To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Nie, nie próbujcie mnie pocieszyć. To nie ma żadnych szans powodzenia... - Mrucząc coś niezrozumiałego, poderwał nagle konia, obrócił go w miejscu i pomknął na tyły szyku. - Drwimy z jego rozpaczy! Iluż on ma tych braci, których spotkały jakieś fatalne przygody? - Prychając z niesmakiem, Mosiah obejrzał się za Simkinem, który już ocierał twarz z łez i równocześnie obrzucał wyzwiskami jednego z przybocznych Blachlocha. - Nie mówiąc o nielichym wyborze sióstr, niewolonych przez możnych panów i porywanych przez centaury, poza tą oczywiście, która uciekła z domu, zakochawszy się w olbrzymie. Dodaj do tego ciotkę, która utopiła się w fontannie, sądząc, że jest łabędziem, i mamunię, która pięć razy umierała na rozmaite rzadkie choroby, aż raz skonała na atak serca, gdy Duuk-tsarith aresztowali mu ojca za wyczarowanie obraźliwych wobec Imperatora iluzji. Wszystko to, zważ, przytrafiło się sierocie, znalezionemu, gdy w koszyku wypełnionym płatkami róż płynął kanałami Merilon. Przecież to łgarz, jakiego świat nie widział! Nie mam pojęcia, dlaczego się z nim zadajesz! - Bo jest zabawnym łgarzem - odparł Joram, wzruszając ramionami. - I to go wyróżnia. - Wyróżnia? - Spośród was wszystkich - powiedział Joram, patrząc na Mosiaha spod swoich ciężkich ciemnych brwi. - Dlaczego nie podjedziesz pogadać z katalistą? - rzucił zimno, widząc, że twarz Mosiaha pokrywa rumieniec gniewu. - Jeśli jest prawdą to, co o nim słyszałem, czeka go tu coś dużo gorszego niż otarcie tyłka w siodle. Bodąc piętami boki wierzchowca, Joram pogalopował naprzód i mijając katalistę, nie spojrzał nań nawet, gdy spod kopyt jego konia bryznęło w górę błoto. Mosiah spostrzegł, że katalistą uniósł głowę i popatrzył za młodym człowiekiem, którego długie włosy wymykające się spod przepaski błysnęły na deszczu jak pióra mokrego ptaka. - A dlaczego ja zadaję się z tobą? - mruknął Mosiah, odprowadzając wzrokiem sylwetkę przyjaciela. - Z litości? Znienawidziłbyś mnie za to. Jednak w pewnym sensie to prawda. Mogę zrozumieć, dlaczego nikomu nie ufasz. Nosisz blizny nie tylko od ran na piersi. Pewnego jednak dnia, mój przyjacielu, odkryjesz, że blizny te są niczym w porównaniu ze szramą, która pozostanie na twym sercu po ranie, jaką otrzymasz, gdy odkryjesz, żeś się mylił! Potrząsając głową, Mosiah popędził swego konia, aż zrównał się z katalistą. - Wybacz mi, Ojcze, że przerywam twe rozmyślania - odezwał się niepewnym głosem - ale czy miałbyś coś przeciw temu, abym dotrzymał ci towarzystwa? Saryon z obawą podniósł wzrok, a w jego twarzy Mosiah dostrzegł napięcie i udrękę. Potem, widząc, iż rozmówcą jest tylko młody człowiek, katalistą odprężył się. - Ależ nie, przeciwnie, będzie mi bardzo miło. - Nie modliłeś się chyba ani nie robiłeś niczego podobnego, nieprawdaż, Ojcze? - zapytał nieco zmieszany Mosiah. - Jeśli tak, to mogę się oddalić... - Nie, nie modliłem się - odparł Saryon z nikłym uśmiechem. - Nieczęsto modlę się ostatnimi czasy - dodał cicho, rozglądając się z drżeniem po dzikiej okolicy. - Przywykłem do odnajdywania Almina w korytarzach u Źródła. Nie w tej dziczy. Nie sądzę, by Jemu podobało się życie tutaj. Mosiah nie pojął tej uwagi, ale dostrzegając szansę nawiązania rozmowy, zauważył: - Mój ojciec niekiedy mówi podobne rzeczy. Powiada na przykład, iż Almin ucztuje z bogaczami, a ubogim rzuca ochłapy. Nie interesuje się nami, musimy więc iść przez życie, kierując się własnym honorem i własną prawością. Kiedy zaś umieramy, są one najważniejsze z tego, co po nas zostaje. - Jakobias to bardzo mądry człowiek - powiedział Saryon, patrząc na Mosiaha znacząco. - Znam go. Ty jesteś Mosiah, prawda? - Nie inaczej. - Młody człowiek zarumienił się. - Wiem, że go znasz. Dlatego przyszedłem... To znaczy, nie wiedziałem, bo przyszedłbym wcześniej... właściwie Simkin powiedział mi dopiero przed chwilą... - Rozumiem. - Saryon z powagą skinął głową. - To ja powinienem był zobaczyć się z tobą. Miałem dla ciebie wiadomość od twoich rodziców, ale... byłem trochę niezdrów. - Teraz z kolei wstydliwie zarumienił się kalali sta. Z grymasem bólu poprawił się w siodle, patrząc równocześnie w ślad za znikającym między drzewami Joramem. - Moi rodzice... - ponaglił Mosiah, gdy milczenie katalisty zaczęło się przedłużać. - Ach tak, przepraszam