To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Wcześniejsze miasto obejmowało obszar jakichś pięćdziesięciu hektarów i liczyło około dwudziestu murowanych z kamienia kościołów, wzniesionych w 155 stylu romańskim. Ten pod wezwaniem Św. Andrzeja jest najlepiej zachowa- nym i najłatwiejszym do zauważenia s'wiadectwem owych lat. Rachunek odnosił się do samego tylko miasta i pominął kościoły grodowe, wawelskie, których było trzy. Wieża Srebrnych Dzwonów oraz krypta s'w. Leonarda pozostały nam w spadku po ówczesnej katedrze, zbudowanej za Władysława Hermana, a kryjącej resztki kamiennej s'wiątyni Chrobrego. Przed rokiem 1257 istniały więc w stolicy - powtarzajmy za Andrzejem Żaki - kos'cioły: Najświętszej Marii Panny, Św. Wojciecha, Św. Andrzeja, Norber- tanek, Św. Mikołaja, Św. Trójcy, Św. Magdaleny, wiele innych, wśród nich ten na Skałce. Jednocześnie Poznań i Sandomierz, Gniezno, Wrocław i Wiślica liczyły ich po kilka. Kraków grał, jak widać, rolę polskiego Rzymu, wierny był tradycji. Chrześcijaństwo zakotwiczyło się na Wawelu już zapewne w czasach wiślańskich, kiedy kraj Polan jeszcze nie myślał o odmianie religii. Jakże mamy nazwać warowne i rozlegle osiedle, położone na bardzo waż- nym szlaku handlowym, obfitujące w rzemiosła - czyli w przemysł ówczesny - wytapiające u siebie surówkę żelaza, hojnie wyposażone w kamienne świąty- nie? - Wioską? Kraków gra w tym wywodzie rolę zastępczo-reprezentacyjną.W nim najle- piej skrystalizowały się zjawiska, występujące na całym obszarze Polski pia- stowskiej - od Opola, Wrocławia i Gdańska aż po Przemyśl. „Prawo niemie- ckie" przyszło do osiedli miejskich już istniejących, rozwiniętych i liczących swe dzieje na stulecia. Odnosi się to w tym samym stopniu do stolicy kraju, co do Kalisza czy podupadłej później Wiślicy. Nowe porządki przyjmowały się dlatego, że były dobrze dopasowane do istniejącego w średniowieczu sposobu wytwarzania dóbr i gospodarowania. Łatwiej przychodziło znęcić osadników do nowej wsi, jeśli się im obiecało i dało samorząd, swobody, a powinności wybierało nie w naturze, lecz w pieniądzu. Rozwijające się miasta potrzebowały rynku zbytu. Stworzyć go mogły jedynie takie sioła, w których chłop sprzedawał swe plony, wskutek tego rozporządzał gotówką i kupował. I odwrotnie - zamożne, swobodnie rozwijające się miasto umożliwiło bujny rozkwit osad produkujących żyw- ność. Lokacja na prawie niemieckim i na wsi, i w mieście odbywała się w sposób mniej więcej jednakowy. Jeśli nowe osiedle zakładał na swym gruncie prywa- tny właściciel, musiał przedtem wystarać się o pozwolenie książęce. Potem wyszukiwał zasadzce, któremu od siebie nadawał przywilej, będący właściwie umową. Zasadźca - niemal z reguły zostający na wsi sołtysem, a w mieście wójtem - sprowadzał osadników. 156 Kmieć otrzymywał łan ziemi ornej (istniały łany chełmińskie liczące 16,9 ha oraz frankońskie - po 24,2 ha). Przez pewien czas po założeniu wsi obowią- zywała wolnizna — chłopi zwolnieni byli od wszelkich opłat i powinnos'ci. Czas jej trwania był rozmaity, zależnie od warunków. Niekiedy sięgała do dwu- dziestu czterech lat. Dziedzic wsi i włas'ciciel gruntu wybierał należnos'ci przede wszystkim pod postacią czynszu pieniężnego, chociaż należała mu się i pewna dań w naturze oraz rozmaite okolicznościowe świadczenia czy dary. Folwarki były w owych czasach małe - nikt jeszcze nie słyszał o późniejszych latyfundiach - więc jeśli chłopi musieli nawet pracować na pańskiej ziemi, to najwyżej cztery dni w przeciągu roku. Kmieć ówczesny nie był pełnym właścicielem ziemi, jednakże posiadał tak zwaną własność użytkową, cieszył się osobistą wolnością i mógł się przenosić, spełniwszy określone warunki. Sądziła go w przewidzianych terminach - na rokach gajonych - ława, której przewodniczył sołtys. Od jej wyroków apelowało się do pana. Spory z dziedzicem rozstrzygał sąd książęcy. Oprócz gospodarzy istnieli także po wsiach zagrodnicy. Ci posiadali mniej ziemi, zajmowali się rzemiosłem i wynajmowali do pracy nie tylko u pana, lecz także u kmieci, a zwłaszcza na folwarku sołtysa. Ten ostatni był prawdziwym potentatem wiejskim. Miał kilka łanów, nie płacił czynszu, pobierał 1/6 opłat należnych dziedzicowi i 1/3 kar sądowych, otrzymywał inne przywileje, a urząd swój sprawował dziedzicznie. Musiał za to stawiać się konno na wojnę. - Sołtysami bywali często i szlachcice. Jak się już wspomniało, zakładanie wsi na prawie niemieckim wcale nie wymagało obecności Niemców. W większości wypadków i zasadźca, i kmiecie byli Polakami. Osiedlali się na nowych warunkach, które zarówno im, jak dziedzicowi przynosiły więcej korzyści