To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Domagano się krzykami oznajmienia, co się z nią stało. Doktorowie, ilu ich było, pobiegli za kulisy. Z za zasłony, która zapadła, słychać było tylko wrzawę głosów pomieszanych i rozpaczliwe krzyki, które się tragicznego końca domyślać kazały. Lesław siedział w pierwszych rzędach krzeseł obok Amerykanina, Robert'a, z drugiej strony mając przy sobie austryackiego barona Hausgarde, który zupełnie się zapomniał w czasie widowiska, okazując niesłychany entuzyazm. — Hrabia W początku patrzał dosyć obojętnie na amazonkę, dając tylko oznaki uznania, gdy dokonywała z końmi prawdziwych tour de force. Niełatwo go było rozgrzać i ożywić, —ale urok piękności, zręczności, siły, wdzięk tej młodziuchnej istoty podziałał i na jego uśpiony temperament. Zwolna Lesław też widocznie się zaczął coraz bardziej zajmować bohaterką dnia, oczy jego nabrały życia, twarz cała wypiękniała uczuciem, — był pod urokiem jej. Być może, iż skierowane po kilkakroć ku niemu oczy artystki, które zdawały się go szukać i zwracały się umyślnie na Lesława, dokazały tego cudu. Hrabia, w chwili, gdy katastrofa nastąpiła, był już tak oczarowany, jak inni, więcej może, niż sąsiad Amerykanin, niemniej od uniesionego barona Hausgarde. Odmalowało się to na bladej twarzy i w postaci całej. Starał się nie okazać po sobie tego żywego zajęcia, którego może się wstydził, lecz był pod jego wrażeniem, co łatwo poznać się dawało. Amerykanin Robert, oburzony przeciw dyrekcyi i nieszczęśliwemu sprawcy, — z początku chciał się rzucić na scenę, co, przy jego gimnastycznej wprawie, byłoby mu przyszło z łatwością, ale, zobaczywszy, że go inni wyprzedzili, —wstrzymał się. Oczekiwano. Długa chwila upłynęła, nim naostatek pierwsze szepty przebiegły po rzędach krzeseł i lóż: — Żyje! żyje! — Bezprzytomna. — Lekarze spodziewają się ją ocalić. Wszystko to jednak nie zaspokoiło oczekującej urzędowego oznajmienia publiczności, która z gniewem domagała się dyrektora. Wzburzenie było tak wielkie, a rosło z taką siłą i objawiało się w sposób tak gwałtowny, iż dyrektor uledz musiał naciskowi —i blady, z włosami rozrzuconemi, z rękami załamanemi, ukazał się nareszcie przed zasłoną. Cisza, nagle następująca, była nowym dowodem sympatyi, jaką widzowie mieli dla ślicznej, a nieszczęśliwej artystki. Jąkając się, głosem niepewnym i przerywanym, dyrektor oznajmił, że, zdaniem wszystkich lekarzy, pomimo, iż uderzenie było bardzo silne, a upadek groźnym być mógł dla życia, — Nera znajdowała się stosunkowo w stanie takim, iż o ocaleniu życia nie Wątpiono. Obawiano się tylko wstrząśnięcia mózgu, któreby długą chorobę sprowadzić mogło. Natychmiast po dyrektorze, ukazał się obok niego znany wszystkim w Nizzy i ulubiony lekarz miejscowy, doktór Larive, który potwierdził słowa dyrektora. Nikt ani spytał nawet o niezręcznego jeźdźca, który był przyczyną nieszczęścia, chociaż ten padł niefortunnie, uderzając głową o belkę, iż kość czaszki zgruchotał, a oprócz tego nogę miał złamaną. Nery upadek, choć również niebezpieczny, mniej groźnym uczyniło to, że głową uderzyła w nagromadzony stos płócien, przygotowanych na namioty, które wstrząśnięcie osłabiły. Chociaż dotąd przytomności nie odzyskała, — zdawało się, iż wyjdzie cało, jakby cudowna jakaś opieka czuwała nad nią. Na domagania się krzykliwe widzów dyrektor musiał odpowiedzieć zapewnieniem, że parę razy na dzień buletynami drukowanemi zawiadamiać będzie publiczność o stanie zdrowia sympatycznej artystki. Tak się skończyło to wiele obiecujące przedstawienie i widzowie powoli nareszcie rozpływać się zaczęli. Niektóre z pań, a między innemi i księżna Nikopulo, posłały do dyrektora z żądaniem, aby same się naocznie przekonać mogły o stanie artystki. Księżna nawet głośno poczęła się domagać, aby jej powierzono nieszczęśliwą. Lesław jeden z ostatnich oddalił się z cyrku, sam sobie dziwiąc się i temu gorącemu zajęciu losem Nery, która tak niespodziane na nim uczy- niła wrażenie. Nawykły do spokoju, pieszczony panicz, czując się opanowany niepokojem, nie mógł sobie darować tego, iż uległ urokowi, z którego w duchu niedawno się urągał. Nera wydawała mu się nie tem już dziecięciem ulicy i podrzutkiem bezimiennym, ale w istocie jakąś zagadkową, — przebraną księżniczką, — wyjątkową, idealną, cudowną. Gniewając się na siebie za tę słabostkę, hrabia powolnym krokiem, odprawiwszy powóz swój do willi, sam poszedł piechotą, może spodziewając się po drodze jeszcze dostać języka lub spotkać kogoś, z kimby o Nerze mógł mówić. Tymczasem nadążył za nim Amerykanin, który wdarł się był za kulisy i przynosił najświeższe pocieszające wiadomości