To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Jak tylko wysiadałam z taksówki, to od razu «iogłam wyczuć, co się święci - szczęka zębami Pani Leonor. - Ale nic nie wyczułam, Pochita chociaż zauważyłam, że „arka” Jest pełniejsza niż kiedykolwiek i że wszyscy tam byli, no nie wiem, rozhisteryzowałam. Modlili się, płakali na cały głos, coś wisiało w powietrzu. A do tego te pioruny i błyskawice. - Dzień dobry, zadowolone i wesołe wizytan-tki - śpiewa Ciupelek. - A teraz szybciuteńko, wszystkie stają w kolejce do przeglądu lekarskiego. W kolejności przyjścia i bez żadnych bójek. Jak w koszarach, tak jak to lubi Pan-Paa. - O, jakie niewyspane oczka, Kulczacku - szczypie ją w policzek Chińczyk Porfirio. - Widać, że ci w Służbie nie stalcza. - Jeśli będziesz pracować na własną rękę, to długo tutaj nie posiedzisz - ostrzega Ciuciumama. - Słyszałaś to już z tysiąc razy od Pan-Pana. - Wizytantka i kurwa, przepraszam za wyrażenie, to dwie rzeczy nie do pogodzenia - podkreśla pan Pantoja. - Panie są cywilnymi funkcjonariuszami Sił Lądowych, a nie handlarami seksualnymi. - Ale ja nic nie zrobiłam, Ciuciumamo - grozi Chińczykowi podrapaniem, klepie się po tyłku, tupie Kurczak. - Wyglądam tak niewyraźnie, bo mam grypę i nie mogę zasnąć w nocy. - Proszę już o tym nie mówić - ściska ją Pochita. - Lekarz zalecił pani, by pani nie myślała o tym dziecku, i mnie to samo, proszę o tym pamiętać. Mój Boże, biedne stworzonko. Na pewno już nie żył, kiedy go pani zobaczyła? Czy jeszcze dogorywał? - Przysięgłam sobie, że już nigdy więcej nie dam się wrobić w ten przegląd lekarski i nie dam się, Ciupas - opiera pięści na biodrach Cyculka. - Ten pielęgniarz to lepszy cwaniak, mnie się już nigdy więcej palcem nie dotknie. - To ja cię dotknę - krzyczy Ciupelek. - Nie czytałaś tego plakatu? Czytaj, czytaj, co tam pisze, do jasnej cholery. - „Rozkazy wypełnia się natychmiast i bez zastrzeżeń” - czyta Cłuciumama. - A tego długiego też nie czytałaś? - krzyczy Chińczyk Porfirio. - Wisi już dłużej niż miesiąc. - „Wątpliwości co do słuszności rozkazu można wysuwać dopiero po jego wypełnieniu” - czyta Ciuciumama. - A nie czytałam, bo nie umiem czytać - śmieje się Cyculka. - Mam swój honor. - Cycułka ma rację, Ciuciumamo - występuje z szeregu Kindziulka. - To taki większy spryciarz, ten cały przegląd lekarski to wielkie o. Awo. Gadając, że niby szuka różnych chorób, tak nam pakuje rękę, że aż w mózgu świdruje. - A ostatnim razem to musiałam go trzepnąć - drapie się po plecach Coca. :- Bo jak się nagle na mnie nie rzuci i jak mnie nie ugryzie akurat tam, gdzie mam te, pani wie, skurcze. - Do kolejki, do kolejki i nie protestować, bo pielęgniarz też ma swoje serduszko - klaszcze, uśmiecha się, popędza je Ciuciumama. - Nie bądźcie takie niewdzięcznice, no i czego jeszcze więcej chcecie, czy Służba nie bada was po to, żebyście były jak najzdrowsze? - No, ełuciumamki, stawać w kolejce i przechodzić! - rozkazuje Ciupelek. - Pan-Pan chce, żeby wsaystkie konwoje były już gotowe do wyjazdu, kiedy on przychodzi. - Tak, myślę, że już nie żył, przecież mówią, że przybili go, kiedy tylko zaczęła się ulewa - drży głos pani Leonor. - Przynajmniej, kiedy go widziałam, to już się nie ruszał i nie płakał. A musisz wiedzieć, że widziałam go z bardzo bliska. - Przekazaliście generałowi Scavino moją prośbę? - celuje w czaplę siedzącą w słońcu na gałęzi drzewa, strzela i pudłuje kapitan Pantoja. - Zgadza się mnie przyjąć? - Oczekuje pana w komendanturze o dziesiątej rano - patrzy na szaleńczo trzepocącego, odlatującego ponad drzewami ptaka porucznik Bacacorzo. - Ale zgrzytał zębami wyrażając zgodę, już Pan wie, że Służba Wizytantek nigdy nie cieszyła się jego względami. - Wiem aż nadto dobrze, w ciągu siedmiu miesięcy mogłem zobaczyć się z nim tylko raz - znów unosi strzelbę, strzela w pustą żółwią skorupę, podbija ją w tumanach kurzu kapitan Pantoja. - Czy myślicie, Bacacorzo, że to sprawiedliwie? Nie dość, że chodzi o trudną misję, to Sca-vino patrzy na mnie spode łba i uważa mnie za ciemnego typka. Jakbym to ja wymyślił Służbę. - Wymyślić to jej pan kapitan nie wymyślił, ale zrobił z niej cuda - zasłania sobie uszy porucznik Bacacorzo. - Służba Wizytantek to już fakt dokonany, a w garnizonach nie tylko że ją zaaprobowano, ale przywitano wprost owacyjnie. Powinien pan być dumny ze swojej pracy. - Chciałbym, ale jeszcze nie mogę - odrzuca puste łuski, ociera czoło, znów ładuje strzelbę i oddaje ją porucznikowi kapitan Pantoja. - Nie widzicie? Sytuacja jest dramatyczna. Kosztem oszczędności i wielkich wysiłków zapewniamy pięćset usług tygodniowo. To ponad nasze siły, ledwo zipiemy. A wiecie, jakie zapotrzebowanie powinniśmy pokryć? Dziesięć tysięcy, Bacacorzo! - Na wszystko przyjdzie czas - od niechcenia celuje w krzak, strzela i trafia gołębia porucznik Bacacorzo, - Jestem przekonany, że upór pana kapitana i system pracy doprowadzi do tych dziesięciu tysięcy ciupciań, panie kapitanie. - Dziesięć tysięcy tygodniowo? - marszczy czoło generał Scavino. - Pantoja, to już przesada granicząca z obłędem. - Nie, panie generale - czerwienią się policzl kapitana Pantoja - to naukowa statystyka. Prc szę popatrzeć na te grafiki. To bardzo dokładnej wyliczenia i raczej bardzo ostrożne