To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Posiąść jej duszę? Spojrzał na trzymaną w dłoni figurkę i nagle jego myśli poczęły galopować. Dlaczego rzeźbili wyobrażenia zwierząt na broni lub na głównych ścianach? Aby zwrócić się do ich ducha, pokonać jego opór i zapanować nad nim. Nie bądź śmieszny, Jondalarze. Nie możesz tym sposobem posiąść duszy Ayli. To nie byłoby uczciwe, nikt nie obdarza doni twarzą. Nigdy nie tworzono wyobrażeń ludzi - w podobiźnie można było uwięzić czyjąś duszę. Ale dla kogo zostałaby uwięziona dusza Ayli? Nikt nie powinien niewolić duszy drugiej osoby. Oddaj jej doni. W ten sposób odzyskałaby swą duszę, prawda? A gdyby tak zatrzymać ją na trochę, a potem oddać... po wszystkim. Czy jeżeli dasz figurce jej twarz, to zmieni to ją w doni? Przecież i tak uważałeś ją niemal za doni, patrząc na jej uzdrowicielskie moce i magiczny sposób obchodzenia się ze zwierzętami. A jeżeli ona jest doni, to może zechcieć posiąść twą duszę. Czy to byłoby aż takie okropne? Chcesz zachować sobie kawałek jej duszy, Jondalarze. Tę część, która zawsze zostaje w rękach twórcy. Pragniesz tej jej części, prawda? - O Wielka Matko, powiedz mi, czy to będzie aż taką straszną rzeczą? Obdarzyć doni twarzą? Wpatrywał się w wyrzeźbioną przez siebie, małą kościaną figurkę. Raptem wziął rylec i zaczął rzeźbić rysy twarzy, znajomej twarzy. Kiedy skończył, uniósł figurkę i powoli obrócił. Prawdziwy rzeźbiarz pewnie zrobiłby ją lepiej, ale nie była zła. Przypominała Aylę, ale bardziej z ogólnego wrażenia; była odbiciem jego uczuć. Wrócił do jaskini i począł rozglądać się za miejscem, w którym mógłby ją ukryć. Doni powinna być w pobliżu, ale nie chciał, aby ją widziała, jeszcze nie teraz. Zobaczył zawinięte skóry leżące pod ścianą za jej posłaniem i wsunął w nie figurkę. Wyszedł znowu na dwór i wyjrzał z odległego krańca tarasu. Dlaczego jej tak długo nie ma? Spojrzał na leżące obok siebie żubry. Mogą poczekać. Oszczepy i miotacze stały oparte o ścianę w pobliżu wejścia. Zabrał je i wniósł do jaskini. Wtem usłyszał stukot żwiru sypiącego się na skalną półkę. Odwrócił się. Ayla dopasowała sobie nowe okrycie, nałożyła amulet i odgarnęła włosy z twarzy. Rozczesała je właśnie, ale jeszcze całkiem nie wyschły. Zabrała brudne okrycie i ruszyła do góry. Była zdenerwowana i podniecona. Domyślała się, co Jondalar rozumiał pod słowami: Rytuał Pierwszej Rozkoszy, ale poruszyło ją to, że pragnął odprawić go dla niej i samemu w nim uczestniczyć. Nie obawiała się, aby ta ceremonia była zbyt przykra - nawet Broud nie sprawiał jej już bólu po pierwszych kilku razach. Skoro mężczyźni dają znak kobietom, które lubią, to czy to oznacza, że Jondalar przestał jej unikać? Ayla dochodziła już do tarasu, gdy z zamyślenia wyrwał ją nagle brązowawy błysk. - Cofnij się! - krzyknął Jondalar. - Cofnij się, Ayla! To lew jaskiniowy! Jondalar stał w wejściu do jaskini z gotowym do rzutu oszczepem, wycelowanym w ogromnego kota kulącego się właśnie do skoku. - Nie, Jondalar! - wrzasnęła Ayla, rzucając się pomiędzy niech. - Nie! - Ayla, nie rób tego! O Matko, powstrzymaj ją! - wołał mężczyzna, gdy skoczyła przed niego, zagradzając drogę lwu. Kobieta wykonała ostry, rozkazujący ruch i w gardłowym języku klanu krzyknęła: Stop! Ogromny, rudogrzywy lew jaskiniowy, wykonał gwałtowny skręt i wylądował u stóp kobiety. Potem zaczął się ocierać swym wielkim łbem o jej nogi. Jondalar stał niczym rażony gromem. - Maluszek! Och, Maluszku, wróciłeś - powiedziała Ayla językiem gestów i bez wahania, bez najmniejszego lęku objęła potężny kark lwa. Maluszek tak jak mógł najdelikatniej przewrócił ją i Jondalar z rozdziawionymi ustami patrzył, jak największy lew jaskiniowy, jakiego kiedykolwiek widział, położył na kobiecie przednie łapy w zbliżonym do uścisku geście. Kot zlizywał słonawe łzy z kobiecej twarzy, drapiąc ją przy tym do żywego. - Wystarczy, Maluszku - powiedziała, siadając - w przeciwnym razie nic mi z twarzy nie zostanie. Odszukała za uszami i w okolicach grzywy jego ulubione miejsca do drapania. Lew obrócił się na plecy i nadstawił jej do drapania szyję, popukując przy tym głęboko z zadowolenia. - Nie myślałam, że jeszcze cię kiedyś zobaczę, Maluszku powiedziała, przestając drapać, a kot przewrócił się na łapy. Był większy, niż pamiętała, i choć trochę wychudzony, to wyglądał na zdrowego. Miał kilka blizn, których przedtem nie widziała, i pomyślała, że pewnie walczył o swe terytorium i zwyciężył. Ta myśl napełniła ją dumą. Naraz Maluszek ponownie zauważył Jondalara i prychnął na niego. - Nie prychaj na niego! To mężczyzna, którego mi sprowadziłeś. Ty masz partnerkę... myślę, że masz już wiele partnerek. Lew wstał, odwrócił się do mężczyzny tyłem i pomaszerował w kierunku żubrów. - Czy możemy mu dać jednego? - zawołała do Jondalara Ayla. - Naprawdę to dla nas za dużo. Jondalar nadal trzymał oszczep w dłoni. Stał oszołomiony w wejściu do jaskini. Próbował odpowiedzieć, ale z gardła wydobył mu się jedynie pisk. W końcu odzyskał głos. - Czy możemy? Pytasz mnie, czy możemy? Oddaj mu oba. Daj mu wszystko, czego chce! - Maluszkowi niepotrzebne oba. - Ayla wymawiała jego imię w języku, którego Jondalar nie znał, ale się domyślił, że to musi być imię. - Nie, Maluszku! Nie zabieraj jałówki - powiedziała, używając słów i gestów, których mężczyzna nadal w pełni nie uznawał za język