To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Udaje mi się złowić okiem jakieś poruszenie w lustrze. W drzwiach stoi dziew- czyna. Fryzjer nieruchomieje na sekundę z soplem piany zwisającym u palca, a potem odwraca się w stronę drzwi. Dziewczyna jest smukła, ciemnowłosa, czarnooka, ma na sobie czarną sukienkę i szary fartuszek. Włosy ma sczesa- ne gładko do tyłu. W upstrzonym przez muchy lustrze wy- gląda jak Hiszpanka z kolorowego reklamowego obrazka. Fryzjer zamyka drzwi i wraca do mnie. Zaczyna od nowa nakładać pianę. - To była moja córka, senor. Zaczyna mnie golić szybkimi, zamaszystymi pociągnię- ciami brzytwy. - Przypomniała mi, że mam dziś zamknąć wcześniej ze względu na fiestę. - To dziś jest jakaś fiesta? - Moja żona kończy dzisiaj czterdzieści lat, więc mamy fiestę w domu. Odwraca się w stronę umywalki, spłukuje pianę z pędzla i sięga na półkę pojedna ze stojących tam kolorowych butli. - Powinien pan nałożyć trochę brylantyny, senor. Ma pan bardzo suche włosy. Potrząsam głową i wstaję. Daję mu dziesięć peset i prze- ciągam dłonią po twarzy. - Proszę ode mnie złożyć żonie najlepsze życzenia. Zbieram się do wyjścia. - A może by pan do nas dzisiaj wpadł? Fryzjer stoi przy zlewie i czeka na moją odpowiedź, wy- cierając ręce małym białym ręcznikiem, który zdjął prze chwilą z mojej szyi. - Dziękuję panu, ale nie sądzę, żeby pańska żona by a zadowolona z takiej nieoczekiwanej wizyty obcego... Fryzjer podchodzi do mnie i kładzie mi rękę na rarniem 28 l Będą tańce, wino, śpie- |ą, ale to przecież uroczy- przyjdzie, senor. etą. l razu ze mną, dobrze, se- jję sobie przypomnieć, kie- urodzinowym. Nie przepa- rezami. ę na drzwiach. Przyczesuje ierze z wieszaka marynarkę wychodzimy. Don Carlos za- ń, przywiązanym sznurkiem l Ż wreszcie stajemy przed jed- nym z domów i pan iw^... puka do drzwi. Otwierają się natychmiast. Stoi w nich ta sama dziewczyna, wciąż ma na sobie szary fartuszek. Na mój widok spuszcza oczy i wpa- truje się w swoje stopy, drobne stopki w miękkich flanelo- wych pantoflach. Don Carlos wchodzi do domu pierwszy, nawołuje. Potem wraca i prowadzi mnie do kwadratowego pokoju z czerwo- ną posadzką. Rozsuwa kotarę i przechodzi do innego poko- ju. Dziewczyna zamyka za mną drzwi. Widzę maleńką, może trzyletnią dziewuszkę, która stoi w półmroku i wpa- suje się we mnie. Ściany i sufit są jasnoniebieskie, poma- owane są nawet krokwie. Gospodarz wraca z tęgawą ko- _ą ojjięknej oliwkowej karnacji. -Senor, to jest moja żona, senora Ramos. ani Ramos wyciera ręce w rąbek fartucha i ściska mi energiczriie dłoń. Odwt0 m°ja córka'Dolores- bie WłraCam S^' skłaiuam głowę, uśmiechamy się do sie- kąca aSciwie,dziewczyna prawie na mnie nie patrzy. Od- S1^ znow do Paiu Ramos, która szepcze coś do męża. aw jestem, co takiego mu mówi. 29 Pan Ramos prowadzi mnie na udekorowane serpentyna mi patio, na którym stoi pod ścianą uginający się od jędze nią stół. Nalewa mi wina i śpieszy powitać innych gości którzy ukazują się w drzwiach. Przedstawia mnie kilku pierwszym parom, ale wkrótce obowiązki gospodarza tak go pochłaniają, że znika. Postanawiam znaleźć jakiś spo- kojny kąt i stamtąd przyjrzeć się wszystkiemu. Słychać ożywiony gwar, kilku muzyków stroi instrumen- ty. Potem wybijając rytm na pudłach gitar, zachęcają pań- stwa Ramosów, żeby rozpoczęli tańce jako pierwsza para Pani Ramos zdjęła już wcześniej fartuch; ma na sobie kolorową spódnicę i bluzkę. Stają na środku patia i zaczy- nają taniec. Wyglądają zaskakująco młodo jak na swój wiek. Inna para wychodzi na środek, wszyscy klaszczą i przytupują rytmicznie. Czasem tańczy aż pięć par naraz, przepychając się i ze śmiechem wpadając wzajemnie na sie- bie. Dolores stoi w drzwiach, trzymając wciąż na rękach dziewczynkę. Zastanawiam się, jak mała ma na imię. Pod- nosi się krzyk; wszyscy odwracają głowy w stronę córl państwa Ramos. Dolores oddaje dziecko matce i wkracza na środek r ju. Cała jej nieśmiałość znika bez śladu. Patrzy w §' niebo nad patiem, i składa ręce na wysokości twar ry brzdąkają niepewnie, jakby na próbę, i ciało P czyna się wić jak wąż. Dziewczyna kilka razy 1 cho w dłonie, potem zaczyna śpiewać, głębol7 cym głosem, który przechodzi w przenikliv czas śpiewając i klaszcząc, robi kilka dro1 naprzód, ku skrajowi tanecznego kręgu, środek. Tempo gitarowego akompaniar res zaciska usta i lekko unosi rąbek czyna tańczyć, jej ruchy są gwałtov żonę. Nad podłogą wzbija się mgi zawsze wprawia mnie w dziwne z nych klubach. Potem tancerka zastyga w bezruci^ ledwie dostrzegalnie, oddychając głęboko tyłu głową i wygiętą szyją. Podchodzi do 30 a, bardzo blisko, rozlega się imitujący bicie serca ryt- ' }omot gitar. Chłopak trzyma dłonie złożone pod bro- daTmtonuje głośną, przejmująco smutną pieśń. Dolores znów zaczyna tańczyć, pstrykając palcami w ryt- micznym kontrapunkcie do gitarowych pochodów. Tańczy zamaszyście, szerokimi łukami, to jakby przeciwko zaśpie- wom, to znów w idealnej z nimi harmonii. Mężczyzna sunie tuż za nią, napięcie rośnie. Ich taniec nabiera niewiarygod- nej precyzji, głos staje się coraz bardziej natarczywy, gitary przyśpieszają, tempo rośnie aż do granic prawdopodobień- stwa. gitary milkną. Spódnica Dolores wciąż faluje i wi- 1 ' pojedyncze okrzyki i oklaski. Czuję suchość " pociągam łyk wina. Potem wszystko nagle ^ią się szalone brawa. '•^rumieniona, zlana potem i znika '"> ze skórzanego bukłaka, który W tym momencie uświada- do nieprzytomności. Rozdział V Nazajutrz nie chce mi się pracować. Wyciągam przednie siedzenie z samochodu i ustawiam na klepisku. Podpieram je kamieniami, żeby się nie kiwało, potem rzucam się na nie i układam w półleżącej pozycji, ze zwieszonymi bez- władnie rękami. Jest piekielnie gorąco, pot spływa mi z ramion, kapie z palców. Woń nagrzanego skaju miesza się z zapachem wina, które wypiłem wczoraj. Śpię z przerwami przez cały dzień