To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Daniel, co... Co ty tutaj robisz? - Usta miała prawie białe. Niepotrzebnie pytała, wiedziała. I obecność Cravena nie miała związku z Isabel. - Markiz śpi tuż obok - powiedziała szybko, zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Wskazała na okna po prawej stronie 326 MARKIA jej pokoju. - Jest na ciebie wściekły. Zabije cię, jeśli zobaczy, że tutaj jesteś. - Wiem o tym - odparł Daniel, spokojnie wydmuchując niebieskawy dym. - Upewniłem się, że zasnął, zanim tu przyszedłem. - Na jego twarzy pojawiła się zaduma. - To za- dziwiające, ile można się dowiedzieć w kuchni od służby. - Ty na pewno nie masz problemów ze zdobyciem potrzebnych ci wiadomości. Masz przecież praktykę. Masz Marthę... Uniósł jedną brew. - Marthę? - zapytał, po czym się rozjaśnił. - Ach. Martha. Tak, tak. Czarująca dziewczyna. Może nie tak czarująca jak, powiedzmy, żona właściciela tego przybytku, ale prawie tak samo... Kate zacisnęła zęby. - Więc od niej dostałeś klucz do pokoju sąsiadującego z moim - bardziej stwierdziła, niż zapytała Kate. - W rzeczy samej. - Daniel usiadł na ławce, wyciągnął swoje długie nogi i skrzyżował je w kostkach. - Strasznie trudno cię zlokalizować, Kate. Wielokrotnie próbowałem skon- taktować się z tobą po naszej fascynującej rozmowie... Kiedy to było? Trzy miesiące temu? Na balu u lady Tetmiller. Starałem się kontynuować ją w ogrodzie lorda Wingate, ale... cóż, pamiętasz, jak to się skończyło. Przypominam sobie, że markiz miał poważne obiekcje co do naszego sam na sam. Przypuszczam, że powinienem przeprosić cię za to, że opuściłem cię tak nagle, ale nie chciałem otrzymać kulki w łeb. a poza tym byłem pewny, że ciebie nie zastrzeli. Kate wpatrywała się w niego. Nie powinna się niczemu dziwić, ale jednak... To moja wina. pomyślała. To wszystko moja wina. Biedna Isabel. Biedna głupiutka Isabel. 327 / AIKtLIA l^AHUI Poczuła chłód, ale wiedziała, że nie ma on nic wspólnego z panującą na zewnątrz temperaturą. - Mnóstwo czasu spędziłem na domysłach, co się z tobą stało, kiedy tak nagle zniknęłaś z Londynu - kontynuował Daniel. - Nie chciałem sobie schlebiać, ale nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że twoje zniknięcie i nasza pogawędka miały ze sobą wiele wspólnego. Co prawda kiedyś nie miałaś w zwyczaju zachowywać się jak tchórz, ale minęło sporo czasu, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni, więc... - Wzruszył ramionami. - Pomyślałem, że aby ustalić miejsce twego pobytu, dobrze będzie zaprzyjaźnić się z lady Isabel. - Zaprzyjaźnić się? - powtórzyła gorzko Kate. - Tak to nazywasz? Uwiodłeś ją, ty dra... - Dobry Boże. - Daniel ponownie wzruszył ramionami, tym razem z niesmakiem. - Licz się ze słowami. Nawet nie dotknąłem tego dzieciaka. No dobrze, może dotknąłem, ale uwiedzenie jest określeniem zdecydowanie zbyt ostrym. Zwłaszcza że ta głupia smarkula nie tylko nie znała miejsca twego pobytu, lecz także podejrzliwie odnosiła się do motywów, które kierowały tobą, kiedy się zdecydowałaś ją opuścić. To umocniło mnie w przekonaniu, że wyfrunęłaś z Londynu przeze mnie. Kate nie odezwała się ani słowem. Nie miała zamiaru wyznać prawdy, to znaczy powiedzieć, że dopóki Burke nie przybył do niej z zaskakującą wiadomością o ucieczce Isabel, nie myślała w ogóle o Danielu. Miała dużo większe zmartwienia. - Pomyślałem więc, że skoro góra nie chce przyjść do Mahometa, Mahomet musi przyjść do niej. Wiedziałem, jak bardzo lubisz tę nudną smarkulę. Jeśli dowiedziałabyś się, że grozi jej niebezpieczeństwo, na pewno wyszłabyś z ukrycia, nawet ryzykując, że mnie spotkasz. 1, jak widzisz, miałem rację. Oto i jesteś. Jestem także i ja. - Uśmiechnął się, a Kate przebiegły ciarki. 328 MARKIZ Uświadomiła sobie, że cała się trzęsie, nie tylko z zimna. Drżała z powodu czegoś, czego nie potrafiła wytłumaczyć... A może potrafiła, ale nie chciała. - Nie sądzi pan chyba - odezwała się głosem, który drżał w takim samym stopniu jak jej dłonie - że po tym, co właśnie usłyszałam, będę tu stała i rozmawiała z panem, tak jakby nic się nie stało. Prawdę powiedziawszy, uważam, że jest pan szalony. A ja nie mam ochoty rozmawiać z szaleńcami. Dobranoc panu. Odwróciła się, by wejść do środka i zamknąć za sobą drzwi. Jednak nie zdążyła zrobić trzech kroków, kiedy chwycił ją za nadgarstek. - Nie tak szybko, Kate - rzekł nieco niewyraźnie z powodu cygara, które ciągle trzymał w ustach. Kate wiła się w jego żelaznym uścisku. - Puść mnie! - Mała kocica. Dokąd się wybierasz? Nie skończyliśmy jeszcze tej rozmowy. - Proszę, Danielu, puść mnie. - Kate zdała sobie sprawę, że walka z nim okazywała się nie tylko bolesna, ale także bezcelowa. Postanowiła zmienić taktykę. - Jeśli mnie puścisz, to przysięgam, że nikomu nic powiem, iż tutaj jesteś