To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Chwilę później mogli ruszyć w drogę. Dotarcie do niedużej wioski w Ciemności zajęło sporo czasu. Wieśniacy ruszyli przodem, uprzedzeni mieszkańcy wioski przyjęli więc niezwykłych gości należycie, chociaż dzieci chowały się za dorosłymi na widok złych wiedźm, smoków i innych bestii, które wmaszerowały do wioski. Liczną gromadę przybyszów serdecznie ugoszczono, w wiosce uradowano się bowiem odzyskaniem mężczyzn, którzy, jak sądzono, straceni już byli na zawsze. Kiro i Sol poczuli wtedy, że postąpili słusznie, oswobadzając niewolników z mocy zła. Po masakrze mieli wiele wątpliwości. Gdy wszyscy najedli się już do syta, gości zabrano do różnych domów na nocleg. Miły wieśniak i jego żona nalegali, by Sol i Kiro zamieszkali właśnie u nich. Oboje przyjęli ich zaproszenie z wdzięcznością, gdy jednak przekonali się, jak ich zakwaterowano, oboje zaniemówili ze zmieszania. Mieli zająć najlepszą izbę gospodarzy, w której stało wielkie wygodne małżeńskie łoże. Kiro z maską pozornej obojętności na twarzy starał się nie patrzeć na Sol. Odmówić gospodarzom jednak nie mogli, bo przecież wieśniacy tak bardzo się starali, by podjąć ich jak najserdeczniej. 15 Faron i jego przyjaciele czekali blisko dwie doby. Również oni utracili kontakt z grupami Marca i Rama. Nie mieli pojęcia, co się stało. Owszem, właściwie się spodziewali, że ci, którzy wyruszyli na poszukiwanie źródła jasnej wody, mogą popaść w tarapaty, poruszali się wszak po zupełnie nieznanym terenie. Natomiast zniknięcie grupy Rama, która przecież miała tylko zejść w sąsiednią dolinę, było prawdziwą niespodzianką, w dodatku przerażającą. Pewną pociechą była wiadomość od Kira, że przynajmniej ta grupa dotarła bezpiecznie do Ciemności. Dlatego właśnie Faron nie chciał, by Sol i Kiro wrócili, cieszył się z każdej osoby, która mogła zostać ocalona. Dobrowolni niewolnicy zgromadzeni wokół Juggernautów przyjęli postawę wyczekującą. Prawdopodobnie dotkliwie się sparzyli, zaznając tylu upokarzających klęsk w starciach z intruzami, którzy przybyli w żelaznych pojazdach, teraz więc byli ostrożniejsi. A może po prostu brakowało im dowódcy, który potrafiłby coś zaplanować? W każdym razie na coś czekali. Wciąż jednak tkwili w pobliżu, od czasu do czasu w mroku błyskały żarzące się czerwone ślepia, gdy ktoś wyłonił się z kryjówki za skałą albo czarnym skamieniałym drzewem. Armas stał się niewidzialny i wyruszył na poszukiwanie Kari, nie zabrał jednak ze sobą Heikego. Bardzo im teraz brakowało duchów, więc Faron postanowił zatrzymać przy sobie tego jednego, na którego pomoc mogli liczyć. Przyznawał, że powinni byli zabrać na wyprawę o wiele więcej duchów Ludzi Lodu i Móriego, a także oczywiście samego Móriego, jego brak odczuwali najdotkliwiej. Nikt się nie spodziewał, że w Górach Czarnych tak często będą mieli do czynienia z magią, i teraz okazało się, że nie dysponują wystarczającymi środkami do walki z czarami. Ram zabrał ze sobą Cienia, nieocenionego Dolga i jego skarby, szafir i farangil. Sol dotarła już bezpiecznie do Ciemności. Najsilniejszą grupą była oczywiście ta, która wyruszyła na poszukiwanie źródła, Oku Nocy towarzyszył niewielki, lecz niezmiernie potężny oddział, aż trzy magiczne moce: Marco, Shira i Mar. Jak więc Faron mógł się obyć bez Heikego? Najbardziej niepokoił Farona brak kontaktu z grupami Rama i Marca. Bardzo przydałby mu się ktoś, z kim mógłby się naradzić, ktoś, kogo mógłby poprosić o wsparcie. Owszem, dobrze było porozmawiać z Kirem, lecz ani Strażnik, ani Sol nie mogli teraz nic dla niego zrobić. Musieli się troszczyć o swoją grupę. Faron nie posiadał się z gniewu, gdy usłyszał o ataku uwolnionych niewolników na istoty z baśni. Uświadomił sobie jednocześnie, że przecież mogli zakraść się do Królestwa Światła. Z tego względu właściwie należało się cieszyć z tej masakry, podczas której bestie odsłoniły swe prawdziwe oblicza. Był to jednak gorzki triumf. Czas w pojazdach płynął powoli. Madragowie, Chor i Tich zawsze potrafili znaleźć sobie jakieś zajęcie, przeglądali maszynerię i sprzęt. Tsi i Siska żyli w swym własnym świecie letargu i strachu, Sassa czytała, chwilami tylko podrywała się do okna sprawdzić, co się dzieje. Wilki wyglądały, jakby drzemały, lecz delikatnie strzygły uszami, co świadczyło o ich czujności, Yorimoto czyścił broń, a Faron niespokojnie chodził od okna do okna, tam i z powrotem. Nic się nie działo. Armas bez najmniejszego trudu przecisnął się między napastnikami, ale przeraził się, widząc, jak wielu się ich tu zjawiło. Gdy tylko znalazł się poza zasięgiem ich słuchu, natychmiast wezwał Farona i przekazał mu informacje. - No, dobrze, ale co oni robią? - dopytywał się Faron zniecierpliwiony. Przedłużające się wyczekiwanie działało mu już na nerwy. - Najwyraźniej na coś czekają, na coś albo na kogoś - odparł Armas. - Często odwracają głowy w jedną stronę, nasłuchują i wypatrują, nie wiem tylko, czego. Raczej nie mogę podejść do nich i spytać. Faron prędko zapewnił, że niczego takiego od niego nie wymaga. Armas, rzecz jasna, udał się przede wszystkim w miejsce, w którym zostawił Kari. Tam usiłował odnaleźć jakieś ślady, nie był jednak Okiem Nocy i nie potrafił tropić ani posłużyć się węchem. Cała sprawa wydawała się beznadziejna. Przycupnął pod nawisem skalnym, gdzie jeszcze tak niedawno siedzieli we dwoje, przymknął oczy i usiłował się skupić. A jeśli rzeczywiście prawdą było to, czego tak strasznie się bał? Jeśli zaklęcia Farona, które doprowadziły do zniknięcia pragnących tego baśniowych postaci, podziałały także na Kari? Kari wszak wypowiedziała na głos takie życzenie. Myśl ta ogromnie go przygnębiła. W takim razie żadne poszukiwanie na nic się nie zda. Jeśli naprawdę tak się stało, powinien raczej zostać w J1 i pomóc Faronowi bronić się przed atakiem wyczekującej hordy, a nie siedzieć tu bez żadnego pożytku czy też krążyć po omacku po olbrzymim niebezpiecznym kraju. Możliwe też, że czas jego niewidzialności się skończy, zanim zdąży wrócić, a wtedy nikt nie pospieszy mu na ratunek