To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Rotmistrz jechał u boku króla, gdy Myszkowski dał mu znać, aby się zbliżył do niego. - Zaszło coś niespodziewanego - rzekł. - Widzę stąd skupionych dowódców kwarcianych przy hetmanie, który żywo rozprawia z nimi. Wstrzymano hasło do boju. PO pułkach biegają ludzie. Król pytał mnie już po kilkakroć oczyma, ja sam odjechać nie mogę, jedŽ proszę. Bajbuza puśCił się zaraz ku kwarcianym, ale już po drodze mógł się przekonać, jak ŽLe stały sprawy królewskie. Wśród pułków dawały się słyszeć głosy: - My się bić nie bęDziemy! NIech wojewoda krakowski pokaże zdrajców, my ich osłaniać nie chcemy, niech giną! Za co się ma lać krew nasza? Wszędzie poburzenie było ogromne, a wybuch jego, z dawna przygotowany, w samym momencie, gdy się już potykać miano, przeraził hetmana. Bajbuza znalazł go otoczonym wykrzykującą starszyzną: - My się bić nie będziemy! Gromadki po bokach rozprawiały głośNo i okazywały rozdrażnienie wielkie. Zobaczywszy Bajbuzę, hetman poszedł ku niemu. - POtrzeba radzić - rzekł z krwią zimną. - NIe zwątpiłem jeszcze, iż zapobiegnę złemu, ale o wydaniu dziś bitwy mowy być nie może, a jeśLi nas teraz napadną, zginęLiśmy. Rokosz weŽmie górę. Zdrajców mieliśmy w szeregach. Z chorągwi pancernej Wiktorzyn LeśNicki, POdwalski, ZUbek, kilku innych uszli do rokoszan, hasło obozowe im wydając i zapewniając, że połowa kwarcianych bić się nie będzie. Spójrz, waszmość, co się dzieje, pułki się mięszają, ładu już dowódcy zaprowadzić nie mogą. NIech król będzie spokojny, radzić musimy, lecz ŽLe stoimy na Boga! JedŽ... ja z pomocą Bożą działać bęDę. Przerażony wiadomośCiami tymi Bajbuza zawrócił do króla i straży jego, przed którą wyjechawszy, czekał na niego Myszkowski. - Panie marszałku - odezwał się Bajbuza - przygotujcie króla do niefortunnej wieśCi. Hetmanowi kwarciani wypowiadają posłuszeństwo, bić się nie chcą. Z pancernych zbiegło kilku z hasłem do Zebrzydowskiego, wojsko żąda układów. Jeżeli w tej chwili ruszy na nas wojewoda, zgniecie nas nieochybnie i o samą osobę króla obawiać się można, ale íółkiewski nie stracił energii. Nie mając siły odpowiedzieć nawet, Myszkowski zawrócił do króla. Natychmiast wydano rozkazy gwardiom, aby otoczyły pagórek, na którym namiot rozbito. Zygmunt zsiadł z konia. Chociaż Myszkowski całej nie wyznał mu prawdy, ale i to, co przyniósł, starczyło, aby strwożyć. Zygmunt jednak i teraz jeszcze nie okazał obawy. Przywołał do siebie jednego z potockich, wysłał go do hetmana, a sam wszedł do namiotu. PO całym wojsku szerzyła się już wieść o ucieczce LeśNickiego, o oporze kwarcianych; w innych oddziałach odzywały się też głosy przeciwko wojnie. - PO co się bić mamy? To sprawa domowa, niech się sobie król układa z wojewodą, my za to i naparstka krwi wytoczyć nie powinniśmy. Szczypior, który to rozumowanie słyszał, odparł głośNo: - Pytam ja waszmośCiów, czyśCie żołnierze, czy nie? - Albo co? - Bo u mnie żołnierzem tylko ten, co słucha rozkazu i spełnia go, ja rozumu jego nie potrzebuję. A z moich kopijników kto mi się zawaha iść, gdy krzyknę: "Naprzód!" - w łeb mu strzelę. NIektórzy zamilkli, inni burczeli: - NIech nas prowadzą na Turka! - A gdy swój gorszy zdrajca i rabuś niż on, to co. Takie i tym podobne rozprawy się toczyły wszęDzie po szeregach, wśród których rokoszowie drożdże widocznie robiły * Robiły - tu: fermentowały, burzyły (przyp. red.). SzczęśCiem dla króla Zebrzydowski z tej godziny rozstroju nie umiał skorzystać. LeśNIcki zawiadomił go o tym, co słyszał, iż na wojnę do Inflant w tych dniach miano tysiąc ludzi odłączyć i wysyłać. Czekał, aby się to spełniło i król jeszcze przez odejście ich stał słabszym. Zamiast więc uderzyć, wojewoda pociągnął dalej do Orońska. Tymczasem íółkiewski nie znużenie był czynnym, z dawna do niego przywiązani dowódcy pomagali mu dzielnie. Na gwałtowne domagania się o nowe układy, zniósłszy się z królem, hetman się zgodził z tym, aby nazajutrz rano z obu stron po trzydziestu mężów z rycerstwa się zjechało w miejscu bezpiecznym, pomiędzy dwoma obozami, i warunki pokoju ułożyli. POsłano z wezwaniem tym do rokoszan, a tymczasem hetman nie zasypiał. NIE pozostał sam ani na chwilę, przywołując do siebie panów regimentarzów, rotmistrzów, pułkowników, starszyznę, tak że im ani sobie nie dał spoczynku: - Uczyniono mnie, hetmanowi, i wam wszystkim, i całemu narodowi srom. ZnaleŽli się zdrajcy, co wojenne hasło wydali; znaleŽLi się, co zbiegli z szeregów; znaleŽLi tacy, co królowi przysiągłszy, chcieli go wydać w ręce nieprzyjaciół. Srom ten obmyć musimy. Dowódcy rozgrzali się także. Wszyscy oni potakiwali hetmanowi. Wieczór zapadł, ale nikt na spoczynek iść nie myśLał, tym bardziej, że ów LeśNicki i Rudziński, którzy hasło z obozu wynieśLi, zuchwale nazad do obozu powrócili i dalej w nim mącić się starali, ale ich natychmiast pod straż wzięto. NOC upłynęła na burzliwych naradach po namiotach, które wypadły wszystkie przeciwko rokoszanom. - Mógł kto chciał iść sobie do rokoszan i los Zebrzydowskiego dzielić - mówili hetmańscy. - NIkt nie trzymał ani bronił, ale kto przy królu został i wierność czcią rycerską poprzysiągł, strzymać ją powinien. Z nadzwyczajną niecierpliwośCią oczekiwano skutku narad, na które trzydziestu najprzedniejszych dowódców wybrano. Opierał się, jako mógł, Bajbuza, aby go i cześć ta, i męka minęťa, lecz król go mieć chciał między wybranymi. Do dnia ruszyli pocztem pięKnym do wsi między Warką a Orońskiem położonej, w której zjazd był naznaczony. Wojsko tymczasem miało godzin kilka pożądanego spoczynku. Sposobiono się tu nawet pozostać dłużej, bo najśpieszniejsze układy godzin sporo zająć musiały. Przepowiadano dni kilka, gdy około południa wysłani z obozu ukazali się już z powrotem