To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Prosty charakter, prawy, bez niedomówieñ, ca³a psychika na d³oni, nudziarz. W³aœciwie bez ¿adnej wady — czyK nie ma punktu zaczepienia dla powierzchownego choæby zainteresowania. I sentymentalny w tani sposób. On poeta, ja prozaik i to nie w literackim sensie, takie sobie snu³am myœli na temat Boles³awa. Zgrywa³am siê na doñskiego kozaka, bo wyczu³am, ¿e to go razi i w jakiœ sposób mu imponujê. To znaczy, razi go pozornie, on chcia³by, ¿eby go razi³o, bo wcieli³ siê w jakieœ ramki, których opuszczenie uzna³by za szarganie swojej poetyckiej duszy. Chcia³am go jakoœ poznaæ, skoro los zes³a³ mi ju¿ szansê poznania drugiego cz³owieka. Przyczepi³am siê do sprzecznoœci: poezja i kie³basa, sentymentalizm i Basia jedynaczka, z will¹ w tak zwanym posagu. I ani siê obejrza³am, jak da³am siê wci¹gn¹æ w d³ugie i zawi³e rozmowy. Nie ¿a³ujê, ju¿ wszystko o nim wiem, a on 0 mnie nic, poniewa¿ ka¿da moja druga wypowiedŸ zaprzecza pierwszej. To jest celowe. Ja muszê przecie¿ jakoœ poznaæ ¿ycie i ludzi •— a jemu to chyba nie bêdzie tak bardzo potrzebne. Z t¹ Basi¹-mimoz¹ nie czyta³o siê Spinozy przy ksiê¿ycu. Ju¿ dawno na podstawie jego s³ów dosz³am do tego wniosku. Kiedy chodziliœmy po górach, rozumia³am, ¿e ten cz³owiek chce mówiæ, ¿e coœ go gnêbi, ¿e nie mo¿e siê ustosunkowaæ wobec jakichœ nie znanych mi spraw dlatego towarzystwo szesnastolatki, która sprawia wra¿enie dziewczyny bardzo serio (a on dalej nie wie, ¿e to tylko wra¿enie, przyjmuje jako dobrodziejstwo losu. Pocz¹tkowo nie chcia³o mi siê pogr¹¿aæ w cudze intymne wynurzenia "kiedy on o Basi, ja zaczyna³am go pytaæ historii, ¿eby mu siê . utrwali³o. Sucho stwierdza³am, ¿e nic nie umie, on mi hv³ wdziêczny za zwrócenie mu uwagi na ten fakt itd. PóŸniej iednak sama sobie zwróci³am uwagê, ¿e nie maj¹c w³asnych rozleg³ych doœwiadczeñ, nale¿y korzystaæ z cudzych, jeœli cokolwiek da^siê dopasowaæ do mojej sytuacji. Kiedy Aviec mama pomknê³a z amantem do szczawnickiego „Ma-xima", zaprosi³am poetê do pokoju, gotowa wys³uchaæ wszystkiego. No i mam now¹ ludzk¹ tragediê, widzian¹ mêskimi — na szczêœcie dla Basi — poczciwymi oczyma. __Tracisz humor, poeto, kiedy dostajesz list — zauwa¿y³am. — To ciê¿ka sprawa, Lilka, ty tego nie zrozumiesz, nie chcê o tym mówiæ — rzek³, a pêka³ z ochoty, ¿eby nareszcie to komuœ powiedzieæ. — Wal œmia³o, tu siedz¹ ludzie rozs¹dni —• zachêci³am go. Oto: studiuj¹c we Wroc³awiu, wynajmowa³ pokój u rodziców Basi, a dalej to ju¿ szablon czystej wody. Basia m³oda i naiwna, zakocha³a siê od razu, a najgwa³towniej wtedy, kiedy jemu wszystko przesz³o. Nie mo¿na powiedzieæ, pocz¹tkowo bardzo mu siê podoba³a, no i „cz³owiek w pewnych wypadkach jest zwierzêciem". Nie do mnie taka mowa i ochotê mia³am niemo¿ebn¹ zdj¹æ ze œciany œlubny portret naszej gospodyni i przy pomocy ciosu w g³owê uœwiadomiæ poecie cz³owieczeñstwo, lecz cierpliwie nie przerywa³am. Chcia³ uciec od „tego wszystkiego" i dlatego do Kroœcienka przyjecha³ na wakacje ale spóŸniona to ucieczka. Dosta³ tu list: »Rodzice ju¿ wszystko wiedz¹. Nie musisz siê ¿eniæ, jeziora S4 g³êbokie, nikt siê nie dowie, dlaczego my nie chcieliœmy ¿yæ". — Bêdê musia³ siê o¿eniæ — wyjaœni³ mi ³opatologicznie. — A có¿ to znaczy „bêdê musia³". Raczej staraj siê przekonaæ, ¿e chcesz to zrobiæ. —."Nie kocham jej.— jêkn¹³. — To jest maligna, a nie rozumowanie — pocieszy³am go. — Teraz chcia³byœ, ¿eby ona by³a mistrzyni¹ skoków z trampoliny albo czymœ równie niezwyk³ym ale wtedy najwa¿niejszym jej urokiem -by³a potulnóœæ, co? — Jesteœ za m³oda, ¿eby to zrozumieæ, choæ przyznajê,, ka¿de twoje s³owo to naga prawda—b³ysn¹³ szacunkiem dla mojej g³owy. — I jak widzisz Baœkê w œwietle tego listu ? — S³abo — przyzna³am lojalnie —• ale ona jest nieszczêœliwa. — Ty nie zrobi³abyœ nigdy podobnie — rozczuli³ siê nad moj¹ osob¹. ¦— To znaczy jakiœ taki moralny szanta¿ nie wchodzi³by w grê, bo ja jestem mocna i patrzê ¿yciu w gêbê, ale przede wszystkim, poeto, nie ³udŸ siê, nie by³byœ w stanie daæ mi { powodu do takiego szanta¿u. Dosz³o? ' — Rozumiem, ¿e te¿ ciebie spotka³em w takiej tragiczne) ¦ sytuacji. ¦ ' — Tak, jak siê ju¿ narozrabia³o, to siê marzy o'dziewczynie nawet ciut za ordynarnej jak na poetycki gust, ale za to z gwarancj¹ na. nieprzysparzanie komplikacji. S³uchaj, jeœli masz siê ¿eniæ z litoœci, nie rób tego. Bêdziesz mia³ do niej ca³e ¿ycie pretensje i ona to odczuje — popisa³am siê wnikliw¹ znajomoœci¹ literatury. — Jeœli jednak jest jedna szansa na sto, ¿e siê prze³amiesz, opuszczaj w pop³ochu Kroœcienko i jazda na œlubny kobierzec. . — ¯eby ona by³a inna... , I w tym stylu rozmowa toczy³a siê oko³o czterech godzin. Kiedy wychodzi³ z pokoju, potkn¹³ siê trzy razy na chodniku. Wczoraj wyjecha³ do Wroc³awia. Odprowadzi³am go, skazañca, do autobusu. Rozp³aka³ siê. Nie chcia³am mu podaæ adresu, bo i po co? Zadedykowa³ mi tomik. swoich produkcyjniaków, pisanych chyba na siode³ku traktora. ¯al mi go, ale zarówno on, jak i bohaterka dramatu nie podobaj¹ mi siê. Te tragedie po fakcie, to dla mnie jest œmieszne. W s¹dach na ten temat jestem bezwzglêdna. Rzadkie .to dziœ przypadki, ¿eby ktoœ kogoœ zgwa³ci³. Wiêc nie nale¿y winiæ tylko mê¿czyzny. Tak ju¿ jest, ¿e ch³opcy tego chc¹ i tak powinno byæ, ¿eby dziewczêta siê trzyma³y