To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Morgan zdjął płaszcz i rozparł się w fotelu. Stanowczo odmówił drinka. - Do rzeczy! - strzelił tonem rozkazu. - Ten Twced, podejrzewam, jest cholernie sprytny i przebiegły... - Nie przyjechałem tutaj słuchać opisów literackich. Gdzie on jest? Mówiłeś przez telefon, że gdzieś blisko "Mayfair". - Miałem tymczasem wiadomość od jednego z moich agentów, że sytuacja się zmieniła. Evans, pochylony nad swoim biurkiem, bawił się wciąż długopisem. Dla wzmocnienia efektu przestał na chwilę mówić i wbił wzrok w Morgana. Morgan odpowiedział wściekłą miną. Tych panów trzeba regularnie kopać w tyłek, żeby sobie za dużo nie pozwalali - pomyślał. - Kiedy byliście w drodze - ciągnął gładko Evans - zadzwonił tutaj mój agent. Mamy wątpliwości, czy Twced i ta jego kochanka, Paula Grey, wrócą jeszcze do "Hiltona", gdzie się zatrzymali... - Po kolei! - warknął Morgan. - Właśnie miałem zamiar... Mój agent przyniósł do "Hiltona" fałszywy list do Tweeda, z napisem: "Poufne, do rąk własnych". 42 Recepcjonistka powiedziała, że nikt taki u nich nie mieszka. Agent sugerował, że Tweed pracuje dla Komisji Wspólnoty Europejskiej i że często podróżuje incognito, pod innym nazwiskiem. Pokazał jej zaświadczenie z fałszywym podpisem członka Komisji - wybraliśmy takiego, który właśnie wyjechał na wakacje. Pokazał też fotografię Tweeda, tę, którą przywiózł kurier nocnym promem. Recepcjonistka najpierw nic nie chciała powiedzieć, ale poczarował ją trochę i w końcu puściła farbę: Twced i Paula Grey wyjechali wcześnie rano, a przedtem wynajęli apartament na tydzień i zapłacili z góry. - Wymknął się z sieci - mruknął Morgan cicho, niby do siebie. - Powiedział pan, że Paula Grey jest jego kochanką - odezwał się Horowitz, jak zwykle wolno i dobitnie. Evans obrócił się w fotelu. Stanowczo źle się czuł w obecności Horowitza: było w nim coś groźnego. - Ma pan na to jakiś dowód? - No... - Evans bezradnie rozłożył ręce - sądząc z fotografii, jest młoda i ładna, więc naturalne jest założenie... - Być może całkiem błędne. - Jakie to ma znaczenie?! - Evans przypomniał sobie o swoim stanowisku w firmie; nie mógł tolerować takiej krytyki ze strony pierwszego lepszego współpracownika. Nagle dostrzegł jednak wpatrzone w niego spoza drucianych okularów oczy i znów poczuł się niepewnie. - Może mieć bardzo duże znaczenie dla mnie, dla mojej pracy - spokojnie odparł Horowitz. - Dobrze jest wiedzieć, jaki stosunek łączy dwoje ludzi, których ścigam. - No więc dobrze: nie mamy fotograficznych dowodów kopulacji - stwierdził ze złością Evans. Morgan obserwował to starcie z cichą satysfakcją. Nic nie szkodzi, jeśli ktoś utrze Evansowi nosa. Horowitz pokłonił się ironicznie. - Uprzejmie dziękuję za informacje, panie Hvans. - Jak trafiłeś na tego "Hiltona 7 - spytał Morgan. - Wysłałem cały personel na obchód najlepszych hoteli. W tym wyciągu z teczki personalnej Tweeda, który mi przysłałeś przez kuriera, przeczytałem, że on często zatrzymuje się w drogich hotelach, gdyż sądzi, że trudniej go tam zauważyć. - Tylko tyle zrobiłeś? - Nie, znacznie więcej. Kazałem moim ludziom obejść z (akimi samymi pytaniami także firmy wynajmujące samochody. Okazuje się, że Tweed wynajął BMW na nazwisko William Sanders. Portier z "Hiltona" widział ich rano: pojechali w kierunku wschodnim. Tu masz numer rejestracyjny. Podał Morganowi złożony na czworo świstek; Morgan przckazal go natychmiast Horowitzowi, nie zaglądając nawet do środka. Wstał i włożył płaszcz. Minę miał ciągle wściekłą. - Zgubiłeś go - powiedział do Hvansa. - Co masz zamiar teraz zrobić? - Tweed wyjechał z miasta na w s c h ó d. To logiczne, że wyjechał, ja też bym to zrobił na jego miejscu: Belgia jest za blisko Londynu. Na pewno pojechał do Holandii, do Niemiec albo do Francji... - No to daj cynk naszym ludziom w tych krajach; musisz odnaleźć ślad... j - Jeśli można coś zasugerować - Horowitz, który leż wstał, zwrócił się do Evansa. - Wspomniał pan o różnych stałych metodach Tweeda; czytał pan o tym w jego dossicr... - To był tylko wyciąg. Ktoś w Londynie blokuje dostęp do całości. - Chciałem powiedzieć - kontynuował Horowitz - że Tweed też mógł na to wpaść. To przecież zawodowiec, l bardzo prawdopodobne, że teraz będzie działał inaczej niż zwykle. Może jeszcze siedzi tutaj, tyle że w jakimś marnym, małym hotelu. Pańscy agenci mogliby poszperać również w takich miejscach. - Załatw to. - Morgan popatrzył surowo na Evansa. - Wrócę tu jeszcze za chwilę, mam do ciebie słówko. Wyszedł na korytarz. Horowitz poszedł w jego ślady, wkładając po drodze miękki filcowy kapelusz; rondo spuścił nisko na czoło. Zamknąwszy za sobą mahoniowe drzwi gabinetu Morgan zatrzymał się. - Jak pan myśli? Holandia, Niemcy, Francja? - Stanowczo Niemcy - odparł Horowitz bez namysłu. - Holandia to pułapka, nic by mu to nie dało. A znowu Francuzi strasznie kontrolują granicę ze względu na terrorystów