To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Mów prawdę, Emmo. Dlaczego uznano cię za niedobrą matkę? - Ja jestem bardzo dobrą matką. - Emma spojrzała na Lily, jakby z jej strony oczekiwała potwierdzenia swoich słów. - Ale miałam na sumieniu pewne sprawy... Rzeczy, którymi trudno się chwalić... - Jakie rzeczy? - Na litość boską, proszę... - Przestań odgrywać przed nami wstydliwą panienkę - ostrzegł Brad. - To powoli zaczyna być naprawdę interesujące. Jakie rzeczy? Puścił jej włosy, a wtedy głowa Emmy opadła bezwładnie. - Kradłam... I kłamałam. - No pięknie, pięknie! Więc jesteś złodziejką, a do tego kłamczuchą, zgadza się? - Tak - powiedziała Emma głośno i wyraźnie. - Jestem kłamczuchą. Odwróciła się do Lily. - Kłamałam ci od samego początku. O mojej przeszłości. O moim byłym mężu. - Nie musisz się przede mną tłumaczyć. - O tak, muszę. Jestem ci to winna. I jestem to winna Peterowi. A przede wszystkim jestem to winna mojemu synowi. - Ejże, nie zapominaj o mnie - zawołał Brad ze śmiechem. 423 - Peter nie był potworem, jakiego z niego zrobiłam -ciągnęła Emma, choć nikt jej do tego nie zachęcał. -Wcale mnie nie zdradzał. Nie był żadnym zboczeńcem. Peter jest dobrym człowiekiem... I strasznie żałuję, że sprawiłam mu tyle bólu. To zwyczajny, przyzwoity facet, który z pewnymi sprawami nie umiał dać sobie rady. Próbował zrozumieć, dlaczego robię rzeczy, które robiłam; dlaczego kłamię, kiedy równie dobrze można powiedzieć prawdę. A ja nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Zresztą, co miałabym powiedzieć? I dlaczego on miałby uwierzyć w choć jedno moje słowo? Po jakimś czasie dał sobie spokój, powiedział, że więcej tego nie zniesie, chce rozwodu i uważa, że lepiej będzie, jeśli Martin zostanie z nim. Wiedziałam, że ma rację. I wiedziałam, że w sądzie nie mam najmniejszych szans, ale przecież nie mogłam pozwolić, by to on miał moje dziecko. Urodzenie Martina to jedyna przyzwoita rzecz, jaką zrobiłam wżyciu... -Wzięła głęboki oddech, a potem powoli go wypuściła. - Tak bardzo go kocham... Wiesz o tym, prawda? - Wiem... - wyszeptała Lily. - Lily-Beth, masz skłonność do wybierania sobie dość specyficznych przyjaciółek - odezwał się Brad. -Ale muszę przyznać, że ta i tak jest o niebo lepsza niż nasza stara, dobra Gracie. Lily otworzyła usta, a jej oczy stały się okrągłe ze zdumienia. - Grace? - Tak. Czyżbym zapomniał ci powiedzieć, że w zeszłym tygodniu wpadłem do niej z krótką wizytą? - Co jej zrobiłeś? - W oczach Lily pojawiły się łzy. - No cóż, na twoim miejscu nie wylewałbym łez nad starą Gracie. To właśnie ona cię wydała. To dzięki niej dowiedziałem się, gdzie cię szukać. - Ralph, coś ty jej zrobił? - Brad - przypomniał natychmiast. - Zabiłeś ją, prawda? 424 - Cóż, muszę przyznać, że kiedy widziałem ją ostatni raz, rzeczywiście wyglądała na dość nieżywą. - Zaśmiał się, jakby właśnie powiedział najzabawniejszy dowcip na świecie. - Mój Boże, ale super się bawię. A wy, moje panie? - Proszę - zaczęła znów Emma. - Proszę mnie puścić. Przysięgam, że nic nikomu nie powiem. W ułamku sekundy ręka Brada poderwała się do góry. Nie spojrzawszy nawet w tym kierunku, zatopił ostrze noża głęboko w piersi Emmy. Jej oczy rozszerzyły się nagle, a z ust wyrwał się okrzyk niedowierzania. - Pst - powiedział, wyciągając nóż. - Ostrzegałem przecież, żebyś nie próbowała mnie okłamywać. Jamie gapiła się z przerażeniem na strumień krwi, który wypłynął z piersi Emmy i przesączał się przez jej śliczną, żółtą bluzeczkę. Rzeź się zaczęła, uświadomiła sobie natychmiast. Najpierw Emma, potem Lily, a na końcu ona. A nawet jeśli Brad ją oszczędzi, jeśli zdecyduje się zabić tamte dziewczyny, a jej pozwoli żyć, to czy ona wytrzyma sama ze sobą? „Kiedy wreszcie zaczniesz brać odpowiedzialność za swoje czyny?" - usłyszała brzmiące unisono głosy siostry i matki. Czyżby od samego początku miały rację co do niej? I nagle cały pokój wypełnił potworny wrzask, kiedy Jamie rzuciła się na Brada, skacząc mu na plecy i z wściekłością sięgając pazurami do oczu. Okręcił się wokół własnej osi, żeby się jej wyrwać, ale trzymała go mocno, nawet wtedy, gdy na oślep zaczął ciąć ją po rękach już i tak ociekającym krwią ostrzem. - Cholera! Brad potknął się o stopy Emmy, kiedy związane nogi Lily kopnęły go gdzieś w okolicach kostek. Zwalił się na podłogę, po drodze gubiąc nóż. Jamie przeskoczyła przez niego i wyciągnęła rękę, ale już było za późno. Nawet w takiej sytuacji Brad potrafił ruszać się z zatrważającą szybkością. Jego palce zacisnęły się na lek- 425 ko rozszerzanych ku dołowi nogawkach dżinsów Jamie dokładnie wtedy, gdy jej dłoń natrafiła na drewnianą, rzeźbioną rękojeść sprężynowego noża. - Nie! - wrzasnęła, puszczając nóż, gdy Brad pociągnął ją do siebie na podłogę. - Wiesz, że naprawdę jesteś ponętnym stworzonkiem? - zaśmiał się, przekręcając ją na plecy. Jego obie ręce znalazły się teraz na jej szyi. - Będę za tobą tęsknił, Jamie, kochanie. Nagle poczuła jakieś zawirowanie i ujrzała, jak Lily ląduje na plecach Brada. Uderzenie było wystarczająco silne, żeby wypchnąć mu z płuc całe powietrze