To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Miała nadzieję, że jeśli Mayborją odnajdzie, da jej porządne lanie, a potem ją wydziedziczy. Nie istniało nic gorszego niż nieposłuszna córka. Lady Melliandra zrobiła jej wielką krzywdę. To przez nią Arinalda była zmuszona zawrzeć układ z człowiekiem, którym najbardziej gardziła - królewskim kanclerzem, lordem Baralisem. Poszła o zakład i przegrała. Musiała teraz zapłacić umówioną cenę. Zmuszała ją do tego duma. Właściwie nie żałowała tego. Jej mąż potrzebował lekarstwa Baralisa. Żaden inny wypróbowany do tej pory środek nie pomógł mu w równym stopniu. Zakład był w pewnym sensie uczciwy, a na dodatek nie wątpiła, że wygra. Teraz jednak zrozumiała, iż okazała naiwność, sądząc, że Baralis powstrzyma się od oszukiwania. Żywiła silne podejrzenie, że przechylił szalę na swoją korzyść. Z pewnością rozkazał najemnikom pojmać dziewczynę, nim odnajdzie ją Królewska Straż. Niestety nie mogła mu niczego dowieść, musiała więc przyznać się do porażki. Jaką cenę zapłaci za pragnienie wyleczenia męża? Za łatwowierność? W każdej chwili spodziewała się Baralisa. Wezwała go na audiencję i z pewnością nie każe jej czekać. Poprawiła włosy i jeszcze raz spojrzała w zwierciadło. Znajdzie pociechę w swym spokoju i opanowaniu. Nie da mu satysfakcji i nie straci panowania nad sobą. Zjawił się jej pokojowy. - Lord Baralis czeka na Waszą Wysokość w komnacie audiencyjnej - oznajmił, kłaniając się nisko. Skinęła głową i sługa wyszedł. Postanowiła, że nie będzie obecna, gdy zjawi się królewski kanclerz. Niech sobie trochę poczeka. Takie posunięcie zapewni jej tylko niewielką przewagę, lecz mimo to zamierzała ją wykorzystać. Wypełniła puchar w jednej czwartej winem i dodała wielką ilość wody. Musi zachować przytomność umysłu. Sączyła trunek powoli, zdecydowana nie ulec pośpiechowi. Gdy już uznała, że upłynął wystarczająco długi okres i Baralis z pewnością poczuł się poirytowany, wstała i po raz ostatni przyjrzała się sobie w zwierciadle. Zawsze pamiętała, by ubierać się po królewsku. Na jej szyi lśniły jasno klejnoty koronne. Zaczerpnęła głęboko tchu i udała się na spotkanie ze swym przeciwnikiem. Weszła do komnaty audiencyjnej. Królewski kanclerz stał przy oknie. Zbliżył się do niej pośpiesznie i pokłonił nisko. - - Lordzie Baralisie - powiedziała, pochylając lekko głowę. Nie zamierzała przepraszać go za spóźnienie. - - Wasza Wysokość, bardzo się cieszę na twój widok. Mam nadzieję, że jesteś zdrowa? Królowa pomyślała, że słyszy w jego głosie lekkie podenerwowanie. Nie lubił, gdy kazano mu czekać. - Czuję się dobrze, lordzie Baralisie. Niestety, nie mogę powiedzieć tego samego o mym mężu. Twoja obecność w jego komnacie była nie do przyjęcia. Nie będę dłużej tolerowała podobnych incydentów. - Wasza Wysokość może być pewna, że to się już nie powtórzy. Był tak bardzo wytworny, tak pewny siebie. Nie zamierzała ułatwiać mu zadania. Odwróciła się do niego plecami i podeszła do okna. - Jestem pewien, iż Wasza Wysokość zdaje sobie sprawę, że upłynął już termin naszego małego zakładu. Nastała chwila milczenia. - Proszę mi powiedzieć, czy udało się odnaleźć dziewczynę? - zapytał. Arinalda z najwyższym wysiłkiem powstrzymała się przed okazaniem wściekłości. Czy udało się znaleźć! Dobre sobie! - Daj spokój, lordzie Baralisie, doskonale wiesz, że się nie udało. - Jej głos był spokojny, lecz brzmiała w nim nuta ostrzeżenia. - Nie próbuj ze mnie drwić, panie, bo nie wyjdziesz na tym dobrze. Miał zamiar odpowiedzieć, lecz królowa powstrzymała go uniesieniem ręki. Paź napełnił jej puchar winem. Nie dolała do niego wody. Wolała, by Baralis sądził, że pije nie rozcieńczone. W rzeczywistości kazała rozwodnić je wcześniej. Nie zaproponowała poczęstunku królewskiemu kanclerzowi. Odprawiła gestem pazia. Oboje z Baralisem czekali w milczeniu, aż drzwi zamkną się za odchodzącym. - - Ponieważ dziewczyny nie odnaleziono, muszę się domagać należnej zapłaty. Wiem, że Wasza Wysokość jest nadzwyczaj prawą kobietą i z pewnością dotrzyma słowa. - - Oszczędź sobie trudu, lordzie Baralisie. Twoje pochlebstwa nie mają dla mnie wartości. Wolałabym od razu przejść do rzeczy. - - Jesteś bardzo bezpośrednia, pani. - Tego samego domagam się od ciebie. Zauważyła jego dłonie. Starał się chować je za plecami albo pod płaszczem, nie mógł jednak ukrywać ich cały czas. Były powykręcane i zniekształcone. Co dziwne, widok ten dodał jej siły. - Proszę bardzo, Wasza Wysokość, będę mówił szczerze. Książę Kylock osiągnął już wiek, w którym powinien się ożenić. Córka lorda Maybora, Melliandra, nie jest już odpowiednią kandydatką na jego żonę. Jestem pewien, że zgodzisz się ze mną? Popatrzył na nią, oczekując potwierdzenia. - - Mów dalej. - - Chyba rozumiem motywy, jakimi kierowałaś się, chcąc tego małżeństwa. Chodziło o wzmocnienie pozycji twego syna poprzez sojusz z potężnym możnowładcą. - - A jeśli nawet, to co? - odparła ostrym tonem. Miała wrażenie, że Baralis próbuje nią manipulować. - - To polityka godna polecenia. Zgadzam się z nią całym sercem. Pochwalam czynione przez Waszą Wysokość wysiłki. Sądzę jednak, że mierzyłaś nieco zbyt nisko. - - Co masz na myśli? Jej głos był zimny jak kamień