To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Nie mogła znieść czołobitności Roberta okazywanej na każdym kroku ojcu, który jakoś przestał dbać o nią. Wiedziała, że Robert ma jej za złe brak dzieci, ale nie orientowała się, że oni obaj, Robert i jego ojciec, mają jej za złe brak pieniędzy. Niesprawiedliwie ojciec miał za złe Robertowi zdecydowanie się na kiepską lokatę ku swojej wygodzie, zapominając, że sam wpadł na pomysł takiego ożenku syna. - Coraz więcej kłopotów z tą twoją cholerną posiadłością - warknął Robert w pewien wieczór po powrocie z banku. Skinieniem głowy przyjął whisky z wodą sodową, gdy Mohamed milcząc podsunął mu srebrną tacę. - Ojciec już wydał na to tysiące dolarów, a ci adwokaci wciąż jeszcze nie mogą pozbawić twojej matki tego cholernego powiernictwa! Podszedł wielkimi krokami do Poganki, która siedziała na obitej kwiecistym kretonem kanapie na balkonie, i splunął. - Staruszka jest twarda jak gwóźdź. Ta posiadłość należy do ciebie, ona ją dostała psim swędem. Poganka ziewnęła, po czym powiedziała bez zastanowienia: - No, to raczej nieważne, kochanie. - Wyciągnęła obie ręce i przesunęła się na kanapie, żeby być bezpośrednio w podmuchach wentylatora. - Ostatecznie, na razie nie chcemy tam mieszkać, a mama przynajmniej ma coś do roboty i zarabia na siebie, więc nie musisz jej utrzymywać. - Typowe dla ciebie! - wrzasnął Robert. - Akurat tak, jak ojciec mówi. Jesteś z gruntu lekkomyślna, jeśli chodzi o pieniądze! - A ty jesteś z gruntu pod pantoflem swojego cholernego ojca... - ...Przynajmniej mój ojciec mnie nie wykorzystuje... Tak więc zaczęła się jeszcze jedna kłótnia. Poganka już zdawała sobie KORONKA 263 sprawę, że Robert jej nie kocha. Z przykrego doświadczenia wiedziała też, że on potrafi znęcać się słowem. Raz po raz próbował zmiażdżyć ją swymi krytycznymi uwagami. Robert kończył dzieło, które rozpoczął Abdullah - dzieło złamania Poganki na duchu. Nie tylko jej nie kochał, ale rzeczywiście się nią nie interesował; zależało mu jedynie na przedstawianiu się światu jako człowiek mądry i sprawiedliwy, a w tym celu nieskończenie blagował. Nigdy niczemu nie był winny; w przekonaniu Roberta, Robert nie mógłby postąpić źle. Jeżeli fakty świadczyły wprost przeciwnie, to musiał fakty przeinaczyć. Na pewno Robert nigdy nie był dość uczciwy, żeby sam przed sobą przyznać, że jest parszywym kochankiem i blagierem, myślała Poganka. Którejś nocy, gdy dopełnił swego obowiązku małżeńskiego w ciągu zwykłych trzech minut, powiedziała mu to. Zapalił nocną lampkę i usiadł patrząc na nią spode łba. - Chcesz przez to powiedzieć, że jestem nieuczciwy? Zrozumiała, że mu podsunęła doskonały pretekst do kłótni, ale nagle było jej wszystko jedno. - Chcę przez to powiedzieć, że nie tylko jesteś samolubnym kochankiem, ale udajesz, że nie jesteś. To oszustwo i nieuczciwość, kiedy przewracasz się na bok i zasypiasz, chociaż wiesz, że ja się cała gotuję, a udajesz, że nie wiesz. Kochałam cię po ślubie, nie chciałam mówić nic, co by cię uraziło, i naprawdę myślałam, że potrzeba ci troszeczkę praktyki. Naprawdę myślałam, że prawdopodobnie obojgu nam tego potrzeba. Gdybyś był nadal taki sam, jak byłeś, nie wspominałabym o tym, ale to się pogorszyło. Robert poczerwieniał jeszcze bardziej. - Z początku myślałam, Robercie, że jesteś zanadto zmęczony. Myślałam, że to wyczerpanie po nerwowej pracy. Ale potem zrozumiałam, że to po prostu staroświeckie lenistwo i egoizm. I coś paskudniejszego. Ty nigdy nie chciałeś zająć się mną. Gdybyś mógł nacisnąć jakiś guzik, żebym zniknęła, kiedy ty już skończyłeś, z pewnością byś naciskał. Robert sfioletowiał. - Jesteś jedyną kobietą, która kiedykolwiek się uskarżała... to dlatego, że jesteś niemożliwie wymagająca! Poganka głęboko wciągnęła powietrze i powiedziała to, co już od miesięcy zamierzała powiedzieć. - Robercie, ja mogę sama się doprowadzić do orgazmu w pięć minut. Sprawdzałam to z kuchennym czasomierzem