To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Uległ. Złoto zafascynowało go błyskawicznie jak myśl, a usprawiedliwiła to idea poświęcenia, uśmiechnąwszy się do młodzika. Rzekł sobie w duchu: "Gubię się, lecz ocalę matkę i dziadka!"... Wśród owych zmagań rozsądku z myślą występną pojawiła się u Gucia, podobnie jak u wariatów, zręczność osobliwa i przemijająca: zamiast bowiem rozpowiadać o dziadku, pozwolił mówić lekarzowi. Halperson, jak i wszyscy wielcy obserwatorowie, odgadł był już, a sięgnął przy tym daleko, życie starca, dzieciaka i jego matki. Wyczuł albo dojrzał po trosze prawdę, odsłoniły mu ją zaś wynurzenia baronowej de Mergi, w rezultacie czego powziął do nowych klientów jak gdyby życzliwość; albowiem do szacunku czy podziwu był niezdolny. - Owóż, mój drogi chłopcze - odpowiedział dobrotliwie młodemu baronowi - nie wypuszczę teraz twojej matki, ale za to będziecie ją mieli młodą, piękną i zdrową. To jeden z owych rzadkich przypadków choroby, które mocno intrygują lekarzy; a zresztą twoja matka ma, dzięki swojej matce, we mnie kompatriotę! Ty i twój dziadek musicie zdobyć się na odwagę: nie będziecie widzieli się przez dwa tygodnie z panią... - Baronową de Mergi... - Skoro jest baronową, to pan jesteś baronem, nieprawda? - zagadnął Halperson. W tejże chwili kradzież została dokonana. Kiedy doktor spoglądał na bułkę umoczoną w czekoladzie, August pochwycił cztery złożone banknoty i wsunął do kieszeni pantalonów - z miną taką, jak gdyby dla kontenansu kładł tam rękę. - Tak, proszę pana, jestem baronem. Dziadek jest również baronem, a za Restauracji był prokuratorem generalnym. - Rumienisz się, młodzieńcze; nie trzeba się rumienić, że się jest biedakiem, a ponadto baronem; to nic osobliwego. - A któż panu powiedział, że jesteśmy biedni? - Ależ twój dziadek mówił mi, że spędził noc na Polach Elizejskich, a choć nie znam pałacu, gdzie sklepienie byłoby piękniejsze niźli strop, co skrzył się o drugiej nad ranem, zapewniam cię, że ten pałac, po którym przechadzał się twój dziadek, jest okropnie zimny. Nikt dla przyjemności nie staje w hotelu Pod Gołym Niebem... - To mój dziadek był tutaj? - podchwycił August i korzystając z tej sposobności pożegnał Halpersona. - Dziękuję panu doktorowi, a jeśli pan pozwoli, wstąpię tu jeszcze, żeby zapytać o zdrowie matki. Wyszedłszy młody baron pojechał dorożką, by nie tracić ani chwili, do komornika i zapłacił dług dziadka. Komornik zwrócił dokumenty i wystawił kwit stwierdzający uregulowanie kosztów, za czym doradził młodzieńcowi, by zabrał ze sobą jednego z kancelistów, który zwolniłby od funkcji nadzorcę prawnego. - Tym bardziej - przydał - że panowie Barbet i Metivier mieszkają w pańskiej dzielnicy; mój goniec zaniesie im gotówkę i powie, żeby zwrócili panu akt odkupu... August, nie rozumiejąc ani owych terminów, ani formalności, godził się biernie na wszystko. Otrzymawszy siedemset franków srebrem, a była to reszta z czterech tysięcy, wyszedł z kancelistą. Wsiadł do dorożki będąc już w stanie odrętwienia wprost nieopisanego, kiedy już bowiem cel osiągnął, odezwały się wyrzuty: widział się zhańbionym, wyklętym przez dziadka, którego nieugiętość znał; pomyślał, że matka umrze ze zgryzoty, dowiedziawszy się o jego winie. Cała natura wydawała mu się inna. Było mu gorąco, nie widział śniegu, domy jawiły mu się niczym upiory. Wróciwszy do domu młody baron postąpił tak, jak z pewnością na uczciwego młodzieńca przystało. Wziął z pokoju matki tabakierkę wysadzaną diamentami, którą cesarz obdarował był dziadka, i wysłał ją doktorowi Halpersonowi dołączywszy siedemset franków i taki oto list, kilka razy poprawiany i przepisywany: Łaskawy Panie! Owoce dwudziestoletniej pracy, której autorem jest mój dziadek, o mało nie zostały pożarte przez lichwiarzów dybiących na jego wolność. Ratowały go trzy tysiące franków - a widząc tyle złota na Pańskim stole, nie zdołałem oprzeć się pokusie: zbyt wielkim szczęściem było dla mnie przywrócić dziadkowi wolność, oddać mu w ten sposób dorobek nieprzespanych nocy. Pożyczyłem od Pana, bez Pańskiej zgody, cztery tysiące franków; ale że trzeba mi było tylko trzy tysiące trzysta, odsyłam franków siedemset, dołączając tabakierkę wysadzaną diamentami, dar dla dziadka od Cesarza, której wartość pokryje, spodziewam się, całą sumę. Choćbyś Pan nie uwierzył, że jestem człowiekiem honoru, będę póki życia uważał Pana za swojego dobroczyńcę, jeśli zaś raczysz nie rozgłaszać o tym czynie, którego w żadnej innej okoliczności nie dałoby się usprawiedliwić, ocalisz Pan mojego dziadka, jak ocalisz matkę, ja zaś będę do śmierci Pańskim wiernym niewolnikiem. August De Mergi. Około pół do trzeciej August wybrawszy się aż na Pola Elizejskie kazał, u drzwi doktora Halpersona, zanieść posłańcowi zalakowane pudełko, w którym umieścił dziesięć ludwików, banknot pięćsetfrankowy i tabakierkę; a potem wrócił wolno piechotą do domu, kierując się przez most Jenajski, Inwalidów i bulwary - liczył na wspaniałomyślność doktora Halpersona. Lekarz, przekonawszy się o kradzieży, odmienił zaraz pogląd na swoich klientów. Pomyślał, że starzec przyszedł, aby go okraść, a ponieważ mu się nie udało, nasłał chłopaka. Wątpiąc o tytułach i godnościach, które wymienili, podążył prosto do kancelarii prokuratora królewskiego i złożył skargę domagając się, aby śledztwo wszczęto natychmiast. Rozwaga, z jaką postępuje sprawiedliwość, rzadko dozwala na kroki tak szybkie, by zadowolić powodów; lecz około trzeciej komisarz policji w asyście agentów, co dla niepoznaki do domu nie weszli i tylko wałęsali się po bulwarze, wypytał Vauthierową o lokatorów, a wdowa potwierdziła bezwiednie domysły komisarza. Nepomucen, zwęszywszy agentów policji, wniósł, że przyszli aresztować starca; lubił pana Augusta, wybiegł tedy na spotkanie pana Bernarda, a ujrzawszy go w alei Obserwatorium zawołał: - Niech pan ucieka! Przyszli po pana! Komornicy byli u pana wczoraj i wszystko zajęli. Vauthierowa umyślnie nie dała panu pozwów i gadała, że będziesz pan nocował w Clichy dziś wieczór albo jutro