To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Już dwakroć kazał nam los chwycić za broń i dwakroć włożyliśmy ją z powrotem do pochew. Za rzecim i ostatnim razem czeka nas zbawienie. Znowu nadarza się nam okazja do przypomnienia sobie o naszym historycznym zadaniu, byśmy stali się hegemonem Bałkanów, znowu wskazuje nam palec boży drogę, którą musimy pójść, żeby nawałnica niedalekich już wydarzeń nie zmyła nas z areny życia — tak jakby Austria nigdy nie istniała. Stawką jest tu: być albo nie być! Jeśli chcemy egzystować nadal jako wielkie, kulturotwórcze, mocarne państwo i jeśli chcemy sprostać naszemu historycznemu posłannictwu na Bałkanach i na Ukrainie w imię katolicyzmu i europejskiej kultury, to musimy chwycić za miecze... Módlmy się do Boga, by tamtym, to znaczy: kręgom nastawionym pojednawczo, niechętnym wojnie, nie udało się tym razem postawić na swoim, i Bóg, którego jesteśmy narzędziami na tym świecie, wysłucha nas." Tak pisano w owym katolickim tygodniku, popieranym przez arystokrację i biskupów. I w cesarstwie niemieckim „najgłośniejsze fanfary" słychać było z „szeregów kleru"; i tutaj właśnie prasa ultramontańska domagała się, by jako ultima ratio przemówiły armaty (Jórg). Nie dziwi więc, że 26 lipca 1914 roku baron Ritter, bawarski charge d'affaires w stolicy apostolskiej, telegrafuje do swego rządu: „Papież aprobuje stanowczość Austrii wobec Serbii. Kardy-nał-sekretarz stanu ufa, iż Austria tym razem nie ustąpi. Stawia sobie pytanie, kiedyż Austria mogłaby prowadzić wojnę, jeśliby nie miała nawet tyle determinacji, by zbrojnie dać nauczkę obcemu rządowi odpowiedzialnemu za zamordowanie arcyksięcia". Również poseł austriacki hrabia Moritz Palffy potwierdza w korespondencji z ministrem spraw zagranicznych, że „Jego Świątobliwość kilkakrotnie wyraził żal, iż Austro-Węgry poniechały ukarania swojego niebezpiecznego naddunajskiego sąsiada" i że kardynał Merry del Val, sekretarz stanu, wyraził 27 lipca 1914 roku nadzieję, iż „monarchia zastosuje środki ostateczne". Nazajutrz Austria, początkowo bynajmniej niezdecydowana na to, wypowiedziała Serbii wojnę, ulegając także — i przede wszystkim — presji Berlina. Później Merry del Val i przedstawiciele innych kręgów zbliżonych do Kurii rozgłaszali wiadomość, iż wybuch wojny złamał serce, zmarłemu 20 sierpnia 1914 roku, Piusowi X — kto wie, czy raczej nie radość z tego powodu. A w roku 1954 został on kanonizowany przez Piusa XII, wielkiego sprzymierzeńca faszystów. Ale, jak pisze Helvetius, gdy się czyta legendy o świętych, znajduje się wśród nich tysiące kanonizowanych zbrodniarzy. Nawet długo działający w Rzymie katolicki biskup Alois Hu-dal — uhonorowany Złotą Odznaką Partyjną NSDAP — stwierdza po zapoznaniu się z aktami austriackiej misji dyplomatycznej w Watykanie: „Jak wykazują relacje tego przedstawicielstwa, w kołach watykańskich uważano wojnę z Serbią z religijnego punktu widzenia za obrachunek ze schizmą, która umocniła się wśród wszystkich ludów bałkańskich dzięki kulturalnej i ekonomicznej pomocy Kościoła rosyjskiego i której katolicyzm nie zdołał się już przeciwstawić mimo znacznego nakładu sił i środków. Powrót prawosławnych pochodzenia słowiańskiego i narodowości rumuńskiej na łono rzymskiego Kościoła wyrażał się we wszystkich krajach bałkańskich znikomymi liczbami, niewartymi tego, by je wymieniać." Benedykt XV (1914-1922) Następcę świętego Piusa, Giacomo delia Chiesa, Benedykta XV, człowieka rażąco niskiego wzrostu, nie całkiem proporcjonalnego, pochodzącego ze starej szlachty genueńskiej, poprzedzała nie najprzychylniejsza fama. Przyczynił się do niej pewien epizod jeszcze z czasów pontyfikatu Leona XIII. Ów papież upatrzył sobie na przełomie stuleci na podsekretarza stanu niejakiego Tarnassiego, zwolennika państw centralnych. Zachowanie pozorów neutralności wymagało przeciwwagi dla całkowicie zorientowanego na Rosję i Francję, potężnego sekretarza stanu Rampolli. Ale Tarnassi zmarł nagle w sposób zagadkowy w 1901 roku, kiedy to — jako w istocie jeden z najniebezpieczniejszych adwersarzy Rampolli — mianowany kardynałem, miał się przenieść do Rzymu. „W Watykanie chodziły słuchy o otruciu, bo śmierć Tarnassiego była nazbyt pożądana, by — w mniemaniu Kurii — mogła nastąpić z przyczyn naturalnych. Za mordercę uchodził Monsignore delia Chiesa" (Eduard Winter). Tak czy inaczej, ów markiz i najbardziej zaufany uczeń Rampolli awansował zamiast zmarłego tak nagle Tarnassiego na stanowisko podsekretarza stanu, a po śmierci Piusa X, co prawda dopiero w szesnastej turze wyborów, został jego następcą. Mimo że Benedykt XV był przeciwnikiem polityki Leona i zwolennikiem Francji, początkowo działał na rzecz państw centralnych, zgodnie z pradawną strategią Watykanu: jeśli to możliwe, stać po stronie najsilniejszego, przypuszczalnego zwycięzcy. Niemcy zdążyły przecież zająć całą Belgię, Królestwo Polskie i Litwę, zdobyły część Francji, nadbałtyckich ziem imperium rosyjskiego, Białorusi; Serbia i Rumunia również zostały podbite. To zrozumiałe samo przez się, że Kurii leżał na sercu los Austro-- Węgier