To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- My[li pan, |e mogliby[my tak postpi? - spytaBa MaBgosia. - Czy nie znajd nas i nie wypdz? John Holt znowu si roze[miaB. - Wielkie nieba! - powiedziaB. - Nie, nie sdz, |eby was znalezli. Raczej sprzyjaBoby wam szcz[cie. Ale mam lepszy plan od waszego. Mam zamiar zabra wasz trójk do mojego hotelu. - Hotelu? - powtórzyBa MaBgosia. Przebudzony Ben uniósB senn gBow. - Tak - odparB John Holt. - My[l, |e namówi ich, |eby znalezli dla was jaki[ kt, chocia| hotel jest zatBoczony do granic mo|liwo[ci. Wol was nie traci z oczu. W koDcu teraz to ju| i moja przyjemno[. Dziewczynka popatrzyBa naD powa|nie du|ymi oczami. - Tak. To na pewno jest bajka, a w dodatku z ka|d chwil ona staje si coraz bardziej bajeczna. Z bijcym sercem pochyliBa si ku niemu. John Holt sprawiB to wszystko... zdawaBo si, |e nie ma dla niego rzeczy niemo|liwych... a wic i ten cud nale|aBo przyj, tak jak przyjmuje si dary czarodzieja. - Jaki pan jest dla nas dobry! - zawoBaBa. - Jaki strasznie dobry! I co za sens powiedzie tylko  dzikuj". 116 Wcale bym si nie zdziwiBa, gdyby ten hotel byB caBy ze zBota. John Holt roze[miaB si serdecznie. - Zapewne niektóre z tutejszych hoteli mogByby sta si zBote, nim si ta wystawa skoDczy. Ale gasz ju| [wiatBa, wszyscy ju| wychodz, a Ben dosBownie pada ze zmczenia. Chodzmy i my. Trzeba znalez doro|k. Tak jest, z powrotem jechali doro|k! John Holt pomógB im wsi[, po czym sam rozsiadB si wygodnie, tak jakby mikkie poduszki nale|aBy si zmczonym ludziom. Dzieci zamieszkaBy w hotelu, którego jasno o[wietlony portal mijaBy znu|onym krokiem nie dalej jak poprzedniego wieczora. John Holt zamówiB pyszn kolacj, a potem caBa trójka wziBa gorc kpiel i powdrowaBa do wygodnych Bó|ek. SpaBy jak anioBki [nic rozkoszne sny, a nastpnego ranka w hotelowej restauracji zjadBy wraz ze swym dobroczyDc wspaniaBe, sute [niadanie, po którym wszyscy razem udali si do Cudownego Miasta. Bajka wcale nie chciaBa si skoDczy. W pobli|u wej[cia czekaBa ju| na nich zdumiona i oszoBomiona matka Bena, której John Holt przez wynajtego posBaDca przesBaB uprzedniego wieczoru zaproszenie i pienidze na bilet. 117 Biednej, umczonej kobiecie a| dech zaparBo z wra|enia, kiedy Ben rzuciB si ku niej i opowiedziaB caB histori! Z nieopisanym wyrazem twarzy pozwalaBa si cign Benowi od jednego cudu do drugiego; malec oprowadzaB j tak, jakby do niego nale|aBo Cudowne Miasto. W zwizku z tym musiaB koniecznie caBe jego bogactwo natychmiast zaprezentowa tej, która go jeszcze nie widziaBa. Co jaki[ czas matka rzucaBa na niego peBne czuBo[ci spojrzenia dostrzegajc, jak chBopiec z ka|d sekund coraz bardziej mBodnieje i ponownie staje si dzieckiem! Nigdy go takim dotd nie widziaBa. Czasami spogldaBa te| z wdziczno[ci i podziwem na Johna Holta. Nigdy dotd nie zdarzyBo si jej przebywa w towarzystwie tak majtnego d|entelmena; dotychczas tak|e nie darzyBa raczej bogaczy wielkim uczuciem. Jeszcze nim zapadB wieczór, bliznita pojBy, |e bajka trwa bdzie poty, póki pozostanie cokolwiek do obejrzenia w Cudownym Mie[cie. John Holt zamierzaB pozwoli im radowa si wystaw, jak dBugo tego bd pragnBy. Zreszt daB im to na swój |artobliwy, bezpo[redni sposób do zrozumienia