To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Przerwała na moment, czekając, aż wszyscy zrozumieją to, co powiedziała, a Min wymieniła ponure spojrzenia z Leane. Logain naprawdę mógł dołożyć jeszcze kradzież do tych tarapatów, w których się znalazły. Przypuszczalnie był już w połowie drogi do Murandy, jeśli nie dalej. Po krótkiej przerwie kobieta zaczęła znowu: - Są tutaj również wasi oskarżyciele. - Gestem wskazała rodzinę Nemów. - Admerze Nem, będziesz świadczył. Krępy mężczyzna wystąpił naprzód; na jego twarzy odbijała się mieszanina poczucia własnej ważności i zakłopotania. Szarpiąc za drewniane guziki swego kaftana, przeczesywał palcami rzednące włosy, które bez przerwy opadały mu na twarz. - Jak już powiedziałem, lordzie Gareth, to było tak... Przedstawił dosyć szczerą opowieść o tym, jak odkrył ich obecność na stryszku z sianem i rozkazał im wyjść, chociaż Logaina uczynił niemalże o stopę wyższym, pojedynczy zaś cios tamtego zmienił w opis prawdziwej walki, w której on okazał się równie dzielny. Potem latarnia upadła, siano stanęło w ogniu, a reszta rodziny zaczęła wylewać się z domu na dwór; więźniów pochwycono, stodoła spłonęła ze szczętem, a następnie odkryto, że z domu zginęła sakiewka. Lekko rozprawił się z tą partią wydarzeń, w której sługa lorda Bryne'a pojawił się dokładnie w tym samym momencie, gdy z domu wynoszono już sznury i szukano trzech odpowiednich gałęzi. Kiedy zaczął ponownie opowiadać o "walce" - tym razem w taki sposób, że można było sądzić, iż wygrywał Bryne przerwał mu w pół słowa. - Wystarczy już, panie Nem. Możesz wrócić do swoich. Zamiast tego jedna z kobiet Nemów, wystarczająco już posunięta w tatach, żeby być żoną Admera, stanęła obok niego. Twarz miała okrągłą, ale nie łagodną; przypominała rondel do pieczeni albo rzeczny kamień. Płonęła, i to na pozór nie tylko słusznym gniewem. - Wychłoszcz dobrze te łajdaczki, lordzie Gareth, słyszysz? Wychłoszcz je dobrze i pognaj do Jornhill. - Nikt nie prosił, byś się odzywała, Maigan - skarciła ją szczupła kobieta w szarej sukni. - To jest sąd, a nie zebranie poświęcone składaniu petycji. Wracajcie na swoje miejsca, ty i Admer. Natychmiast. Posłuchali, Admer z nieco większą skwapliwością niż Maigan, kobieta zaś odwróciła się do Min i jej towarzyszek. - Jeżeli chcecie złożyć swoje zeznanie, czy to aby odeprzeć zarzuty, czy zmniejszyć ich wagę, możecie zrobić to teraz. W jej głosie nie było śladu sympatii, nic prócz rzeczowości. Min spodziewała się, że to Siuan przemówi - zawsze wysuwała się na czoło, zawsze prowadziła wszelkie rozmowy ale Siuan ani drgnęła, nawet nie oderwała oczu od podłogi. Zamiast niej w kierunku stołu ruszyła Leane, jej wzrok utkwiony był w siedzącym za nim mężczyźnie. Była wyprostowana jak zawsze, ale jej normalny sposób poruszania się - krokiem wdzięcznym co prawda, ale niemniej zwykłym - zmienił się teraz w rodzaj płynnego falowania, któremu towarzyszyło gibkie kołysanie. Jej dekolt i usta o wiele bardziej rzucały się w oczy. Wcale ich specjalnie nie uwydatniała; to był efekt samego sposobu, w jaki się poruszała. - Mój panie, jesteśmy trzema bezbronnymi kobietami, uciekinierkami przed tą burzą, która targa światem. - Jej zazwyczaj lakoniczny głos zastąpiły pieszczotliwe tony, miękkie niczym jedwab. Ciemne oczy płonęły wewnętrznym światłem, kryło się w nich jakby palące wyzwanie. - Biedne i zagubione poszukałyśmy schronienia w stodole pana Nerna. Wiem, że to było złe, ale bałyśmy się nocy. Drobny gest na poły uniesioną dłonią w stronę Bryne'a sprawił, że przez moment wyglądała na zupełnie bezbronną. Choć tylko przez moment. - Ten człowiek, Dalyn, jest nam obcy, to mężczyzna, który zaproponował nam opiekę. W dzisiejszych czasach podróżujące samotnie kobiety muszą mieć kogoś, kto będzie je chronił, mój panie, obawiam się jednak, że dokonałyśmy kiepskiego wyboru. - Rozszerzone oczy, spojrzenie pełne przestrachu, mówiły jednoznacznie, że tamten doprawdy mógłby je traktować lepiej. - To naprawdę on zaatakował pana Nema, mój panie. My byśmy uciekły albo zostały, by odpracować nocne schronienie. Obeszła stół dookoła, uklękła wdzięcznie obok krzesła Bryne'a i delikatnie oparła palce dłoni na jego nadgarstku, jednocześnie zaglądając mu w oczy. W jej głosie pojawiło się delikatne drżenie, ale lekki uśmiech już wystarczył, by wywołać szybsze bicie męskiego serca. Było w nim... niedomówienie - Mój panie, jesteśmy winne niewielkiej doprawdy zbrodni, nie zaś tego wszystkiego, o co nas się oskarża. Zdajemy się na twoją łaskę. Błagam cię, mój panie, miej litość nad nami i obroń nas. Przez dłuższą chwilę Bryne patrzył w jej oczy. Potem kaszlnął głośno, odsunął swe krzesło, wstał i odszedł na bok, stając po przeciwnej stronie stołu. Wśród mieszkańców wioski i farmerów rozszedł się szmer, mężczyźni odchrząkiwali podobnie jak ich lord, kobiety mruczały coś pod nosem. Bryne zatrzymał się przed Min. - Jak masz na imię, dziewczyno? - Min, mój panie. - Posłyszała stłumione mruknięcie Siuan i pośpiesznie dodała: - Serenla Min. Wszyscy mówią do mnie Serenla, mój panie. - Twoja matka musiała mieć przeczucie - wymruczał z uśmiechem. Nie był pierwszym, który reagował w ten sposób, słysząc jej imię. - Czy chcesz coś dodać, Serenla? - Tylko tyle, że jest mi bardzo przykro, mój panie, oraz że to naprawdę nie była nasza wina. To wszystko zrobił Dalyn. Proszę o litość, mój panie. Nie przypominało to ani trochę przedstawienia Leane, ale na tyle tylko było ją stać. Jej usta zrobiły się suche niczym ta ulica za drzwiami gospody. A jeśli on jednak postanowi je powiesić? Kiwając głową, przeszedł do Siuan, która wciąż wpatrywała się w podłogę. Uniósł dłonią jej podbródek tak, że musiała spojrzeć mu w oczy. - A jak ty masz na imię, dziewczyno? Siuan szarpnęła głową i oswobodziła podbródek, potem cofnęła się o krok. - Mara, mój panie - wyszeptała. - Mara Tomanes. Min jęknęła cicho