To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Ponad trzydzieści osób zostało poważnie rannych. Frank wyszedł z piwem na balkon. Z oddali słychać było odgłosy syren ambulansów, a nad Beverly Boulevard wciąż unosiła się smuga dymu. Poza wyjącymi syrenami Hollywood było jednak bardzo spokojne, niemal pogrążone w ciszy. Ludzie bali się wychodzić z domów, bali się nawet mówić. W końcu zadzwonił telefon. 286 - Pan Bell? Mówi Marcia z recepcji. Jest tutaj jakaś kobieta i pyta o pana. Prawdę mówiąc, jest w kiepskim stanie. Frank pośpieszył do hallu. Kobieta siedziała na jednym z krzeseł przy drzwiach frontowych i ukrywała głowę w dłoniach. Pochylona nad nią recepcjonistka dotykała jej czoła zakrwawioną chusteczką. Obok stał kierowca taksówki, Meksykanin z opadającymi smutno wąsami. Wyglądał na zrozpaczonego. - Co się stało? - zapytał Frank. Kobieta podniosła głowę. To była Astrid. We włosach miała zaschniętą krew, wszystko wskazywało też na to, że ma złamany nos. Ubrana była w jasnozieloną bluzkę, całą we krwi. Ślady krwi znajdowały się też na jej wysokich butach. - Zabrałem ją sprzed Star-TV - powiedział taksówkarz. - Chciałem zawieźć ją prosto do szpitala, ale zażądała, żeby zabrać ją tutaj. - W porządku, dobrze pan zrobił - odparł Frank. -Astrid, co się stało? Astrid, na miłość boską, czy to zrobił Lasser? - Chciałem ją zawieźć do szpitala - powtórzył taksówkarz. - Nie pozwoliła mi. Mówiła: „Franklin Plaża, wieź mnie do Franklin Plaża". - W porządku, dziękuję - powiedział Frank i wręczył mu dwie dwudziestki oraz dziesiątkę. - Nie proszę o pieniądze. Próbowałem postąpić jak dobry Samarytanin, to wszystko. Żaden inny taksówkarz nie chciał jej wieźć. Wyglądała, jakby wybiegła z planu filmu Piątek, trzynastego, jeśli pan rozumie, co mam na myśli. - Czy mam wezwać ambulans? - zapytała recepcjonistka. - Nie, jeszcze nie - odpowiedział Frank. - Niech mi pani pomoże zabrać ją do mojego pokoju. Tam ją umyję. Dziękuję za to, co pani zrobiła do tej pory. - Wygląda, jakby walczyła z Godzillą. - Rzeczywiście, wydarzyło się coś właśnie w tym rodzaju. Astrid zamrugała oczyma. - Frank - powiedziała ochrypłym głosem. - Czy to ty? 287 - Chodź, kochanie, zabiorę cię na górę. Czy możesz chodzić? Frank objął ją ramieniem i pomógł powstać na nogi. Straciła równowagę i nieomal upadła, jednak recepcjonistka chwyciła ją za rękę. Frank spróbował namówić Astrid, żeby powoli ruszyła po schodach, jednak kolana uginały się pod nią i w końcu musiał ją wziąć na ręce. Była zaskakująco lekka, niewiele cięższa od dziecka, tak że bez trudu wniósł ją do windy. - Niech pan zadzwoni, jeśli będzie pan potrzebował pomocy - powiedziała recepcjonistka. - Oczywiście. Jeszcze raz pani dziękuję. Astrid ukryła twarz na jego piersiach. - Już myślałam, że cię nigdy nie odnajdę - szepnęła. - Jednak mnie znalazłaś. Wszystko będzie dobrze. - To drań. - Rozkaszlała się. Przeniósł ją do swojego apartamentu i położył na kanapie obitej materiałem w drzewa palmowe. Jej głowę oparł wysoko na poduszkach. Następnie poszedł do łazien- -ki i wrócił z ręcznikiem zmoczonym w zimnej wodzie. Delikatnie starł z twarzy Astrid krew. Potem wypłukał ręcznik, złożył go i przyłożył jej do nosa. Wpatrywała się w niego bladoniebieskimi oczyma, nawet nimi nie mrugając. - Wymień chociaż jeden ważny powód, dla którego do niego wróciłaś - zażądał. - Tylko jeden. - Nie muszę się przed nikim tłumaczyć, Frank. Nawet przed tobą. - Do cholery, Astrid, on ci złamał nos! - Wiem. Chyba mam też pęknięte żebra. - Dlaczego, do diabła, do niego poszłaś? Nie mogę tego zrozumieć. Jesteś piękna, jesteś inteligentna, możesz tak wiele czerpać z tego świata. A ty pozwalasz jakiemuś śmieciowi bić cię na miazgę. Kim ty jesteś, masochistką? Astrid nadal się w niego wpatrywała. - Nawet jeśli nią jestem, to moja sprawa, nie sądzisz? - Nie, to nie jest tylko twoja sprawa. Przyjechałaś tutaj, ponieważ potrzebujesz mojej pomocy. A więc to także moja sprawa. Obiecałem Charlesowi Lasserowi, że jeśli 288 tknie cię jeszcze raz, to mi za to drogo zapłaci. Mam zamiar dotrzymać słowa. Zerwała ręcznik z twarzy. - Frank, nie wiesz, w co byś się wpakował! - Więc ty mi powiedz w co. Powiedz mi. W co się pakuję? Wygląda na to, że już od naszego pierwszego spotkania to ty chcesz mnie w coś wpakować. Do cholery, o co ci chodzi? Astrid milczała, Frank jednak odniósł wrażenie, że po tym wybuchu pojawił się na jej twarzy jakiś nowy wyraz. Mógł to być żal albo smutek, albo jeszcze coś innego. Nagle przypomniał sobie zdanie, które wyczytał w Procesie: „Dwa życia to za mało. Daj mi więcej". - Zabiorę cię teraz do hotelowego lekarza. Powinien obejrzeć twój nos - powiedział do Astrid. - Moim zdaniem jest tylko opuchnięty, ale to musi stwierdzić specjalista. - Frank, nic mi nie jest. Potrzebuję jedynie odpoczynku. - Akurat. Potem zabiorę cię do szpitala, a jeszcze potem pojadę do Star-TV i osobiście odstrzelę Charlesowi Lasserowi głowę. - Frank... - Nie kłóć się ze mną, dobrze? Chociaż raz zrobimy coś tak, jak ja chcę