogrodu. Nie wiem, dlaczego nazwali psa Azor. Azor, jak sama nazwa wskazuje, to jest przyjemny mały kundelek, a nie zabójca, z miną zabójcy w dodatku. - Nie histeryzuj - mówi Renka - tylko ty tak na niego reagujesz. I on się denerwuje. Adam na przykład w ogóle się go nie boi. Renka swoje czerwone włosy skręca w ogon i zarzuca na plecy. Jest oszałamiająca i wolałabym, żeby mówiła o swoim mężu, a nie o moim Adamie. - Chodź, napijemy się martini z lodem. Jest tak gorąco. Martini? Z lodem? Przed południem? W dzień powszedni? Czemu nie. Można i tego spróbować. Wchodzę posłusznie za Renką do domu. Jej salon ma przynajmniej czterdzieści metrów. Już się do tego przyzwyczaiłam. Ale najpiękniejsza u nich jest łazienka. Jak mi ją pokazała, to prawie osłupiałam. Matko moja, jak ze snu. W rogu ogromna wanna jaccuzi, prysznic wpuszczony w podłogę, tak że się schodzi do niego po schodkach, dwa olbrzymie fotele rattanowe, drzwi do sauny i sama sauna, do której może naraz wejść pięć osób. W poprzek lustra, które zajmuje całą ścianę, wisi biała gładka półka, a na niej jest ustawiony cały sklep perfumeryjny. Przedmiot mojej wielkiej zazdrości. Jak ja bym miała takie kremy i takie perfumy, tobym wyglądała jak Tosia. Renka mimo pogodnego czerwcowego dnia jest nie w humorze. Nalewa nam martini, dodaje lodu i prowadzi mnie do ogrodu. Wyciągamy się na leżakach. - Na nic nie mam czasu - wzdycha Renka i zdejmuje z siebie zieloną sukienkę. Pod spodem ma kostium, również zielony. Jest już opalona, co powoduje u mnie lekki przypływ lekkiej zazdrości. I gdyby chociaż była troszkę za tłusta albo miała cellulitis, malutki, chociaż jeden malusieńki, łatwiej byłoby mi to znieść, choć oczywiście nie życzę jej, Boże broń, niczego takiego. - Ty nie masz czasu? - uśmiecham się i zanurzam usta w chłodnym martini. To jest życie. Nieumiarkowanie w radości. - No a co ty myślisz? Tego wszystkiego dopilnować - ręka Renki miga złotem obrączki, kiedy wskazuje na swój przyszły ogród. Nie komentuję. Jak tu wytłumaczyć zupełnie szczęśliwej osobie, że ma wszystko, czego dusza zapragnie. Może dbać o siebie, kochać sobie spokojnie swojego męża, myśleć o przyszłości, robić coś dobrego dla świata, bo ani etat jej nie zmusza do przebywania poza domem, ani brak pieniędzy do myślenia o tym, co będzie jutro. W przeciwieństwie do rzeczywistości, która mnie dopada, kiedy tylko pomyślę o tych cholernych, rozmnażających się tajemniczo pieniądzach. Ale nie będę o tym myśleć. Jutro pojadę do Warszawy i wykopię Ostapko choćby spod ziemi. Na płocie nad obrażonym Azorem siada sójka i zaczyna prowokująco się zachowywać. Azor złożył swoje potężne cielsko na boku i udaje, że głupi ptak go zupełnie nie obchodzi. Sójka przekrzywia głowę i zaczyna miauczeć jak kot. - Ale te zwierzęta śmieszne - mówię do Renki. - Jakie zwierzęta? - Renka podnosi oczy znad kieliszka, już wypiła to swoje martini, które ja sączę w poczuciu wielkiego szczęścia. - No, twój pies i sójka. - Aaaa - lekceważąco mówi Renka. - Niechby ją raz złapał. Ciekawam bardzo, ile razy może taki zabójca złapać tę samą sójkę. - No coś ty - oburzam się. - Mój Borys to wie, że na ptaki nie można polować. Azora też powinnaś tego nauczyć. - Pies na ptaki, pies na kobiety - mówi bez sensu Renka i podnosi się z leżaka. Idzie w stronę domu zwiewna i szczupła. Za chwilę przynosi butelkę martini i lód. - No nie, ja to zaraz muszę do roboty - uśmiecham się. - To nie. - Renka patrzy na mnie z naganą. A przynajmniej tak mi się wydaje. - Uważaj, siedzisz z nosem w tym komputerze, a życie mija. Zobacz, jak wyglądasz. W ogóle o siebie nie dbasz. Wszystkie kobiety myślą, że będą wiecznie młode. Nie wiem, o co jej chodzi. Wyglądam, jak wyglądam. Owszem, może sporo pozostaje do życzenia, ale ostatecznie Ella Fitzgerald też nie była jakąś pięknością. Z tym że śpiewała lepiej ode mnie. Ale za to była starsza. - A co konkretnie masz na myśli? - Wiesz, jak się ma nowego faceta... Z facetami różnie bywa. Zadbaj o siebie. Słyszałam już to zdanie. - To zabawne, Tosia mówi to samo. - Wy jesteście nienormalne - mówi z irytacją Renka. - Właśnie dlatego, że z każdego tematu przejdziecie na dzieci. A wiesz, co ci powiem... - Renka nachyla się nad butelką martini i dolewa sobie złocistego płynu - ...życie nie opiera się na dzieciach. Ani na mężczyźnie. Na mężczyznach nie można polegać